Uwagę funkcjonariuszy z komendy powiatowej w Zgierzu przykuły widoczne z zewnątrz racice, które utknęły zwierzętom w luce między podłogą skrzyni ładunkowej a windą załadunkową. Policjanci postanowili więc zatrzymać i skontrolować pojazd. Wyszło wówczas na jaw, że na dostawczego Mercedesa załadowano aż 17 sztuk bydła. Wiozło je dwóch obywateli Rumunii w wieku 23 i 27 lat. Tłumaczyli oni, że zapłacono im za dostarczenie zwierząt w okolice Gdańska.
Wiezione niezgodnie z przepisami zwierzęta były wycieńczone i sprawiały wrażenie chorych. Poza tym nie były zakolczykowane, a Rumuni nie mieli żadnych dokumentów przewozowych ani paszportów dla bydła. Na miejsce wezwano lekarza weterynarii z powiatowego inspektoratu w Zgierzu. Stwierdził on, że krowy mają objawy choroby niebieskiego języka (czyli pryszczycy rzekomej), która w Polsce jest chorobą zwalczaną z urzędu.
Gdyby krowy trafiły do miejsca przeznaczenia, władze musiałyby automatycznie wstrzymać eksport bydła i wołowiny z Polski do wszystkich krajów, w których obowiązuje klauzula importu tylko z państw wolnych od choroby niebieskiego języka. Prokuratura Rejonowa w Zgierzu prowadzi śledztwo w tej sprawie.
W 2015 r. wirusa powodującego tzw. chorobę niebieskiego języka stwierdzono u 7 cieląt sprowadzonych również z Rumunii do jednego z gospodarstw pod Gostyniem. Do uboju skierowano jednak wszystkie 150 zwierząt, które przyjechały wówczas z transportem. Choroba niebieskiego języka nie jest groźna dla ludzi, ale stanowi śmiertelne zagrożenie dla bydła i owiec. Wirus powoduje zmiany w okolicach warg i języka zwierzęcia, które objawiają się sino-niebieskim zabarwieniem. Od 2014 r. w Europie notuje się coraz więcej przypadków tej choroby. Jej ogniska stwierdzono w Rumunii, na Węgrzech oraz Francji i Austrii. W tym roku do obrotu trafiła jednak szczepionka, która po dwukrotnym zastosowaniu uodparnia bydło na wirusa.
gt