NIK nagle odkryła to, o czym w branży rolniczej od wielu lat powszechnie jest wiadome. Minister rolnictwa, co jakiś czas ogłasza, że musi ciąć wsparcie, ponieważ rolnicy aktywnie z niego korzystają i dla wszystkich nie starczy środków. Ostatnio tak było z dopłatami do materiału siewnego. Minister stwierdził, że zainteresowanie rolników jest tak duże, że jeśli stawek do nasion nie obetnie to zabraknie mu środków w budżecie na dopłaty do ubezpieczeń i kredytów preferencyjnych. Dopłaty do nasion zostały obcięte, ponieważ zbrakło około 38 mln zł.
Tymczasem NiK wskazuje, że pieniądze na rolnictwo wręcz wyciekają i nie są racjonalnie wydawane.
- Mimo iż przez dziesięć lat na dopłaty do ekologicznych upraw sadowniczych i jagodowych wydano ponad 708 mln zł produkcja owoców nie wzrosła. Wręcz przeciwnie: wydajność upraw spadła z 15 do 1 t. owoców na hektar. Za to aż ośmiokrotnie wzrosła powierzchnia upraw – najczęściej nieowocujących, bo dopłaty przyznawano do plantacji bez wymogu uzyskania plonów. Rolnicy sadzili więc drzewa po to, aby zdobyć fundusze, a nie zebrać plony – informuje NiK.
Dla porównania średni plon jabłek deserowych uzyskiwanych w przeciętnym gospodarstwie sadowniczym to około 50 - 60 t/ha, a wiśni 10 t/ha.
Przez dziesięć lat z dopłat do sadów ekologicznych skorzystało około 14,5 tys. beneficjentów.
-, Mimo że już podczas pierwszych lat funkcjonowania dopłat widać było, że w żaden sposób nie ożywiają one wzrostu produkcji, to Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie zmieniło zasad ich przydzielania. Przed uruchomieniem Programu na lata 2007 - 2013 nadal nie uzależniono przyznania pieniędzy od wymogu uzyskania plonu. Dopiero w 2014 r., po dziesięciu latach wypłacania nieefektywnych dopłat, wprowadzono zapis najbardziej oczywisty - że dopłaty zależeć będą od uzyskanych plonów i otrzymają je tylko ci rolnicy, którzy wykażą i udokumentują zbiory, np. na podstawie faktur za sprzedaż owoców – twierdzi NIK.
W zależności od typu upraw można było uzyskać od 650 do 1800 zł za ha. Kluczowym warunkiem było prowadzenie takiej „plantacji” przez pięć lat.
Jak wykazała kontrola NIK plantacje często były zaniedbane: sadzone w niekorzystnych warunkach (np. na podmokłych i słabych glebach), a z powodu braku ogrodzenia narażone na zniszczenie przez dzikie zwierzęta. Aby dostać ekologiczną dopłatę wystarczyło na ogół jedynie plantacje założyć. ARiMR nie wymagała udowodnienia prowadzenia produkcji.
Kontrolerzy NIK zwrócili uwagę, że sady są inwestycjami wieloletnimi i wydają najwyższe plony dopiero po kilku, a nawet kilkunastu latach od posadzenia. Tymczasem tylko nieco ponad połowa (11 z 20) rolników pobierających dopłaty, u których Izba przeprowadziła oględziny uzyskało jakikolwiek plon. Pozostałych dziewięciu nie zebrało żadnych owoców ze swoich pozornie prowadzonych, ale za to bardzo realnie dofinansowywanych, upraw ekologicznych. Z kolei tylko siedmiu rolników zadeklarowało, że po pięciu latach dopłat, nadal będą prowadzili uprawy. Pozostałych 13 zlikwidowało lub zamierzało zlikwidować uprawy w momencie, w którym przestaną otrzymywać dopłaty.
Dopiero po dziesięciu latach realizacji wariantów sadowniczych i jagodowych przyznanie dopłat uzależniono od wartości najbardziej oczywistej - od uzyskania plonu. Sytuację tą tolerowali wszyscy kolejni ministrowie rolnictwa z SLD, PiS, Samoobrony i PSL. Ta ostatnia partia kontroluje ministerstwo rolnictwa najdłużej, bo od 2007 r.