Które wydarzenia kończącego się roku będą miały największe konsekwencje dla rolników w przyszłości?
– Rok wyborów, był rokiem zasypywania rolników obietnicami. Wśród nich były te dotyczące zintegrowanej retencji wód, pozwalającej łagodzić skutki suszy. Po wyborach entuzjazm polityków i urzędników opadł, a my wciąż nie mamy rozwiązań systemowych z zapewnionym długofalowym finansowaniem, które nie kończy się chwilę po starcie danego programu. Rolnik chcący urządzić na swoim gruncie zbiornik retencyjny wciąż musi przechodzić długie i kosztowne procedury. A wystarczyłoby proste rozwiązanie: Właściciel gruntu może wykopać taki zbiornik, wystarczy, że zgłosi inwestycję. Państwo by się zobowiązało do zwrotu 60-70% jej kosztów ryczałtem. W ciągu kilku lat moglibyśmy zapomnieć o suszy rolniczej i podtopieniach. Niestety, nie zapowiada się, żeby tak miało się stać.
Z kolei pod koniec roku mieliśmy bombę atomową zrzuconą na polską wieś w postaci „Piątki dla zwierząt”. Z rzeczywistą ochroną zwierząt ten projekt niewiele miał wspólnego, za to na kilka sposobów uderzał w polskich rolników. Nic dziwnego, że rolnicy wyszli na drogi i ulice i mimo pandemii demonstrowali, walcząc o istnienie gospodarstw, które były budowane przez kilka pokoleń.
Mamy sygnały od rolników z różnych części Polski szykanowanych z powodu udziału w tych protestach. Czekają ich sprawy sądowe.
– Rolnicy zostali postawieni przed wyborem: albo coś zrobią, albo ich oraz ich gospodarstw nie będzie. A wszystko w niesprzyjającym protestom czasie pandemii. Niestety, związki i organizacje rolnicze są słabe i nie mają możliwości realnego finansowego wsparcia protestujących. Jestem zwolennikiem takiej zmiany ustawy o związkach zawodowych, nie tylko rolniczych, która zobowiązywałaby związki do prowadzenia funduszu strajkowego. Z tych pieniędzy można by opłacić dobrego adwokata, a jeśli do zasądzenia kary administracyjnej jednak dojdzie, to opłacić ją. Takie rozwiązanie funkcjonowało w Polsce przed II wojną światową i się sprawdzało.
Ledwie skończyły się protesty przeciw „Piątce dla zwierząt”, ruszył protest plantatorów buraków cukrowych z Zamojszczyzny. Zaangażował się pan w pomoc dla nich.
– Rolnicy uprawiający buraki cukrowe mają problemy od lat, to nie jest pierwszy zły rok. Podobnie jak w innych gałęziach rolnictwa odczuwają oni negatywne skutki tego, że polscy rolnicy zostali zepchnięci do roli producentów produktów podstawowych. Nie mają żadnego wpływu na to, co dzieje się w dalszych etapach czyli w przetwórstwie i handlu.
To jest wyjątkowa sytuacja na tle innych europejskich krajów. W Europie Zachodniej rolnicy są współwłaścicielami całego łańcucha produkcyjnego. Np. w Danii 98% rolniczej produkcji spożywczej przechodzi przez spółdzielnie rolnicze. We Francji czy Holandii takie spółdzielnie również mają gigantyczny udział w rynku. A w Polsce w latach transformacji ktoś uznał, że będzie lepiej, gdy przetwórstwo i handel znajdą się poza wpływem rolników. W efekcie z roku na rok mają oni coraz mniejszy udział w cenie produktu finalnego.
Trzeba w końcu przerwać ten chocholi taniec, wprowadzając nową ustawę o spółdzielczości rolników. Sporo się o niej mówiło. Po czym, jak to u nas często, słuch o niej zaginął. Należy jak najszybciej wrócić do tego pomysłu po to, żeby rolnicy mieli możliwość organizowania się i wykupywania poszczególnych elementów łańcucha żywnościowego. Spółdzielczość w okresach trudnych, kryzysowych radzi sobie bardzo dobrze. Nie jest nastawiona wyłącznie na zysk w krótkim czasie, a co najważniejsze korzysta z mądrości zbiorowej spółdzielców.
Protestujący w Werbkowicach rolnicy narzekają na związki plantatorów buraków cukrowych. Co zrobić, aby tego typu organizacje spełniały oczekiwania ich szeregowych członków?
– Związków i organizacji rolniczych mamy około setki. I one są zwykle po to, żeby promować i dawać zatrudnienie ich szefom i zarządom. W większości niemrawe, biedne i uzależnione od każdego kolejnego ministra rolnictwa. Już cztery lata temu proponowałem, żeby zmienić sposób ich finansowania. Gdyby 1 proc. podatku rolnego zasilał wybraną przez rolnika organizację czy związek, nagle okazałoby się, że to rolnik jest najważniejszy, a nie urzędnik decydujący o dotacjach. Bardzo szybko też wyszłoby na jaw, które związki są kanapowe, a które mają realną siłę. Te silne miałyby pieniądze na działanie, m.in. na wspomniany wcześniej postulowany przeze mnie fundusz strajkowy.
Słuchając pana można uznać, że w Polsce nie ma polityki rolnej, mamy jedynie do czynienia z gaszeniem ciągle nowych pożarów.
– Mamy złotoustych polityków, którzy obiecają wszystko i każdemu. Snują dalekosiężne plany, np. w kwestii wspomnianej już zmiany prawa spółdzielczego. A potem, najczęściej nic nie robią. Po pierwsze, żeby się nie napracować, po drugie, żeby się nie narazić na błąd i związaną z nim krytykę. Działają dopiero wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Reagują, kiedy trzeba ratować sytuację.
Przykłady można mnożyć, pierwszy z brzegu to głośna afera z tzw. leżakami. Przecież nie brakowało głosów, ja też zwracałem na to uwagę, że to jest problem. I, że rolnicy powinni dostawać pieniądze za sztuki chore, nienadające się do wykorzystania w dalszej produkcji mleka, tak żeby nie pozbywali się ich w nie zawsze zgodny z przepisami sposób. Ale dopóki mleko się nie wylało, o problemie za sprawą TVN nie zrobiło się głośno, lepiej było udawać, że sprawy nie ma. Trzeba było afery, żeby przeprowadzić zmiany przepisów.
Nasi politycy nie potrafią działać wyprzedzająco. A przecież po to im płacimy, żeby tak właśnie działali. Obawiam się, że dopóki wybory do sejmu nie zaczną się odbywać metodą jednomandatowych okręgów wyborczych, to na radykalną zmianę jakości klasy politycznej nie mamy co liczyć.
Wychodząc poza krajowe podwórko: czego w najbliższym czasie polscy rolnicy mogą spodziewać się po Wspólnej Polityce Rolnej UE?
– Z pewnością nie wyrównania dopłat bezpośrednich, dalej polski rolnik jest traktowany jako rolnik drugiej kategorii, mimo buńczucznych zapowiedzi naszych polityków. Gdy uzgodniony budżet wejdzie w życie, w przyszłym roku polscy rolnicy otrzymają jedynie 230 euro/ha, czyli o 14 euro mniej niż w roku obecnym, przy zwiększającej się średniej do 265 euro/ha. Dlatego tak ważne jest, żeby rolnicy naciskali na rządzących w sprawie szybkiej modyfikacji ustawy o spółdzielczości. Zjednoczeni w takich wspólnotach będą mogli obniżyć koszty i dalej się rozwijać.
Dodatkowo nie można dopuścić, aby propozycja Komisji Europejskiej dotycząca redukcji zużycia nawozów mineralnych i środków ochrony roślin została zrealizowana. Procentowa redukcja liczona od obecnego zużycia premiowałaby rolników z państw, gdzie chemii zużywa się znacznie więcej. Bo po redukcji dalej używaliby ich więcej niż np. w Polsce, korzystając z tej przewagi. A ochrona środowiska powinna wyglądać tak samo i w Polsce, i w Holandii. Dopuszczalny poziom zużycia herbicydów czy nawozów, powinien być równy dla wszystkich krajów członkowskich.
W mojej ocenie, najważniejszą kwestią obecnie na polskiej wsi jest odbudowa wspólnoty. Takiej, która pozwala na wymianę wiedzy i dobrosąsiedzką pomoc. Bardzo potrzebna jest też silna organizacja rolnicza, systematycznie zajmująca się polityką rolną. W ostatnim czasie namnożyło się w Polsce wspaniałych oratorów, którzy znacznie więcej mówią niż robią. Trzeba patrzeć im na ręce.
Na koniec naszej rozmowy chcę wszystkim polskim rolnikom, wszystkim Czytelnikom „Tygodnika Poradnika Rolniczego” życzyć zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w 2021 r.