Ministerstwo się pochyla
– Trwający od 3 lat bezcłowy import zbóż z Ukrainy postawił producentów rolnych poniżej progu opłacalności – mówi Andrzej Madej ze Starej Wsi (gm. Bychawa, woj. lubelskie), wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych Województwa Lubelskiego. – Nasilony import zbóż z Ukrainy jest coraz bardziej widoczny w skutkach, zwłaszcza na terenie powiatów biłgorajskiego, janowskiego i lubelskiego. Tutejsi rolnicy tracą rocznie ok. 700 mln zł.
W grudniu 2015 r. otrzymuje odpowiedź z Kancelarii Prezydenta RP z informacją, że jego prośba została przekazana do ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi. W styczniu 2016 r. Jacek Bogucki, sekretarz stanu w MRiRW odpowiada, że od 1 stycznia 2016 r. obowiązuje umowa między UE a Ukrainą o pogłębionej i całościowej strefie wolnego handlu (DCFTA). Umożliwia ona także preferencyjny eksport towarów unijnych, w tym polskich, na rynek ukraiński.
Wiceminister Bogucki odniósł się też do poruszanej przez rolników kwestii jakości importowanych produktów rolnych. Stwierdził, że kontrolują to właściwe organy, m.in. Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych i Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa oraz Inspekcję Weterynaryjną.
W styczniu 2016 r. Andrzej Madej zwraca się o pomoc do Jarosława Sachajko (Kukiz 15), przewodniczącego sejmowej Komisji Rolnictwa.
Ryszard Zarudzki, podsekretarz stanu w MRiRW odpowiedział, że problem jest ministerstwu znany i w grudniu 2015 r. wysłano stosowne pismo do wicepremiera Morawieckiego. Zapewnił, że sprawa będzie badana, ministerstwo podejmuje działania.
Rekompensaty niemożliwe
Na początku lipca 2016 r. Andrzej Madej zwraca się do wiceministra Zarudzkiego z prośbą o informację, w jaki sposób sejmowa Komisja Rolnictwa i rząd RP rozwiązali problem. Z odpowiedzi dowiaduje się, że ministerstwo na bieżąco monitoruje sytuację dotyczącą importu zbóż i analizuje ją. Jeżeli chodzi o jakość importowanego ziarna, prosi o informowanie o konkretnych przypadkach nieprawidłowości.
25 stycznia br. na posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi po raz kolejny zostaje poruszony temat importu zbóż z Ukrainy. Wiceminister Jacek Bogucki stwierdził, że tańsze zboża są nie tylko na Ukrainie, ale też w Czechach i na Słowacji. Z tego powodu problemy cenowe mogą występować lokalnie na południowym wschodzie kraju. Jednocześnie zapewnił, że został przygotowany program wsparcia dla rynku zbóż. Zaznaczył, że Polska nie zgadza się na zwiększenie kontyngentów importowych, co podnosi na forum UE, jednak na podstawowe, docierające na rynek zboża, w tym kukurydzę, od dłuższego czasu UE stosuje zerową stawkę celną, w związku z tym kontyngenty nie mają większego znaczenia i zboże dociera na polski rynek poza kontyngentem.
Andrzej Madej po raz kolejny zwrócił się o rekompensatę dla rolników z południowo-wschodniej Polski za utracone korzyści. Wojciech Fus, rolnik z woj. lubelskiego stwierdził, że gospodarstwa we wschodnim regionie – Lubelszczyźnie i Podkarpaciu, zaczną padać, a niektóre już zbankrutowały.
Jacek Bogucki odpowiedział, że rekompensaty w postaci wyższych dopłat są w tym momencie są niemożliwe ze względu na to, że znajdujemy się w połowie okresu finansowania unijnego.
Było źle, jest gorzej
– Wiosną 2014 r., kiedy podjęto decyzję o bezcłowym imporcie zbóż z Ukrainy, miało ono trafiać do wszystkich krajów UE. Tymczasem zboże trafiło do regionów południowo-wschodniej Polski – mówi Andrzej Madej, posiadacz 85 ha, na których uprawia pszenicę, jęczmień, kukurydzę i rzepak. – Zboże ukraińskie jest tanie, więc ceny naszego ciągle spadały. Mamy tu wprawdzie żyzne gleby, ale wysokie plony osiąga się pod warunkiem, że ponosi się duże nakłady. Ze zbytem nie mamy problemu, ale ceny nas dobijają.
– Ukraina sprzedaje u nas zboże, ale sprzęt i maszyny kupuje w innych krajach UE – mówi Mirosław Berbeć ze Stójka, uprawiający na 40 ha m.in. pszenicę i rzepak. – W związku z tym nie zarabiają na nich nasi producenci.
– To problem tzw. ściany wschodniej – ocenia Dariusz Sęczkowski z Kozieńca, właściciel 37 ha. – Ani UE, ani nasi politycy nie przejmują się tym. Poza tym mamy dużo wątpliwości co jakości sprowadzanego ziarna.
Andrzej Korkosz gospodarujący na 50 ha, podobnie jak inni rolnicy w tym regionie, uprawia pszenicę, rzepak i kukurydzę.
– Zwracaliśmy się już chyba do wszystkich możliwych władz i wszędzie jest taka sama reakcja – myślimy o tym, pracujemy, zajmujemy się tym. A nic się nie zmienia – mówi.
– Dochodowość gospodarstw jest znacznie niższa niż trzy lata temu – ocenia Artur Krukowski z Borunia, właściciel 60 ha. – Uważamy, że trzeba bardziej się przyjrzeć jakości importowanych z Ukrainy zbóż, nasze zboże dokładnie się bada na granicach. Słyszymy, że mamy składać doniesienia, jeśli zauważymy coś niepokojącego. Chyba nie od tego jesteśmy.
Marek Małecki z Siennicy Różanej mówi krótko. – Jest coraz gorzej, chociaż wydawało się to niemożliwe.
Adam Dudzik z Siennicy Różanej gospodaruje na 30 ha, Dariusz Tokarz z Borunia – na 20 ha, Tadeusz Korkosz – na 80 ha. Zgodnie stwierdzają, że ich gospodarstwa są zagrożone.
Leszek Borys z Borunia uprawia 25 ha. Kiedyś miał produkcję zwierzęcą, teraz jest tylko roślinna.
– To, co powiem jest bardzo banalne – ceny płodów rolnych ciągle spadają, a koszty produkcji rosną – mówi. – Na pewno nie pomaga nam import zboża z Ukrainy.
– Od pokoleń byliśmy Polską B. teraz jesteśmy Polską C albo i D – stwierdza Andrzej Madej. – Nie jesteśmy chronieni żadnym prawem. Musimy się zjednoczyć, bo w pojedynkę nic nie zdziałamy.
Joanna Zwolińska