W 1996 roku w Turku powstała lokalna grupa działania. W 2007 roku okazało się, że w nowej perspektywie europejskiego programu LEADER – wspierającego rozwój obszarów wiejskich – preferowaną formą prawną jest stowarzyszenie. Wójtowie powiatu tureckiego założyli więc w 2008 roku stowarzyszenie Turkowska Unia Rozwoju i to ono dziś zmienia oblicze nie tylko małych Krwon, ale i całego powiatu. W Krwonach, w wyremontowanym z funduszy unijnych budynku dawnej szkoły, swoją siedzibę ma też spółdzielnia socjalna „Powrócisz tu”, która prowadzi w Turku bar mleczny o tej samej nazwie. Jej założycielami są miasto Turek i cztery gminy wiejskie. A spinającą wszystkie wymienione przedsięwzięcia jest Magdalena Ciołek – autorka biznesplanu dla spółdzielni, prezes stowarzyszenia Turkowska Unia Rozwoju, prezes fundacji i szefowa działającego w krwońskim ośrodku Inkubatora. A ze spółdzielnią i sklepem było tak.
- W barze „Powrócisz tu” w Turku, nazywającym się tak, jak spółdzielnia socjalna, ruch jak w ulu. Póki co dania są tylko na wynos. Ale za chwilę otworzy się nie tylko ta mała przestrzeń, ale i druga większa sala
Zaczęło się od kanapek
W 2014 roku do stowarzyszenia zgłosił się Wielkopolski Ośrodek Ekonomii Społecznej z propozycją tworzenia spółdzielni socjalnej. W 2015 roku lokalna grupa działania, którą jest stowarzyszenie Turkowska Unia Rozwoju, napisała lokalną strategię rozwoju. Na wyraźną prośbę mieszkańców zawarła w niej tworzenie inkubatora kuchennego.
– Mieszkańcy chcieli, żeby istniało tu takie miejsce, w którym odbywałoby się drobne przetwórstwo. Turek ma tradycje owocowo-warzywne, był tu kiedyś ogromny zakład przetwórczy, który zlikwidowano w okresie przemian ustrojowych – mówi Magda.
Z inkubatorem trzeba było jeszcze poczekać, ale już rok później spółdzielnia „Powrócisz tu” zatrudniała pięć osób, a na stole leżała podpisana z gminami wiejskimi Turek i Kawęczyn umowa. W jej ramach spółdzielnia zaczęła dostarczać obiady do dziewięciu szkół na terenie gmin. Na przetrwanie pierwszego roku działalności pozwoliło włączenie w zakres działalności spółdzielni usług pielęgnowania zieleni. Ale jej przeznaczeniem okazała się gastronomia.
– Przez pierwszy rok mieliśmy w Turku bar kanapkowo-sałatkowy, żeby przetrwać. Zatrudniliśmy pięć osób, tego wymagały przepisy. Kanapki robiliśmy w małym wynajętym w turkowskim inkubatorze przedsiębiorczości pomieszczeniu o powierzchni 10 metrów kwadratowych – wspomina Magdalena.
Dodaje, że to wszystko nie byłoby możliwe bez Arlety Jakubowskiej. Arleta nigdy wcześniej nie pracowała poza swoim gospodarstwem w Kaczkach Średnich. Ma wiele pasji kulinarnych, robi na szydełku, udziela się we wsi. Ale od zawsze miała też duszę liderki. I to ona rozkręcała spółdzielnię. To ona zaprojektowała menu i poradziła sobie z sytuacją, w której dosłownie z dnia na dzień trzeba było zacząć produkować dwieście posiłków dziennie.
- Magdalena Ciołek, prezeska stowarzyszenia, spółdzielni i fundacji. Dzięki niej w Krwonach dzieje się coraz więcej
Piękny przykład przedsiębiorczości lokalnej
W 2016 roku wójt Brudzewa zaproponował stowarzyszeniu przejęcie i wyremontowanie dawnego budynku szkoły w Krwonach. Magda natychmiast oczyma wyobraźni zobaczyła w tych murach inkubator. Ale trzeba było na to ogromnych pieniędzy. Dziś siedziba stowarzyszenia przypomina nowoczesne centrum kultury w wielkim mieście. Z wnętrzami urządzonymi w skandynawskim stylu, z użyciem przyjaznych człowiekowi i środowisku surowców. To wszystko było możliwe dzięki ciekawym pomysłom.
– Bałam się, jak to utrzymamy. Na utworzenie inkubatora dostaliśmy tylko 500 tys. zł. Sam sprzęt kosztował nas 200 tys. zł. Dlatego od razu było wiadomo, że biorąc tak duży obiekt, musimy wymyślić też inne projekty, z których będziemy remontować pozostałe sale. A wszystkie projekty musiały mieć na celu aktywizację społeczności – opowiada Magda.
Dlatego obok inkubatora kuchennego powstał w krwonowskim centrum także inkubator dla organizacji pozarządowych. W praktyce to jedna z sal, w których stowarzyszenie prowadzi kompleksowe poradnictwo dla działających na wsiach organizacji, szkoli, a nawet prowadzi im całą księgowość czy sekretariat. Przy inkubatorze kuchennym powstała tłocznia. Grupa gospodyń, sąsiedzi czy koło, zamiast zamieniać w halę produkcyjną dom, mogą przyjść do centrum z toną jabłek i za rozsądną cenę wycisnąć sok. W osobnej sali za chwilę zacznie działać edukacja zielarska. Magdalena w zeszłym roku we współpracy z pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu założyła na terenie przyległym do budynku sad z dawnymi odmianami jabłoni, grusz i śliw. Wszystkie pochodziły z okolicznych gospodarstw. Szczepiono je starą metodą, czyli na antonówkach.
– Teraz drzewko nosi nazwę np. Gruszka Urszuli. Nie znamy odmiany starego drzewa, z którego właściciel pozwolił nam wziąć zraz. Kiedy w końcu pojawi się owoc, będziemy go badać i wtedy poznamy odmianę. Póki co właściciele użyczają swoich imion – mówi Magda i dodaje, że inspiracją do projektu była działalność zaprzyjaźnionej czeskiej LGD.
W centrum jest jeszcze jedna sala wykładowa. Właśnie powstaje ogród ziołowy, a Magda jest w trakcie zakupu destylatorów do produkcji olejków eterycznych z tych ziół i formy do robienia mydełek. W planach jest też ogród sensoryczny. Wszystko dla nowoczesnej edukacji.
- Arleta Jakubowska (po lewej), głównodowodząca w spółdzielni, z koleżanką Magdą, z którą w piątki wypiekają w krwonowskim inkubatorze chleby
Przetwarzają lokalne produkty i je sprzedają
Inkubator kuchenny w głównej mierze utrzymuje spółdzielnia „Powrócisz tu”, która na potrzeby baru w Turku i lokalnej społeczności m.in. robi przetwory. W osobnym pokoju zorganizowali malowniczą spiżarenkę. Na półkach stoją nie tylko soki z rokitnika, dynie na słodko czy chutneje ze śliwek z przyprawami autorstwa członków spółdzielni, opakowane w słoiki gustownie i minimalistycznie udekorowane etykietami i papierowymi wieczkami w kolorze kartonu. Spółdzielnia sprzedaje też produkty mieszkańców gminy. Obok spiżarni jest sala szkoleniowa, a kawałek dalej kuchnia. W tej wre dosłownie i w przenośni. Kiedy odwiedzam spółdzielnię, jest piątek i pomieszczenie tonie w zapachu świeżego chleba. Na półkach leżą bochny – krągłe pszenno-żytnie i pełne nasion żytnie chlebowe „babki”. Obok w szafie intensywnie suszą się zioła. Wszystko z tej kuchni lada moment wyjedzie do działającego przy barze w Turku sklepiku. Ale początki nie były łatwe.
Przez pierwsze półtora roku działania spółdzielnia prowadziła w Turku lokal będący barem mlecznym z prawdziwego zdarzenia. Kilka lat temu budżet państwa dotował takie przedsięwzięcia.
– Ale to się zupełnie nie opłacało. Przepisy były niezwykle restrykcyjne. Dostawaliśmy 3 tys. zł dofinansowania na miesiąc. Codziennie, z każdą nową dostawą, musieliśmy przeliczać wartość dania – wystarczyło, że cena kilograma ziemniaków zmieniła się o pięć groszy. A w jego koszty nie można było wliczyć ani prądu, ani pracy, tylko samych surowców. Kolejki były przeogromne, bo było tanio, ale dotacja starczała jedynie na zapłacenie osobie, która cały czas przeliczała te kwoty – opowiada Magdalena Ciołek i dodaje, że w Polsce barów mlecznych jest dużo, ale działają na zasadzie szyldu, bez dofinansowania.
Doznania i kulinarne i artystyczne
Teraz funkcjonują bez dotacji. I są już czymś więcej niż barem mlecznym.
– Serwujemy różne dania. Nie takie typowo barowe. Od początku naszym założeniem było, że nie używamy vegety, glutaminianu sodu ani żadnych kostek rosołowych. Od samego początku połowę menu stanowią dania jarskie. Rynek szybko zweryfikował nasze plany, więc musieliśmy włączyć więcej tych mięsnych. Ale oferta dla wegetarian jest cały czas. Dziś jest piątek? To możemy mieć pierogi z serem i może ze szpinakiem i fetą. Ale są też takie z kaszą gryczaną i pieczarkami – opowiada Magda.
Jadę do Turku, żeby zweryfikować opowieści. W barze kilka osób czeka na swoje zamówienia. Jeszcze trwają obostrzenia, więc nie ma stolików, a bar działa w trybie „na wynos”. Ktoś pyta o chleby, panie za pomysłową ladą z europalet mówią, że dopiero dojadą. Na zapleczu – tygiel.
– Przychodzą do nas mieszkańcy Turku. W lockdownach ustawiały się dosłownie kolejki po nasze obiady. Wszystko naturalne. Warzywa bierzemy od okolicznych gospodarzy, mąkę – z pobliskich młynów. Żadnych wzmacniaczy smaku, tylko naturalne zioła – opowiada Arleta Jakubowska, przedstawiając koleżanki.
Wiesia z Grabieńca właśnie pakuje próżniowo pierogi z gryczaną, Arleta z Wróbliny pod Tuliszkowem kroi marchewkę. Za ścianą właśnie kończy się remont nowej, większej sali barowej, którą spółdzielnia będzie chciała też wynajmować na imprezy firmowe i rodzinne.
„Powrócisz tu” stara się zarabiać na siebie nie tylko sztuką kulinarną. Czasem po prostu sztuką.
– Dbam o to, żeby oprócz działań tak zwanych biznesowych pojawiały się tematy związane z aktywizacją społeczną. Z Małgorzatą Kałędkiewicz i Marcinem Trzęsowskim – aktorami z Kalisza – wystawiliśmy jako spółdzielnia sztukę w Teatrze Kaliskim. Za chwilę wystawiamy kolejną. Zaraz wydamy tomik poezji – opowiada Magda.
Na swoim koncie mają kilka innych wydawnictw, a jak tylko pandemia odpuści, wrócą do projekcji filmów na powietrzu. Ale to tylko namiastka, bo Magdzie kłębią się w głowie kolejne pomysły. I kiedy tak patrzy się na tę doskonale działającą machinę, ciśnie się na usta pochwała starej dobrej idei spółdzielczości – wspólnej pracy dla dobra wszystkich.
Karolina Kasperek
Zdjęcie: Karolina Kasperek
Zdjęcie: Karolina Kasperek