Józef Szafrański i jego syn Tomasz ze wsi Rożniatów w gminie Uniejów, w powiecie poddębickim zwrócili się do nas z prośbą o pomoc.
– Gdy w poprzednim ustroju chłop chciał budować kładkę przez rzekę, żeby dojechać do pola, nikt mu nie przeszkadzał, a jeszcze mu z kółka rolniczego przysłali sprzęt i ludzi do pomocy – wspomina Józef Szafrański. – Teraz przysyłają kontrole i niszczą to, co własnymi rękami i za własne pieniądze rolnik zbudował. Potrafią karać, ale nie potrafią człowiekowi pomóc.
– Gospodarzyłem tutaj przez 50 lat, niedawno gospodarstwo przekazałem synowi, ale wciąż, póki sił starcza, pomagam – opowiada Józef Szafrański. – Mamy trochę ponad 12 ha gruntów, 13 dojnych krów i kilka sztuk młodzieży. Mleko odstawiamy do mleczarni w Turku. Wiadomo, że zwierzęta potrzebują zielonki. Mamy 3 ha łąki, ale w dwóch kawałkach po obu stronach rzeczki Pisi. Siedemdziesiąt arów leży już w sąsiedniej wsi Chwalborzyce, w gminie Świnice Warckie w powiecie łęczyckim. Granica biegnie przy rzece.
Rolnik wspomina, że kiedyś przez rzeczkę przejeżdżało się drewnianą kładką, zbudowaną przy okazji melioracji w latach 50. ubiegłego wieku za państwowe pieniądze. Niestety, chyba w końcu lat 90. kładka ucierpiała w powodzi i wreszcie po paru latach gospodarz musiał ją rozebrać. Bał się, że ktoś nieświadomy na nią wjedzie i dojdzie do tragedii. Dowiedział się, że na pomoc w odbudowie ze strony gminy liczyć nie może. Przejeżdżał więc ciągnikiem w bród, bo skarpy były niskie, a woda zwykle płytka. Koryto ma w tym miejscu najwyżej 1,5 m szerokości.
– Takie przeprawy nie zawsze były jednak bezpieczne, gdy poziom wody się podnosił. Jesienią ubiegłego roku zauważyłem, że wody w rzece prawie nie ma – relacjonuje nasz rozmówca.
Szafrański dowiedział się, że będą prowadzone jakieś prace utrzymaniowe, dlatego obniżono lustro wody. Postanowił wykorzystać dogodny moment i odbudować przejazd. Ułożył z synem w korycie rzeki betonowe dreny, którymi swobodnie mogłaby płynąć woda. Po obu stronach drenów, przy obu brzegach koryta postawili mury oporowe. Nawieźli żwir i wystarczyło już tylko wyrównać skarpy i zasypać dreny, żeby bez problemów przejeżdżać ciągnikiem przez strugę.
– Niestety, nie zdążyliśmy dokończyć naszego przepustu. Przyjechał bowiem wykonawca robót zleconych przez Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych i wszystko zniszczył – mówi z żalem Józef Szafrański. – Powywracał murki, porozsuwał dreny, a do tego poobrywał skarpy, przez co koryto jest teraz szersze, a brzegi strome. Przejechać przez rzekę już się nie da.
Rolnik zwrócił się pisemnie do WZMiUW o przywrócenie przejazdu przez rzekę, w związku z czym zarząd melioracji 30 października ub.r. dokonał wizji lokalnej z udziałem wykonawcy wspomnianych robót utrzymaniowych. Ten stwierdził zaś, że w momencie prowadzenia prac żadnego przepustu tam nie było, więc nie mógł go zdewastować. Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych wyjaśnienie przyjął bez zastrzeżeń. Właściciela działki oskarżył jednak o samowolę budowlaną i skierował sprawę do sądu. Tomasz Szafrański musiał zapłacić grzywnę. Powiadomiono również Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który wszczął postępowanie administracyjne, a w maju br. wydał nakaz rozbiórki przepustu.
Kto nabałaganił?
– Syn po wymierzonej grzywnie załamał się i poddał. Nie widzi sensu dalszej walki, bo dotąd nie obchodziły nikogo nasze racje. Nikt nie chciał słuchać, że przepust budowaliśmy w dobrej wierze, nieświadomi, że może być potraktowany jak samowola budowlana. Przecież przejazd wcześniej tu był – ubolewa Józef Szafrański. – Ja nie zamierzam się poddać, bo przecież nie możemy zostawić tej ziemi na zatracenie. Drenów nie będę sprzątać – niech sprząta ten, kto nabałaganił.
Gospodarz zwrócił się o pomoc do Urzędu Gminy w Świnicach Warckich, w granicach której leży pozbawiona dojazdu działka. Wójt Krzysztof Próchniewicz potwierdził w wydanym oświadczeniu, że należąca do Szafrańskich działka nr 345/2 w obrębie wsi Chwalborzyce faktycznie nie ma żadnego dojazdu, w związku z czym zaopiniował o „wyznaczenie drogi koniecznej przez wykonanie przepustu przez rzekę Pisię”. Starania rolnika poparł również senator Przemysław Błaszczyk, reprezentujący mieszkańców ziemi łęczyckiej. W wystosowanym do WZMiUW w Łodzi piśmie wezwał do przywrócenia przejazdu przez rzekę – odbudowy zniszczonego przepustu lub budowy nowego. Zwrócił uwagę, że jest to „droga dojazdowa niezbędna do właściwego użytkowania obszarów zmeliorowanych”, więc na mocy przepisów Prawa wodnego powinna zostać wykonana na koszt Skarbu Państwa.
W przesłanej odpowiedzi WZMiUW w Łodzi wypiera się odpowiedzialności za zniszczenie budowanego przepustu, bo… wykonawca nie potwierdził tej wersji zdarzeń. Według zarządu melioracji żaden przepust w tym miejscu nie istniał przed przystąpieniem do robót utrzymaniowych, więc nie ma podstaw, by WZMiUW miał finansować jego budowę. „W stanie faktycznym nie stwierdzono (…) istnienia przepustu administrowanego przez WZMiUW, lecz jedynie obecność przepustu samowolnie wykonanego przez p. Szafrańskiego” czytamy m.in. w piśmie łódzkiego zarządu. Zarząd nie widzi również możliwości wydatkowania przez Skarb Państwa „środków finansowych na powstanie przejazdu dla celu zaspokojenia interesu prywatnego użytkownika gruntów przyległych do koryta rzeki”.
Według autorów pisma, w przypadku tym nie mają zastosowania przepisy Prawa wodnego w zakresie urządzeń melioracji wodnych podstawowych. „Ewentualne wykonanie przepustu nie stanowi o powstaniu urządzenia melioracji wodnych podstawowych czy też o powstaniu części drogi dojazdowej niezbędnej do właściwego użytkowania obszarów zmeliorowanych” czytamy w odpowiedzi na pismo senatora, którą otrzymał również Józef Szafrański. Budowa przejazdu będzie zaś możliwa wyłącznie na skutek działań zainteresowanego, a więc na koszt gospodarza, po uzyskaniu przez niego wymaganych pozwoleń i przedstawieniu wymaganej dokumentacji projektowo-budowlanej. Opinia wójta gminy Świnice Warckie postulująca wyznaczenie drogi koniecznej według WZMiUW jest pozbawiona znaczenia. Zarząd, powołując się na orzeczenie Sądu Okręgowego w Łodzi z dnia 3 czerwca 2014 r. (sygnatura akt III Ca 1683/13), stwierdza, że wytyczenie drogi koniecznej na gruntach pokrytych płynącymi wodami powierzchniowymi nie jest możliwe.
Żadnej możliwości
– Jak mamy teraz gospodarzyć na tej ziemi, skoro innego dojazdu nie ma? – pyta rolnik. – Za łąką po drugiej stronie rzeki jest działka sąsiada, a za nią autostrada A2. Gospodarstwo sąsiada wykupili pod budowę autostrady, a on się wyprowadził i został mu tylko ten kawałek. Zapisał już grunt dzieciom, więc nie chce sprzedawać. One mają kiedyś zdecydować o przyszłości ziemi. Zgodził się, bym w tym roku przejeżdżał przez jego działkę i zebrał siano. Ale jak mamy kosić i zbierać w przyszłym roku?
Zapytaliśmy Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Łęczycy o ewentualne możliwości legalizacji przepustu, gdyby rolnik zdecydował się na jego odbudowę.
– Znam sprawę i wiem, że właściciel nieruchomości w wyznaczonym terminie nie dostarczył dokumentacji budowlanej, która stwarzałaby możliwość cofnięcia decyzji o nakazie rozbiórki – mówi Włodzimierz Tomczak, powiatowy inspektor PINB w Łęczycy. – W tej sytuacji nie widzę więc żadnej możliwości, by samowolę zalegalizować. Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest wykonanie nakazu i uprzątnięcie betonowych rur i murków oporowych z koryta rzeki. Dopiero potem inwestor może podjąć dalsze działania w celu budowy przejazdu. Bez względu na to, jakie rozwiązanie chciałby zrealizować – kładkę czy przepust – musi postępować zgodnie z przepisami Prawa budowlanego i Prawa wodnego. Konieczne będzie wykonanie projektu i całej dokumentacji techniczno-budowlanej. W procesie inwestycyjnym kluczowe będzie zdanie WZMiUW, który musi wydać zgodę na lokalizację przepustu i zaaprobować rozwiązania proponowane w projekcie.
Za wysokie koszty
Z rozmowy z inżynierem budownictwa wyspecjalizowanym w takich konstrukcjach wynika, iż koszty opracowania projektu i dokumentacji oraz opłaty urzędowe związane z uzyskaniem pozwoleń mogą wynieść w tym przypadku około 10 tys. zł. Do tego doliczyć należałoby koszty zakupu materiałów, wykonawstwa i nadzoru budowlanego. Potem inwestor musiałby uzyskać i opłacić koszty odbioru i kolejnych pozwoleń na użytkowanie obiektu zgodnie z przeznaczeniem. Dla rolników to zbyt wysokie myto za możliwość przejazdu przez własne grunty. Tym bardziej, że w całej sprawie chodzi jedynie o to, by rolnik mógł zbierać siano z niewielkiej łąki za rzeką. W dodatku nie jest jasne, na jakich zasadach gospodarz miałby korzystać z przepustu – czy faktycznie byłby jego właścicielem, czy też jedynie użytkownikiem i konserwatorem na łasce i niełasce urzędów.
Z prośbą o komentarz w sprawie zwróciliśmy się do Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Łodzi. Zapytaliśmy m.in. o możliwości polubownego rozwiązania konfliktu, choćby ze względu na koszty społeczne wynikłe z zaistniałej sytuacji. Ani Józefa Szafrańskiego ze skromną emeryturą, ani też jego następcy z niewielkim areałem nie stać na tak kosztowną inwestycję. Brak dostępu do użytków zielonych pogłębia zaś i tak trudną sytuację rodziny. Na odpowiedzi musimy jednak poczekać. Do tematu wrócimy więc w jednym z kolejnych numerów „Tygodnika Poradnika Rolniczego”.
Grzegorz Tomczyk