Rolnik przez kolczyki trafił do aresztu
Krzysztof Stefaniak, hodowca z Dysa pod Lublinem nie zapłacił 500 zł grzywny bo, jak mówi, nie zamierza płacić za coś, co nie miało miejsca. A nawet gdyby chciał zapłacić, to nie ma z czego. Po wybiciu jego stada w 2019 r. do dziś nie dostał odszkodowania ani odpowiedzi, jakie warunki musi spełnić, żeby znów ruszyć z produkcją. Od tamtej pory obora stoi pusta, a kredyty same się nie spłacą.
- Ludzie siedzą latami i wytrzymują, ja tylko dziesięć dni. Jednak taka sytuacja z niesprawiedliwym uwięzieniem, to boli – mówił przed przekroczeniem drzwi aresztu rolnik. Odprowadzała go zapłakana żona, synowie, rodzina, znajomi. Nie zawiedli rolnicy z Agrounii.
Pani Wioletta, żona hodowcy, łamiącym się głosem mówiła, że nie wyobraża sobie świąt bez męża. – Nic na razie nie przygotowuję – mówiła cicho. W tym czasie pan Krzysztof ocierał z policzka łzę. Jak mogło dojść do takiej sytuacji?
Jedno mówili inspektorzy powiatowi, a inne z wojewódzcy. A rolnika ukarali
W lipcu 2019 r. w gospodarstwie pana Krzysztofa inspekcja weterynaryjna stwierdziła ognisko ASF. Wybite zostało stado liczące ponad 300 świń.
– Powiatowa Inspekcja Weterynaryjna stwierdziła, że kilka świń nie ma kolczyków – mówi rolnik. – W tak dużym stadzie to normalne. Jednak świnie, które straciły kolczyki miały tatuaże, czyli wszystko było zgodnie z prawem. Potwierdzili to lekarze z powiatowego inspektoratu, bo w protokole zaznaczyli, że pod tym względem wszystko jest w porządku – kontynuuje hodowca. – Ale drugiego dnia do mojego gospodarstwa przyjechała kolejna inspekcja weterynaryjna, tym razem wojewódzka. I ci kontrolerzy stwierdzili w protokole, że aż 90% świń nie ma kolczyków.
Nic dziwnego, że rolnik w tej sytuacji odmówił zapłacenia 500 zł grzywny. Sprawa trafiła więc do sądu.
Sąd nie rozwiał wątpliwości dotyczących kolczyków
- Różnica między protokołami jest bardzo duża - potwierdza Elwira Kister, adwokatka z lubelskiej kancelarii AKP Adwokaci, reprezentująca pana Krzysztofa.
– Ale to nie wszystko. Osoby, które przeprowadzały tę kontrolę, zarówno z powiatowego i wojewódzkiego inspektoratu weterynarii, były przesłuchiwane w charakterze świadków w sprawie o wykroczenie. I w tzw. swobodnej fazie wypowiedzi część pań inspektor z wojewódzkiego inspektoratu weterynarii stwierdziła, że liczba nieoznakowanych sztuk wynosiła między 5 a 10%. Jedna z nich zapytana przez sąd o sprzeczność między tym co mówi, a protokołem odpowiedziała, że mogła się pomylić.
Mimo to sąd uznał, że to rolnik zawinił w sprawie kolczyków i skazał go na grzywnę. Ponieważ hodowca jej nie zapłacił, została zamieniona na karę aresztu.
Pan Krzysztof ma wielki żal do sądu, że nie wziął pod uwagę ani jego głosu, ani głosu powołanych przez niego świadków. Podkreślał to przed lubelskim aresztem.
Rolnik spędzi 10 dni w więzieniu podczas świąt Bożego Narodzenia
Hodowca ma spędzić w areszcie przy ul. Południowej w Lublinie dziesięć dni. Zapowiada, że po wyjściu na wolność będzie nadal dochodzić wypłaty odszkodowania za wybite stado w ramach kasacji przed Sądem Najwyższym.
Bo wynikiem feralnej kontroli w 2019 r. był nie tylko mandat. Najpierw inspekcja weterynaryjna, potem sąd rejonowy a 14 grudnia 2021 r. Sąd Okręgowy w Lublinie decydowali, że używanie przenośnego ręcznego opryskiwacza do dezynfekcji w gospodarstwie pana Krzysztofa nie spełnia wymogów bioasekuracji.
– Za dziesięć dni wychodzę. Apeluję do hodowców w podobnej sytuacji o kontakt. Myślę o pozwie zbiorowym. W jedności siła – mówił Krzysztof Stefaniak
Michał Kołodziejczak w Lublinie: murem za rolnikiem
Rolnika wspiera Agrounia. Jej lider podkreśla, że ta sprawa to przykład na to, że nasze państwo nie staje po stronie obywateli. - Zamiast ścigać bandytów, gnębią gospodarzy! Nie ma na to naszej zgody - komentował. Podkreślał, że rolnik spod Lublina stał się ofiarą urzędników a potem sądu.
Krzysztof Janisławski