Na pierwsze z pytań odpowiadali Kaspars Gerhards, minister rolnictwa Łotwy, Paulius Astrauskas, wiceminister rolnictwa Litwy, Zdenĕk Nekula, minister rolnictwa Czech, oraz wicepremier Henryk Kowalczyk. W sprawie eksportu wypowiadali się Andrzej Chodkowski – główny inspektor ochrony roślin i nasiennictwa, Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Izby Drobiarstwa, Marcin Witulski, prezes Polmleku w Lidzbarku Warmińskim, oraz Marcin Wroński, zastępca dyrektora generalnego KOWR.
Rosnące koszty produkcji w rolnictwie, tak w Polsce, jak i w całej UE
Wszyscy ministrowie zwrócili uwagę na ogromny wzrost kosztów produkcji w rolnictwie, co powoduje duże napięcie wśród tej grupy społecznej.
– Podwyżki są szczególnie dotkliwe w branży drobiarskiej i ogrodnictwie. Perspektywy na przyszłość nie wyglądają dobrze. Mimo to rolnicy nie ograniczają produkcji – mówił Kaspars Gerhards.
Paulius Astrauskas wskazywał, iż na Litwie wzrost kosztów produkcji odczuwają głównie producenci drobiu i żywca wieprzowego. Coraz większe jest zapotrzebowanie na kapitał obrotowy. Zaznaczył jednocześnie, iż Litwa jest gotowa także do eksportu swojego ziarna, ponieważ ma nadwyżki. Wskazywał, iż aby porty na Morzu Bałtyckim mogły wytrzymać wywóz ukraińskiego zboża, potrzebne jest wsparcie finansowe dla logistyki.
Henryk Kowalczyk podkreślił, iż nasi rolnicy, m.in. dzięki dopłatom do nawozów, nie będą zmuszeni ze względu na rosnące koszty do ograniczenia produkcji. Bardzo duży nacisk położył jednocześnie w swojej wypowiedzi na to, że Unia nie może sobie w obecnej sytuacji pozwolić na redukcję produkcji żywności.
Unia Europejska mui pomóc Polsce w tranzycie zboża z Ukrainy
Z kolei w perspektywie krótkoterminowej dla naszych rolników najważniejsze jest zwiększenie transportu ukraińskiego zboża przez Polskę.
– Przy obecnym stanie technologicznym nie możemy przewieźć więcej niż 1,5 mln t ziarna, a oczekiwania są na poziomie 5–6 mln t. Z dużym optymizmem przyjąłem deklaracje o utworzeniu korytarzy solidarnościowych, ale jak na razie są one tylko na papierze, a my potrzebujemy kontenerów, naczep i innych rozwiązań, które by usprawniły przeładunek i transport zbóż. Jest to konieczne jeszcze przed żniwami, bo inaczej zboże będzie zalegać w Ukrainie i w Polsce, a świat będzie cierpiał z głodu – apelował Kowalczyk.
Gerhards wyraził gotowość Łotyszy do pomocy przy transporcie ukraińskiego zboża. Żeby jednak mogli wykorzystać swoje moce przeładunkowe w portach, które sięgają 50 mln t rocznie, potrzebują wsparcia, gdyż mają problemy techniczne, jak i biznesowe.
Z kolei Litwini mają możliwość transportu zbóż przez port w Kłajpedzie. Jak mówił jednak tamtejszy minister rolnictwa, najtaniej dowieźć tam ukraińskie zboże drogą kolejową, ponieważ transport drogowy jest bardzo drogi, jednak droga kolejowa z Ukrainy prowadzi przez Białoruś.
– Ta opcja, choć tańsza, nie wchodzi w grę, ponieważ nie ma gwarancji, że to zboże nie zostanie zarekwirowane – tłumaczył Paulius Astrauskas.
Zdenĕk Nekula podziękował Polakom, którzy pomagają szukać trasy zastępczej dla eksportu ukraińskich zbóż.
– Polska jest na pierwszej linii, ale Czesi, którzy obejmują 1 lipca przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej, będą chcieli w tym Polsce pomóc. Trzeba szukać kolejnych możliwości eksportu – nie tylko przez granicę z Polską, ale także z Rumunią oraz rumuńsko-węgierską. Będzie to trudne, ale wierzę, że się uda – zapewniał czeski minister rolnictwa.
Kowalczyk zapewnia, że jeżeli rolnik zmagazynuje zboże, to nie straci?
Kowalczyk i Nekula podkreślali, iż w tym sezonie bardzo dużego znaczenia nabierze możliwość magazynowania zboża. Jest to szczególnie ważne w czasie, zanim unijne kraje stworzą infrastrukturę do transportu ziarna do krajów trzecich na większą skalę.
Henryk Kowalczyk jak zwykle studził obawy polskich rolników o to, że zwiększenie eksportu zbóż z Ukrainy sprawi, iż zostanie go więcej w Polsce, co wpłynie na spadek cen naszego ziarna.
– Nie da się zapewnić idealnego tranzytu przez Polskę, bo część zboża z Ukrainy w ogóle nie ma adresata. Nie możemy jednak blokować tego eksportu. Musimy zachować zimną krew. Lepiej zmagazynować, co się da, niż sprzedawać pod presją. Jesienią na rynkach światowych będzie mniej zbóż i wtedy zapasy okażą się bardzo cenne – wskazywał Kowalczyk.
Co jednak ciekawe, w ocenie obu ministrów ich rolnicy mają już i tak duże zapasy ziarna z ubiegłorocznych zbiorów. Podczas debaty zabrał głos Jan Bieniasz, rolnik z Podkarpacia, reprezentant grup producentów rolnych, którzy dysponują dużą powierzchnią magazynową. Potwierdził, iż znaczna część ukraińskiego zboża nie wyjeżdża dalej, a zostaje w Polsce.
Rolnik z Podkarpacia: u nas nie możemy sprzedać ziarna, a jak znajdziemy kupca spoza województwa, to dochdzą koszty transportu
– To Polacy są pierwszymi odbiorcami ukraińskiego zboża. Jako grupa mamy jeszcze sporo w naszych magazynach kukurydzy, ale nie możemy jej sprzedać, bo w naszym regionie jest tańsza kukurydza z Ukrainy. Chcąc sprzedać nasze zboże poza Podkarpacie, musimy dopłacać do transportu jednej tony około 300 zł – skarżył się Bieniasz.
Z tego, co mówił wicepremier Henryk Kowalczyk, raczej nie ma co liczyć na szybką pomoc Amerykanów w stawianiu silosów przy granicy z Ukrainą.
– Wskazaliśmy miejsca, gdzie można by lokować takie magazyny, ale nic więcej. W trybie pilnym będziemy sobie radzić sami i liczymy na pomoc Unii – wyjaśniał Kowalczyk.
Marcin Wroński, wicedyrektor generalny KOWR, zwracał uwagę, iż nie można mieć pretensji do żadnego państwa europejskiego o to, że nie budowano infrastruktury do transportu produktów rolnych z Ukrainy, ponieważ transport przez Morze Czarne był najtańszy, a tej infrastruktury nie da się szybko zastąpić.
– Moc przeładunkowa naszych portów była dopasowana do naszego eksportu. A ten musi trwać, gdyż mamy zapasy swojego zboża, a żniwa zapowiadają się dobrze – komentował Wroński.
Trzeba być szybkim i elastycznym, aby sprzedawać polskie produkty rolno-spożywcze
Jak wskazywał Dariusz Goszczyński z Krajowej Izby Drobiarstwa, branża drobiarska patrzy na to, co się dzieje, z dużym niepokojem.
– Wiosną było zawirowanie na rynku pasz, był problem z ich dostępnością. Teraz jest duża niepewność, jak przetrwamy zimę. Nie wiemy, co będzie z gazem i węglem – wyliczał dyrektor KID.
Z kolei Marcin Witulski, prezes Polmleku, zaznaczył, iż polska branża mleczarska podobnie jak w przypadku drobiu, dominuje wśród grona największych unijnych eksporterów. Wywozimy 30% naszej produkcji. Ze względu na to, że branża doświadczyła w ostatnich latach bardzo dużo złych sytuacji, jest już przygotowana na zmiany.
– Polmlek podczas tych kryzysów nigdy nie zaprzestał skupowania mleka i nie ograniczał produkcji. Sprzedajemy produkty do 120 krajów, szczycimy się polskością. Rynki można zdobyć dzisiaj wyłącznie jakością, ponadto jakość musi być powtarzalna. Wyznajemy zasadę, że trzeba być elastycznym wobec pojawiających się zmian i działać szybko. Gdy zamknął się rynek ukraiński, weszliśmy do Chile i Meksyku – wyliczał Witulski.
Musimy wykorzystać potencjał krajów arabskich, azjatyckich i afrykańskich do eksportu żywności
Marcin Wroński zwracał uwagę, iż naszym producentom ze względu na wzrost kosztów produkcji coraz trudniej będzie konkurować na rynkach trzecich ceną.
– Ponadto Polska ma ogólnie słabsze gleby, a żniwa są raz w roku. Musimy więc stawiać na wysoką jakość i takie rynki zbytu, jak bogate kraje arabskie, azjatyckie i afrykańskie. Tam należy szukać głównie zwiększenia sprzedaży. Trzeba wykorzystać też Polonię, osoby, które tam mieszkają, zarządzają sieciami czy grupami zakupowymi. Oczywiście rynki unijne są też bardzo ważne, ale tutaj wzrost lub spadek eksportu jest mocno uzależniony od kursu euro – przekonywał Wroński.
Andrzej Chodkowski mówił o barierach administracyjnych związanych z eksportem.
– Zdobycie rynków azjatyckich zajmuje lata. Trzeba przedstawić szereg dokumentacji, które szczegółowo analizują tamtejsze inspekcje. Kryteria unijne nie wystarczą. Nie da się z tym walczyć nawet na forum Światowej Organizacji Handlu. Polska otworzyła pomimo to w ciągu ostatnich lat trzynaście takich trudnych rynków – tłumaczył Chodkowski.
Aby wzmocnić naszą pozycję na rynkach trzecich, trzeba wykorzystać do promocji środki unijne, ponieważ nawet najlepszy produkt bez promocji nie ma szans.
Magdalena Szymańska
Fot. Paweł Kuroczycki, Krzysztof Wróblewski