Złożył pan interpelację poselską dotyczącą sposobu nabywania jałówek ras mlecznych przez rolników, którzy skorzystali z programu pomocy na zakup tych zwierząt. Skierował pan także te same pytania do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Co udało się ustalić?
– Chodziło głównie o to, ilu spośród rolników kupujących jałówki z dopłatą było bliższych lub dalszych krewnych, mieszkających w tej samej miejscowości lub nieruchomości. Okazało się, że w pierwszym wypadku, osób posiadających te same nazwiska było 535, takich, które mieszkały w tej samej miejscowości było 887, a zamieszkałych w obrębie danej nieruchomości było 40. Zastanawiam się jak to nazwać, czy jest to naganne, czy próbować to tłumaczyć faktem, że ci ludzie żyją i funkcjonują zawodowo w określonym środowisku i stąd wzięły się takie same nazwiska?
Z drugiej strony pamiętajmy, że dopłaty do jałówek pochodzą z budżetu państwa, czyli są to pieniądze publiczne. Nie powinno się więc wykorzystywać możliwości obracania tymi pieniędzmi między członkami tej samej rodziny, chociażby z uwagi na aspekt moralny.
Z drugiej strony pamiętajmy, że dopłaty do jałówek pochodzą z budżetu państwa, czyli są to pieniądze publiczne. Nie powinno się więc wykorzystywać możliwości obracania tymi pieniędzmi między członkami tej samej rodziny, chociażby z uwagi na aspekt moralny.
Celem tego programu było zwiększenie liczby jałówek hodowlanych w polskich gospodarstwach. Ciekawe, o ile wzrosła liczba tych zwierząt w stadach?
– Takich danych Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa nie przekazał. Rozmawiałem z kilkoma hodowcami, którzy opowiadali ile jałówek i z jakiego źródła nabyli. Nie możemy więc wszystkich wrzucać do jednego worka, jako nadużywających pieniędzy publicznych. Przypuszczam, iż kolejnym celem programu była poprawa bazy genetycznej w gospodarstwie.
Jednak, jeśli jałówkami wymieniał się ojciec i syn, których krowy stoją często w jednej oborze, to trudno mówić o poprawie genetyki stada.
– Oczywiście, w takim wypadku można mieć poważne moralne wątpliwości co do takich transakcji. Kolejny problem to fakt, że obracaliśmy jałówkami obecnych u nas zwierząt, pochodzących z tych samych obór i miejscowości, nie zmieniła się więc pula naszych zasobów genetycznych.
W tym momencie powinniśmy się zastanowić czy państwo, a dokładnie minister rolnictwa, dobrze zarządza publicznymi pieniędzmi. Po wejściu do Unii Europejskiej rolnictwo otrzymało poważny zastrzyk finansowy. Tymczasem w Polsce sporo z tych pieniędzy zmarnowaliśmy, co pokazuje choćby przykład jałówek hodowlanych. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że publiczne pieniądze należy wydawać wyjątkowo rozsądnie. Dlaczego publiczne pieniądze są inwestowane w rolnictwo? Chodzi o to, aby całe rolnictwo stało się opłacalne, a nie o to, aby jednostki wyszarpywały ile się da dla wąskiej grupy.
Niedawno spotkałem się z przedstawicielami ambasady Nowej Zelandii. To kraj, który bez dotacji i zewnętrznych źródeł finansowania w krótkim czasie przebranżowił się z hodowli owiec na hodowlę krów. W tym momencie powinniśmy się zastanowić, dlaczego my radzimy sobie znacznie gorzej, choć co roku dostajemy miliardy euro z UE? Jedną z pierwszych reform, jakich dokonano w Nowej Zelandii w celu poprawienia opłacalności produkcji była zmiana modelu doradztwa rolniczego. Tamtejsze rolnictwo zrezygnowało z ogólnego, państwowego doradztwa rolniczego na rzecz doradztwa branżowego. Zgodnie z przekazanymi informacjami, to dzięki przejściu na doradztwo branżowe, w którym wiedzę przekazuje praktyk praktykowi w połączeniu z nauką akademicką, rolnicy doprowadzili do zmiany, która uczyniła z Nowej Zelandii światową potęgę w produkcji rolniczej. Rolnicy zrozumieli, iż tylko dzięki wzajemnej pomocy, współpracy, wymianie wiedzy i doświadczeń, mogą godnie żyć i zdobywać kolejne rynki zbytu.
Wróćmy jednak do polskich jałówek. Pojawia się pytanie, czy możliwości, jakie pojawiły się w tym programie były przypadkowe, czy ktoś je stworzył z premedytacją?
– Możemy założyć, że minister mógł zatwierdzić ten program nieopatrznie, choć należy przyjąć, że powinien szczególnie być wyczulony na możliwości powstawania ewentualnych nieprawidłowości.
Nie ulega wątpliwości, iż polskie rolnictwo jest niedofinansowane, brakuje systemowych rozwiązań, a dostępne pieniądze często są wydawane nieoptymalnie. Zawsze należy ograniczać do minimum możliwość ich nieprawidłowego wykorzystania i obawiam się, że w tym programie nie dochowano odpowiedniej staranności, ale na prawidłową ocenę należy zaczekać do czasu uzyskania odpowiedzi ministra rolnictwa na moją interpelację nr 16692 w sprawie dofinansowania jałówek hodowlanych.
Jaką więc drogę powinniśmy obrać?
– Ministerstwo doprowadziło do utworzenia Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, dodatkowo od ubiegłego roku bezpośrednio pod ministerstwo podlega doradztwo rolnicze, następują intensywne zmiany kadrowe i…, dalej brakuje systemowych zmian w rolnictwie, kolejne gospodarstwa bankrutują, rolnictwo jest skrajnie zadłużone, bez planów na przyszłość. We wspomnianej już Nowej Zelandii organizacja zrzeszająca rolników-producentów mleka sprawdziła się, rolnicy są zadowoleni. Oni wzięli sprawy w swoje ręce nie oglądając się na państwo, nawet obecny na spotkaniu attaché rolny to czynny rolnik, a nie urzędnik zaprzyjaźniony z partią, czy związkiem zawodowym. Dzięki takiemu postępowaniu 13% PKB tego kraju pochodzi z rolnictwa i przetwórstwa spożywczego. Takiego poziomu nie ma w żadnym innym rozwiniętym kraju świata. Do takich celów powinniśmy dążyć, a u nas…
Mamy organizacje branżowe, dlaczego nie działają prawidłowo?
– Przez wiele lat powołano szereg instytucji, które konsumują pieniądze rolników. Z jakiegoś powodu nie chcemy posługiwać się wzorcami państw, w których udało się samodzielnie doprowadzić do znaczących i pozytywnych zmian, jak choćby w Nowej Zelandii. Mamy w kraju Fundusze Promocji czy Polską Federacją Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Teoretycznie PFHBiPM to branżowa, samorządna organizacja rolników, powinniśmy tego typu instytucje wspierać i tworzyć. Zastanawiam się, co takiego jest w statucie tej organizacji, że rolnicy nie potrafią zapanować nad swoją organizacją. Niedawno otrzymałem pismo od Bogdana Święczkowskiego, Prokuratora Krajowego, dotyczące śledztwa prowadzonego w sprawie PFHBiPM oraz Polskiej Federacji sp. z o.o. Prokurator Krajowy pisze w nim m.in. że śledztwo monitoruje Departament do Spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej. W grudniu 2017 r. prokurator odpowiedzialny za ten monitoring, zapozna się ze zgromadzonymi materiałami i zdecyduje, która jednostka prokuratury będzie kontynuować postępowanie. Mam nadzieję, że to pozwoli wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące Federacji i jej spółki.
Dużo jeżdżę po Polsce, rozmawiam z rolnikami, którzy narzekają, że od ponad 20 lat walczą o zmianę funkcjonowania rolnictwa. Kilka razy liczyli na to, że coś się odmieni. Może nadszedł czas, aby się odmieniło? Jeśli pokażemy ludziom, że wystarczy tego łupienia Polski, to odnajdą oni sens wspólnego działania. Mam nadzieję, że uda nam się zdążyć póki jest jeszcze potencjał na wsi, bo niebawem okaże się, że już nie ma czym się dzielić.
Jednym z pana pomysłów jest jawność funduszy publicznych. Także np. pieniędzy przeznaczanych na promocję żywności.
– Jawność jest podstawowym mechanizmem zapewniającym prawidłowe rozdysponowanie środków publicznych, tylko społeczna kontrola nad tymi pieniędzmi zapewni racjonalne ich wydawanie. Nie da się postawić policjanta przy każdym człowieku, który ma wpływ na publiczne pieniądze. Jeśli wprowadzimy całkowitą jawność, to osiągniemy pełną kontrolę nad prawidłowością wydatkowania pieniędzy. W tej chwili jako klub Kukiz`15 tworzymy ustawę zakładającą znaczne wydłużenie okresu, w którym urzędnicy odpowiadają za swoje decyzje. Obecnie obowiązuje okres 5-letni. Przy obecnym stanie prawa nie ma żadnego problemu, aby sprawę przeciągnąć i uwolnić się od wszelkiej odpowiedzialności z uwagi na przedawnienie, urzędnicy są w tym mistrzami. W naszym kraju urzędnicy są niemal całkowicie bezkarni, jako ruch społeczny nie wyrażamy na to zgody!
Niestety, nasze elity skupiają się na czymś innym.
– Ludzie tworzący ruchy społeczne takie jak Kukiz’15, potrafią przygotować projekty ustaw w kilka tygodni. Ministrowi Jurgielowi często nie starcza kilku miesięcy choć ma do dyspozycji pracowników ministerstwa oraz pracowników państwowych instytutów badawczych. To łącznie kilka tysięcy ludzi. Niedawno na sali plenarnej pytano o „Pakt dla obszarów wiejskich”. Byłby to prawdopodobnie wspaniały projekt, gdyby przygotowano go dwa lata temu, takich zmian oczekiwali rolnicy. Widzę niestety, że chodzi wyłącznie o to, aby zaprezentować ten dokument przed wyborami, kolejna „kiełbasa wyborcza”, z której nic nie wyniknie dla wsi.
Niedawno minister Krzysztof Jurgiel wspomniał o ustawie o gospodarstwie rodzinnym.
– Widzę, że minister bardzo pilnie śledzi to co ja mówię i proponuję. Wystarczy, że na dwóch spotkaniach coś powiem i po kilku dniach słyszę, że Krzysztof Jurgiel też to zrobi. Niestety, jest to działanie polityczne, które było często wykorzystywane w poprzednich kadencjach, czyli puste obietnice. Dziwię się, że dalej minister liczy na krótką pamięć rolników. Oczekuję, że minister dysponując kilkutysięczną armią urzędników wkrótce, w ciągu miesiąca, zaprezentuje projekt ustawy w tym zakresie, gdyż pamiętam, iż ponad rok temu w trakcie Dożynek Prezydenckich w Spale, minister dużo mówił o gospodarstwach rodzinnych, ale tylko o tym mówił. Mamy w sejmie polityków, należy do nich także minister rolnictwa, którzy zasiadają w sejmie od 20 lat. Dziś przychodzą do mnie obywatele i zgłaszają te same problemy co 20 lat temu. Dlaczego nikt niczego nie zrobił przez tyle lat? Niedawno odszukaliśmy złożone niemal 20 lat temu w sejmie projekty ustaw o gospodarstwie rodzinnym. Posłowie PSL, którzy składali te projekty nadal są w sejmie, to jest przerażające zaniechanie. Obietnice, obietnice, obietnice, a gospodarstwa rolne znikają.
Co możemy zrobić z tym problemem?
– Co roku znika kilkanaście tysięcy gospodarstw otrzymujących dopłaty. Karmienie nas mrzonkami o koncentracji na skalę amerykańską lub argentyńską jest bardzo niebezpieczne. Dobrym przykładem jest koncentracja produkcji mleka. To bardzo krótkowzroczne. Ta koncentracja, z której tak cieszy się Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka zaprowadzi nas donikąd. Powinniśmy więc pójść w jakość, w produkcję żywności wysokiej jakości, w czym mogą nam pomóc rasy rodzime. Niestety, traktujemy je ciągle po macoszemu. A my rzuciliśmy się na hf-y, jedną z droższych ras w hodowli.
Wzorem Norwegii i Irlandii powinniśmy wyhodować własną rasę krów, najlepiej przystosowaną do naszego środowiska. Nie chodzi o to, aby licytować się kto dostanie więcej mleka od krowy, ale o to, komu zostanie więcej w kieszeni z tego mleka. Chodzi więc o to, aby PFHBiPM zaczęła przede wszystkim pracować na rzecz wszystkich producentów mleka, a nie tylko hodowlanej elity.