Produkuje trzodę chlewną oraz bydło mięsne. W ubiegłym roku miał gotowe do sprzedania cztery byki po 800–900 kg każdy. Otrzymał atrakcyjną ofertę. Zwierzęta miały zostać wycenione na podstawie wagi poubojowej.
Pierwsza transakcja jak marzenie: wyższa cena za kg, pieniądze po tygodniu na koncie. Za drugim razem windykacja nie ma czego zająć!
– Operacja sprzedaży odbyła się bez najmniejszych zastrzeżeń. Byki zostały zważone. Przedstawiono mi wagę żywą, a następnie WBC. Za zwierzęta otrzymałem bardzo zadawalającą wycenę. Po siedmiu dniach pieniądze były na moim koncie. Zarobiłem więcej, niż otrzymałbym w innych punktach skupu – wspomina Kubicki.
W tym roku kolejne zwierzęta kwalifikowały się do sprzedaży. Ta sama firma znowu pojawiła się w regionie. Trafiła także do gospodarstwa naszego Czytelnika.
– Moje wcześniejsze doświadczenia wskazywały na to, że z tą firmą można handlować. Dostałem przyzwoitą zapłatę. W tym roku miałem kolejne cztery sztuki do sprzedaży. Pojawiły się pogłoski, że firma może mieć kłopoty finansowe. Nikt jednak w moim terenie nie zgłaszał, że oddał byki i nie dostał zapłaty. Zapytałem kierowcę auta, czy handlarz płaci, a ten zdecydowanie odparł, że wszystko jest w porządku. Reklamy i ogłoszenia o prowadzonym skupie można było znaleźć w Internecie – opowiada Jan Kubicki.
Rolnik zdecydował się więc na sprzedaż swoich zwierząt na warunkach zbliżonych do tych z zeszłego roku. Stawka za kilogram miała być rozliczana w oparciu o wagę poubojową. Do gospodarstwa trafił dokument z tabelą przedstawiającą dokładną wycenę zwierząt. Ich waga żywa wyniosła od 710 do 853 kg, wybicie kształtowało się w granicach 52,14–57,10%, a WBC w przedziale 384,82–480,49 kg. Cena za byki wyniosła od 10,90 do 12,30 netto za kilogram.
Rolnik w gospodarstwie rozlicza podatek VAT. W drugiej połowie czerwca br. wystawił więc fakturę, wpisując na niej nazwę kontrahenta, jego numer NIP oraz adres. Tym razem płatność miała nastąpić po 14 dniach.
– Po tym okresie pieniądze nie wpłynęły. Poczekałem jeszcze kilka dni, a potem zacząłem dzwonić. Rozpoczęło się typowe zwodzenie. Usłyszałem, że w najbliższym czasie pieniądze zostaną przelane. Następnie rozpoczęła się korespondencja poprzez SMS-y. Pojawiały się informacje, że płatność będzie uregulowana najpóźniej do końca tygodnia. Opóźnienia zaś tłumaczone były tym, że ubojnia, z którą firma współpracuje, jest niewypłacalna – wspomina Jan Kubicki.
– Okazało się, że handlarz prowadzi gospodarstwo rolne. Miał mieć kilkanaście hektarów. Poza tym nie posiada majątku, a ziemia została przepisana na inną osobę. Wrocławska firma zajmująca się ściąganiem długów okazała się bezsilna. Stwierdziła, że nie odzyska pieniędzy. Umowa więc została rozwiązana – mówi Jan Kubicki.
Rolnik, mimo że nie wypłacono mu wszystkich środków, musiał za byki odprowadzić należny podatek VAT. Na fakturze wpisał nazwę podmiotu, z którym handlował. Jego nazwa to Gospodarstwo Rolne Łukasz P. z siedzibą na terenie jednej ze wsi położonej w wielkopolskiej gminie Pępowo. Jan Kubicki myślał, że sprzedając byki, handlował z właścicielem indywidualnego gospodarstwa rolnego.
Trwała ondulacja
Dzięki numerowi identyfikacji podatkowej udało nam się ustalić, że obrotem bykami nie zajmowało się gospodarstwo rolne. W Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej widnieje, że w Urzędzie Gminy Pępowo 1 września 2013 roku została zarejestrowana firma TOMPASZ Łukasz P. W klasyfikacji działalności wcale nie został początkowo wpisany handel zwierzętami, lecz między innymi: hurtowa sprzedaż nasion i zboża, owoców oleistych, nieprzetworzonego tytoniu, a także hurtowa sprzedaż maszyn. Z czasem zakres działalności oznaczonej kodami PKD wielokrotnie się zmieniał. Pojawił się między innymi przewóz inwentarza żywego oraz wiele czynności niezwiązanych z rolnictwem, jak wykonywanie trwałej ondulacji. W połowie maja 2018 roku zmieniła się nazwa firmy z TOMPASZ Łukasz P. na Gospodarstwo Rolne Łukasz P. Nasz Czytelnik po raz pierwszy byki sprzedał firmie miesiąc później. Ostatnie wpisy pochodzą z końca sierpnia tego roku i informują o zakończeniu działalności firmy Gospodarstwo Rolne Łukasz P.
Nasz Czytelnik uważa, że krajowe przepisy nie są w stanie ochronić rolników. Obawia się, że już nigdy nie odzyska swoich pieniędzy. Nie chce jednak, aby działalność taka była bezkarna. Za naszym pośrednictwem chce ostrzec innych rolników. Nie wyklucza podjęcia dodatkowych działań związanych z odzyskaniem długu.
Takich przypadków niestety było więcej
Skontaktował się z nami również Czytelnik z powiatu śremskiego, aby przestrzec przed firmą, która nie zapłaciła mu za bydło. Według niego zaangażowany w nią był także Łukasz P. Dziś trudno to udowodnić, ponieważ wszelkie ślady po tym przedsięwzięciu zniknęły. P. miał prowadzić skup żywca wraz z niejakim Sebastianem W., noszącym takie samo nazwisko jak Krzysztofem W., który był antybohaterem tekstu nt. spółki Hermes w TPR nr 42/2019.
Możemy powiedzieć, że z końcem maja 2019 roku pan W. opuścił wspólne przedsięwzięcie, które wkrótce zniknęło. Przynajmniej z Internetu. Nie zakończyło jednak działalności, bo jak udało się nam ustalić, jeszcze w lipcu firma skupowała bydło. Przestała natomiast płacić za nie rolnikom.
Na przełomie lipca i sierpnia o problemach z firmą Łukasza P. zaczęło być głośno wśród rolników. Te problemy to kilkaset tysięcy złotych niezapłaconych za byki. Do tej pory mówiono o nim, że płaci dobrze, ale niechętnie i z poślizgiem. Teraz wygląda na to, że hodowcy sami będą musieli walczyć o pieniądze. Ostrzegają się na forach internetowych, że mimo kilkuletniej obecności na rynku kontrahent „wali w pięty”.
Grupa producencka też nie jest bezpieczna
Plac pełen samochodów do transportu bydła z jednej strony uspokaja – przecież duża firma nie upadnie. Z drugiej strony wystarczy je wszystkie załadować, oddać byki do rzeźni i zniknąć z pieniędzmi… Duża firma to i duże pieniądze.
Poszkodowani przez firmę Łukasza P. są bowiem nie tylko rolnicy indywidualni, ale i grupa producencka z Wielkopolski. Nasz Czytelnik przez grupę oddał bydło opasowe pod koniec czerwca. Do dnia dzisiejszego ani on, ani grupa nie zobaczyli pieniędzy. W podobnej sytuacji jest jego krewny, od którego bydło nabył bezpośrednio pan P. Obaj są stratni po blisko 50 tys. zł. Śledztwo toczy się w prokuraturze w Śremie.
Członkowie grupy nie kryją rozgoryczenia. Przecież wstąpili do niej między innymi po to, aby wspólnie uzyskać wyższe ceny i dostęp do lepszych odbiorców. I bezpieczeństwo. Czy grupa zaryzykowała ich pieniądze?
Prosimy o kontakt poszkodowanych hodowców
A co mają powiedzieć oszukani rolnicy indywidualni? Ilu ich jest? Na razie nie wiemy, może i sami jeszcze nie wiedzą. Nie raz i nie dwa zostali „przeczołgani” przez handlarzy płacących z 1–2-miesięcznym opóźnieniem. Powoli, ze zdziwieniem zauważają, że na pieczątce na fakturze nie było numeru telefonu. Nawet gdyby był – i tak nie odpowiada. Za to do niedawna na internetowej grupie hodowców bydła udzielała się żona pana P., zarzekając się, że nikt nie został i nie zostanie oszukany, a jeśli ktoś nie otrzymał pieniędzy, to tylko dlatego, że… nie zapłaciła rzeźnia. Tę samą śpiewkę słyszą zdesperowani hodowcy, którzy tak jak nasz Czytelnik próbowali zastać pana P. w domu. Złośliwi mówią, że jeśli pośrednika nie stać na zapłacenie gotówką i poczekanie na pieniądze z ubojni, to jest dziad, a nie handlarz. Realiści dodają, że załadowanego auta nie powinno się wypuścić z podwórka, dopóki pieniądze nie pojawią się na koncie – co w dobie natychmiastowych przelewów elektronicznych nie jest niczym nierealnym.
Tymczasem docieramy do kolejnych oszukanych rolników. Rolniczka spod Środy Wielkopolskiej stara się ostrzegać innych. Sama straciła kilkanaście tysięcy złotych. Kolejni rolnicy pochodzą z okolic Krotoszyna i Rawicza. Żaden z nich nie otrzymał zapłaty w terminie, a były to faktury po niemal 20 tys. zł. Im również nigdy nie udało się zastać w domu pana P., natomiast – dopóki nie urwał się kontakt telefoniczny – na ich konta wpływały cząstkowe sumy. Na resztę czekają od 4 miesięcy. Jeden z rolników stracił 10 tys. zł i we wrześniu złożył pozew do sądu w Rawiczu. U drugiego brakująca kwota to 8 tys. zł. Doczekał się natomiast odpowiedzi z prokuratury o odmowie wszczęcia postępowania. Pan P. zasłaniał się tym, że jemu też nie zapłaciła ubojnia (50 tys. zł) i musiał zamknąć działalność.
Spraw prowadzonych w wielkopolskich prokuraturach jest więcej. Znajdujemy też poszkodowanych spoza Wielkopolski: z województwa pomorskiego, kolejnych z kujawsko-pomorskiego. Prosimy o kontakt innych rolników, którzy zostali poszkodowani przez Łukasza P. Numer kontaktowy do TPR to 61 86 90 600, adres mailowy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zobacz także: Oszukują rolników i wciąż są w branży - jak to możliwe?
Tomasz Ślęzak