Wiktor Szmulewicz przyjechał do Poznania, aby tłumaczyć się z odwołania protestu zapowiedzianego na 10 stycznia br.
– Na tydzień przed zgromadzeniem zaprosiliśmy wszystkich prezesów, żeby ich zapytać, czy jest zgoda na jego organizację. Ustaliliśmy też treść 10 postulatów – mówił Szmulewicz.
Jak wyjaśniał, część obecnych na spotkaniu osób zadeklarowała, ile przyjedzie ludzi, a cztery izby zapowiedziały, że nie przyłączą się do protestu. Były to, jak mówił Szmulewicz, izby: śląska, pomorska, świętokrzyska oraz opolska.
Sukces według Szmulewicza
– Jeśli druga strona chce rozmawiać, a my nie mamy nic do ukrycia, to zdecydowaliśmy się wysłać postulaty do kancelarii. Premier zlecił ministrowi rolnictwa zorganizowanie natychmiastowego spotkania z nami i ustalenie procedowania wszystkich postulatów – opowiadał Szmulewicz. – Celem każdego protestu jest zmuszenie rządu do rozmowy. Jeśli cel zostaje osiągnięty bez walki, to jest sukces. Niektóre związki zaczęły w nas mocno uderzać. Zaczęto przesyłać do mnie różne informacje, że na manifestacji może dojść do konfrontacji. Tragedią byłoby, gdybym dopuścił do tego, że my, chłopi, w Warszawie zaczynamy się między sobą kłócić. Z drugiej strony z Mirkiem Borowskim brałem pełną odpowiedzialność za wszelkie straty, które mogły powstać. Liczba chętnych zaczęła gwałtownie rosnąć, do list uczestników zaczęli się dopisywać rolnicy, ale często tacy, którzy nie byliby mile widziani. Ale to jest takie wróżenie z fusów.
– Wiktor! Zostałem zobligowany przez przewodniczących rad powiatowych oraz zarząd Kujawsko- Pomorskiej Izby, mojej izby, do złożenia wniosku, ażebyś ty i Mirek Borowski podali się do dymisji i wystosowałem do wszystkich izb pismo w tej sprawie. Uważam, że nie miałeś żadnego prawa zmarnować potencjału i historycznej możliwości pokazania jedności izb rolniczych – mówił Ryszard Kierzek, prezes KPIR, a jego wystąpienie przyjęto oklaskami. – Wiktor! Dopuściłeś do sytuacji, że napluto tobie i nam wszystkim w twarz. Popełniłeś poważny błąd, bo poleciałeś z postulatami do premiera. Nic by się nie stało, gdyby po pokojowej manifestacji polscy rolnicy przekazali te postulaty, nikogo nie obrażając ani nie obalając.
– Na Boga! Jesteśmy rolnikami i mamy reprezentować rolnictwo – podkreślał szef Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej. – Stańmy wszyscy z rolnikami i pokażmy jedność. – Gospodarstwa rodzinne, które zajmują się tuczem świń, stoją na krawędzi upadku. Sam zorganizowałem autobus, chłopi się zdeklarowali. A dziś mówią, że już z tobą nigdy nie pojedziemy – mówił Mirosław Jackowiak, rolnik spod Środy Wielkopolskiej. – Ci, co chcieli jechać, wyłożyli pieniądze, zapłacili za ubezpieczenia. Panie prezesie, tak nie wolno! Rolnicy mówią, że nie mają swojej reprezentacji. Świnie drugi rok są pod kreską, a wy nic w tej sprawie nie zrobiliście.
Izby powinny być siłą
– Zarząd KRIR podjął decyzję o manifestacji, a pan z wiceprezesem dwuosobowo podejmujecie decyzję o jej odwołaniu. Jak mamy po raz kolejny zmobilizować rolników? – pytał Majchrzak. – Żeby wyżywić kraj, potrzebujemy 16 mln świń, a produkujemy zaledwie 8 mln. Mimo tego rolnicy nie mogą sprzedać przerośniętych świń. Izby rolnicze powinny być siłą, tak jak na Zachodzie.
– Obudźcie się, zejdźcie na ziemię. Wierzcie mi, że rolnicy niedługo po was przyjdą do tej Warszawy! – Zygmunt Matuszczak przestrzegał zarząd KRIR. – Nasi dziadkowie sto lat temu na tej ziemi historię pisali krwią. A wy sprzedaliście ten kraj bez strzału. Dzisiaj kuli by na was pożałowali. Pamiętajcie, że honor jest zginąć od kuli, wy nawet na kij nie jesteście godni! Jeśli ma pan trochę honoru, to odejdź pan przed wyborami do izb, bo jak pan dokończysz tę kadencję, to już izb nie będzie! – emocjonował się rolnik.
– Można było uratować honor izb rolniczych, ale odwołując wiec, pogrzebał pan izby do końca. Co ja mam powiedzieć ludziom, którzy byli gotowi jechać na wiec i mówili że nareszcie żeście d… ruszyli? Jeśli ma pan odrobinę honoru, to powinien się pan podać do dymisji – stwierdził Stanisław Ciesielski. – Dałeś się nabrać – mówił do Szmulewicza kolejny mówca – na jedną zasadę. Jak rząd mówi, że zabierze, to zabierze, jak rząd mówi, że da, to mówi. Panie prezesie, popełniłeś wielkie przestępstwo. Myśleliśmy, że pojedziemy wreszcie jako izba, żeby powiedzieć o wszystkich naszych problemach.
– Podrapałem się po głowie, gdy usłyszałem, że już w poniedziałek będzie się pan brał za postulaty. Co pan robił przez trzy i pół roku? – pytał Marek Pańczyk. Jeden z gospodarzy podał, że produkuje on 3 tys. świń rocznie, dołożył do tego 400 tys. zł i nie wie, z czego to spłaci. Rolnicy pytali też prezesa KRIR o kuriozalny pomysł zorganizowania wyborów do izb 28 lipca. – Ustawa mówi, że kadencja izb kończy się 31 maja i jest 60 dni na przeprowadzenie wyborów. W związku z tym, że na 4 czerwca spodziewane są duże uroczystości związane z wyborami z 1989 r., a wcześniej wybory do europarlamentu, ustaliliśmy wstępnie wybory na 7 lipca – próbował bronić się Wiktor Szmulewicz.
Paweł Kuroczycki