StoryEditorInterwencja

Szkody łowieckie – myśliwi zamiast odszkodowania zapraszają na kawę

15.09.2014., 11:09h
Rolnik może w tym kraju bezpiecznie uprawiać jedynie perz lub oset – uważa Andrzej Rozumek ze wsi Suchowola w gminie Rząśnia. – Jeśli sieje kukurydzę lub rzepak, to znaczy że prowadzi stołówkę dla leśnych zwierząt i o zyskach z uprawy powinien zapomnieć. Z takiego właśnie założenia wychodzą myśliwi, a to przecież oni szacują szkody na naszych polach – argumentuje rolnik, który od ponad roku walczy o odszkodowanie za zjedzony przez sarny rzepak.   

Andrzej Rozumek wspólnie z bratem Piotrem prowadzi 70-hektarowe gospodarstwo w powiecie pajęczańskim. Specjalizowali się w hodowli trzody chlewnej, ale po serii załamań cen wygaszają produkcję. Bracia postawili wyłącznie na produkcję roślinną. Uprawiają rzepak, kukurydzę, pszenżyto, łubin i jęczmień. 

– Plantacje rzepaku i kukurydzy stały się ulubionym miejscem żerowania dzików i saren – mówi Andrzej Rozumek. – Populacje tych zwierząt bardzo się w ostatnich latach rozrosły, a pożywienie najłatwiej im zdobyć na rolniczych uprawach. Na naszym areale działają dwa koła łowieckie, obydwa z Pajęczna. Z jednym dobrze żyjemy, bo zawsze udaje się nam porozumieć w kwestii ochrony upraw czy odszkodowań za szkody. Często są to niełatwe negocjacje, ale zawsze spotykamy się w połowie drogi i dogadujemy. Przez pryzmat tej dobrej współpracy postrzegałem myśliwych raczej jako sojuszników rolnika, którzy faktycznie starają się nie dopuszczać do szkód, a jeśli się nie udaje, to poczuwają się do odpowiedzialności. Doświadczenia z Kołem Łowieckim „Cyranka” sprawiły jednak, że nie potrafię już dobrze myśleć o myśliwych.

– Moje perypetie rozpoczęły się w marcu 2013 r. Po długiej i mroźnej zimie wreszcie się trochę ociepliło. Ze zgrozą zobaczyłem, jak na moje pole rzepaku ciągną stada saren liczące nawet 20–30 sztuk. Zwierzyna pogryzła młode szczyty roślin i wiedziałem, że na dobre plony nie mam co liczyć – opowiada gospodarz. – Zadzwoniłem do KŁ „Cyranka” i powiadomiłem ich o szkodach, prosząc o oszacowanie. Jednocześnie uprzedzałem, że na polu po kukurydzy chcę posiać jęczmień. Prosiłem o zabezpieczenie pól, bo w kukurydzy miałem spore szkody wywołane przez zwierzynę, a ona lubi wracać w takie miejsca. Usłyszałem, że wziąłem już odszkodowanie za kukurydzę, więc odszkodowanie za rzepak powinienem sobie odpuścić. Zdenerwowałem się i ponowiłem prośby w piśmie wystosowanym 21 marca 2013 r. 

Ambona niezgody

Koło nie reagowało w sprawie szacowania szkód, chociaż powinni to zrobić w terminie 7 dni, więc Rozumek ponowił żądanie 7 kwietnia ub.r. Rolnik wskazał, że pojawiają się stada saren liczące do 30 sztuk oraz że sam pilnuje nocami pól, a myśliwi ani razu się na nich nie zjawili. 

– Zamiast odpowiedzi dostałem pismo datowane na 4 kwietnia ub.r., informujące o zamiarze ustawienia ambony myśliwskiej na mojej działce, by zapobiec kolejnym stratom i roszczeniom z mojej strony. W tym samym piśmie przeczytałem, że rolnik, który sieje kukurydzę w pobliżu lasu, musi się liczyć ze stratami, a jeśli chce tę kukurydzę ochronić, musi pilnować na zmianę z myśliwymi – kontynuuje nasz rozmówca. – Odpisałem, że zgadzam się na ambonę, ale w innym miejscu, na działce bliżej lasu. Sądziłem, że to lepsza lokalizacja, bo tylko wtedy zwierzyna nie będzie się zapuszczała dalej w moje uprawy. Wyjaśniłem też, że nie sieję kukurydzy na złość myśliwym, ale jako płodozmian dla zbóż, co jest m.in. wymogiem uzyskiwania przeze mnie dopłat rolnośrodowiskowych. 

Koło ponownie zabrało głos 14 kwietnia ub.r. pismem, w którym informuje rolnika, że prowadzi stały monitoring migracji dzików i saren na swoim terenie, że myśliwi systematycznie odstraszają zwierzynę, ale na wymienionym przez Rozumka polu rzepaku nigdy nie zaobserwowali stada saren większego niż 7–8 sztuk. Na koniec zaś myśliwi dodają, że przy udziale doświadczonych rolników dokonano oględzin wyżej wymienionej uprawy i „nie stwierdzono pozjadania stożków wzrostu roślin uprawianego rzepaku, a jedynie (i to punktowo) ich nadgryzienie, co wcale nie musi (przy dalszym normalnym przebiegu wegetacji) oznaczać istotnego zmniejszenia plonów. Wobec tego Koło Łowieckie »Cyranka« nie widzi w tej chwili potrzeby oceny ani wyceny ewentualnych szkód w tej uprawie”. Kilka dni później rolnik otrzymał kolejne pismo, z którego dowiedział się, że ze względu na brak zgody na postawienie ambony koło nie zapewni ochrony jego upraw w tym rejonie. Gospodarz poczuł się zignorowany i oszukany. Zwrócił się o pomoc i mediację do Powiatowego Zarządu Izby Rolniczej i gminnych władz w Rząśni. 

Kawa zamiast odszkodowania

– Przedstawiciel samorządu rolniczego i przedstawiciel gminy zobaczyli, co zostało z mojego rzepaku, widzieli stada saren uciekające do lasu i ich ślady na moim polu – relacjonuje nasz rozmówca. – Oba samorządy wystosowały oficjalne pisma, apelując do koła łowieckiego o zadośćuczynienie szkodom i zadeklarowały pomoc w ich oszacowaniu. W piśmie z dnia 3 czerwca ub.r. KŁ „Cyranka” odpowiedziało wójtowi, że jakoby spotkali się ze mną 17 maja, ale nie chciałem z myśliwymi rozmawiać i odmówiłem podpisania protokołu szacowania. Z tegoż powodu zlecili dokonanie szacunków biegłemu rzeczo-
znawcy. Takiego spotkania w tym terminie nie było, przyjechali do mnie dopiero na początku czerwca, kiedy już złożyłem przeciw kołu pozew do sądu. Chcieli, żebym go wycofał i podpisał protokół. W zamian zaproponowali, że postawią mi kawę i znów będziemy żyć w przyjaźni. Z opinii biegłego wynikało, iż sarny za rzepakiem nie przepadają, więc mi go zjeść nie mogły w takiej ilości, by spowodować duże straty. Oględzin uprawy dokonał ponoć w dniach 22 i 23 marca. Ja też w tym okresie wykonałem wiele zdjęć i mam dowód na to, że wtedy właśnie wróciła zima i na polu leżała 10-centymetrowa warstwa śniegu. Na moich zdjęciach widać tylko zdeptane przez sarny białe pole…

Andrzej Rozumek domagał się w pozwie odszkodowania w wysokości 4 tys. zł. Sąd Rejonowy w Pajęcznie próbował najpierw mediacji między zwaśnionymi stronami. 

– Ustąpiłem i zgodziłem się na niższą kwotę, ale koło w ogóle nie chce słyszeć o jakiejkolwiek wypłacie – ubolewa gospodarz. – Sąd powołał niezależnego biegłego. Ten nawet nie wszedł na pole, a od razu stwierdził, że traci tylko czas, bo sprawę przegram. Straty oszacował w dwóch wariantach. Według wytycznych koła wyszło mu 36 zł, zaś po uwzględnieniu moich warunków wyszło mu niecałe 300 zł. Przy okazji zażądał całej listy kilkudziesięciu dokumentów, faktur oraz kosztownych wypisów z akt i wyrysów z map. Straciłem tydzień wyłącznie na kompletowanie tych materiałów.

Na rozprawie, która odbyła się 4 września br., adwokat myśliwych wnioskował o odrzucenie roszczeń rolnika, gdyż reprezentująca pana Andrzeja pełnomocniczka nie ustosunkowała się do opinii biegłego sądowego w przewidzianym terminie, a skoro nie zakwestionowała tych szacunków, to znaczy że strona pozywająca je akceptuje. Sędzia uznała jednak, że prawnik rolnika miał zbyt mało czasu na zapoznanie się z dokumentami i odpowiedź. Rolnik wyjaśnił, że jego pełnomocnik to prawniczka z izby rolniczej, która w związku z innymi obowiązkami nie mogła przybyć na rozprawę. Sam jednak podważył opinię biegłego. 

– Jak można rzetelnie oszacować szkody po 16 miesiącach od ich wystąpienia? – zapytał w sądzie. – Zaproponowałem biegłemu, byśmy porównali plon zebrany w ubieg-
łym roku i ten, który omłócę w tym roku, ale on nie chciał o tym słyszeć. Nawet bieg-
ły koła wskazywał, że uprawę należałoby monitorować przez cały okres wegetacji, by stwierdzić faktyczną skalę strat. W porównaniu rok do roku z tej samej działki o powierzchni 2,6 ha zebrałem 4 tony mniej nasion. W ubiegłym roku sprzedałem rzepak po 1300 zł/t, więc kwota 4 tys. zł odszkodowania i tak nie pokrywa moich strat.

Biegły myśliwym

Rolnik przedstawił w sądzie dowód na poparcie swoich słów w postaci zaświadczenia z punktu skupu po zważeniu plonu w obecności świadka. Stwierdził również, że niezależny biegły sądowy, który miał być obiektywny, jest myśliwym, tyle że w innym kole, działającym w sąsiednim powiecie, a w swoich szacunkach opierał się na opinii biegłego działającego na zlecenie KŁ „Cyranka”. 

Biegły ten zresztą jako pełnomocnik reprezentował stronę pozwaną. Rolnik wezwał go w charakterze świadka. Chciał przed sądem sprawdzić, czy szacował on szkody faktycznie na wskazywanej przez niego działce. Zapytał świadka, czy wspomniane pole ma jakieś charakterystyczne cechy, np. rów. Biegły ochoczo przytaknął, twierdząc, że jest tam rów albo swego rodzaju obniżenie terenu na środku działki. Rolnik odparł wówczas, że prawdopodobnie biegły oględzin dokonał u któregoś sąsiada, bo żadnego rowu tam nie ma… Wytknął również, że we wspomnianym terminie nie dało się rzetelnie oszacować strat, bo na polu leżał śnieg. 

Pełnomocnik koła argumentował, iż rolnik w ogóle nie powinien uprawiać rzepaku na wspomnianej działce, bo są to słabe gleby IV i V klasy. Nie dowierzał przed sądem, by rolnik mógł tam zebrać 11,07 t nasion. 

– Od lat uprawiam rzepak i mam dobre plony. Poza tym na tym polu jest pas ziemi II klasy – argumetował gospodarz.

Zdaniem myśliwych

W imieniu Koła Łowieckiego „Cyranka” wypowiedzieć zechciał się jedynie jego pełnomocnik (oraz biegły i myśliwy w jednej osobie) Witold Balas: 

„Pan Rozumek w sobie charakterystyczny sposób interpretuje fakty i dane przez siebie zgromadzone, natomiast pomija zupełnie fakty stwierdzone przez koło. Sąd oceni, czy rację mamy my, czy pan Rozumek. Sąd oceni też dotychczasowy przebieg szacowania szkód. Co do zarzutu rolnika, iż nie wywiązaliśmy się z terminu 7 dni na szacowanie szkód, zapisanych w ustawie i rozporządzeniu, to są to terminy wyłącznie instrukcyjne. Nie rodzą one żadnych konsekwencji z tej prostej przyczyny, że jeśli szkoda jest i nie oszacowało jej koło, to oszacuje ją sąd. Podobnie jest np. w przypadku ubezpieczeń komunikacyjnych: ubezpieczyciel ma 30 dni na szacowanie i zajęcie stanowiska w danej sprawie, ale to nie znaczy, że musi wypłacić w tym terminie kwotę żądaną przez właściciela auta. 

My jako koło również zajęliśmy określone stanowisko. Opinie przedstawicieli Urzędu Gminy czy Izby Rolniczej nie są wiążące, bo nie są to osoby uprawnione do szacowania szkód, nie mają umiejętności ani kompetencji do oceny stanu upraw. Poza tym dokonywały one oględzin tuż po zimie, w bardzo wczesnej fazie wegetacji rzepaku. Ich opinie wyrażać mogły ich prywatne osądy i przewidywania. Bieg-
ły sądowy jasno się zresztą wypowiedział w tej kwestii. Stwierdził on jednak, że szkody wystąpiły i wyliczył je w dwóch wariantach, uwzględniając również operat szacunkowy rolnika. Pan Rozumek nie rozumie, że istnieje różnica między powierzchnią uprawy a powierzchnią zredukowaną. 

Dla pana Rozumka śmieszną kwotą wydawać się może odszkodowanie w wysokości 30 zł, ale proszę postawić się na naszym miejscu. Według nas śmieszną kwotą są 4 tys. zł, jakich on się domaga od koła, bo to tak, jakby sarny nagle zjadły mu 1/3 uprawy. Naszym zdaniem zawyża on znacznie plonowanie, biorąc pod uwagę parametry gleb. Zmierzyliśmy nawet masę 1000 nasion, by móc rzetelnie oszacować rozmiar szkód. Ja wyliczaniem szkód zajmuję się również hobbystycznie, jest to moją pasją, i dołożyłem wszelkich starań, by sformułować obiektywną opinię. Nic nie stało na przeszkodzie, byśmy szacowania dokonali wspólnie. Uważam, że rolnicy i myśliwi muszą współdziałać ze sobą, jesteśmy na siebie skazani i sobie potrzebni. Tego sporu nie powinniśmy rozwiązywać w sądzie, bo powstanie między nami przepaść, którą trudno będzie potem zasypać”.

Rolnik zauważył, że koło nie uprzedzało go o żadnej wizycie na jego polu i nie zrobił tego również Witold Balas. 

–  Mnie to zleciło koło i nie miałem wówczas obowiązku informowania rolnika o oględzinach – skwitował prawnik. 

Grzegorz Tomczyk

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 01:47