Rolnik liczy na dopłaty
Dariusz Sajewski z Siemiątkowa (pow. żuromiński) gospodaruje na 43 hektarach. Uprawia 9 ha kukurydzy, 7 ha łubinu, 3 ha roślin miododajnych oraz zboża.
– W tym roku wejdę w uprawę roślin miododajnych, najprawdopodobniej będzie to ostropest plamisty oraz lucerna. Robię to, aby spełnić warunki ekoschematu i skorzystać z dodatkowych dopłat w wysokości ok. 1100 zł do ha. Musimy sobie jakoś radzić. Te dopłaty są alternatywą do intensywnej produkcji, która nie zawsze się opłaca, zwłaszcza przy drogich środkach do produkcji, a tanim ziarnie zbóż czy kukurydzy. Kiedyś uprawialiśmy wierzbę energetyczną, z której zrezygnowaliśmy, bo na słabych glebach rosła tylko pasami i trudno było osiągnąć odpowiednią wydajność. Na szczęście nie było problemów z wykarczowaniem pola po wierzbie energetycznej. Najpierw wykosiłem pole kosiarką dyskową, potem to zebrałem i zaorałem. Kukurydzę sprzedaję na pniu na kiszonkę. Chętnych na nią nie brakuje, ponieważ w naszej okolicy jest wielu hodowców bydła mlecznego i często odczuwają głód ziemi. Po prostu mają zbyt duże stada w stosunku do uprawianego areału. Kupiec ogląda taką kukurydzę i dogadujemy się co do ceny uzależnionej od wysokości kukurydzy oraz stopnia wykształcenia kolb. Jeśli chodzi o dofinansowania z UE, to korzystałem zarówno z SAPARD-u, PROW-u, jak i różnicowania działalności i to nie tylko we własnym gospodarstwie, ale również w SKR Siemiątkowo, gdzie przez wiele lat pełniłem funkcję prezesa. Wcześniej w gospodarstwie miałem też krowy, a potem bydło opasowe, ale zbliżając się do emerytury zlikwidowałem produkcję zwierzęcą – powiedział Dariusz Sajewski.
Andrzej Rutkowski
fot. Pixabay