– Wydawało się, że opanowaliśmy już warrozę i wiemy o niej wszystko. Jednak ten rok okazał się rokiem próby w tej kwestii. Wiele rodzin o tej porze gaśnie właśnie z powodu inwazji warrozy. Zaistniała sytuacja jest efektem ciepłej ostatniej zimy. Warroza namnaża się w postępie geometrycznym. Im dłuższy okres bezczerwiowy występuje jesienią i zimą, tym rodziny pszczele są mniej porażone przez warrozę w roku następnym. W ubiegłym roku zimy praktycznie nie było i nawet jeśli jesienią zwalczyliśmy dość skutecznie warrozę, to to co pozostało w ciągu kilku miesięcy lekkiej zimy namnożyło się do takiego stanu, że właściwie należałoby na przedwiośniu walczyć z nią na nowo, żeby rodziny później przez całe lato funkcjonowały prawidłowo – powiedziała Maria Gębala.
Prelegentka zachęcała do zwalczania warrozy wczesną wiosną.
– W naszej pasiece ze względu na wzmożoną ochronę trutni każdego roku na przedwiośniu zwalczam warrozę. Zabieg ten przeprowadzam najszybciej jak się da, po pierwszym oblocie wiosennym i po rozkłębieniu. Staramy się przy tym zawsze obliczyć, jaki to jest moment sezonu, żeby do przewidywanego pierwszego pożytku wiosennego, do pierwszego zbioru upłynęło 30 dni, gdyż tyle trwa okres rozkładania się amitrazy, która jest substancją czynną większości stosowanych przeciwko warrozie leków. Ponieważ przewiduje się, że nadchodząca zima będzie również łagodna, sugerowałabym żeby wykorzystać przedwiośnie do zwalczania warrozy – powiedziała prelegentka.
Maria Gębala zwróciła także uwagę na sposób stosowania apiwarolu.
– Producent apiwarolu zaleca, żeby stosować go do odymiania w odstępach 6-dniowych. W ocenie mojej i pracowników placówek naukowych jest to okres zbyt długi. Przy stosowaniu takich odstępów część warrozy po wyjściu z młodą pszczołą z komórek ma czas, żeby ponownie skryć się pod zasklepem, gdzie staje się dla nas nieosiągalna. Uważa się, że optymalny okres między zabiegami to 5 a nawet 4 dni. Jeżeli z jakiegoś względu nie możemy wykonać zabiegu co 5 dni, to skróćmy ten okres do 4, nie wydłużajmy go – dodała Maria Gębala.
Jerzy Buńko, prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy w Siedlcach, podsumował 2014 r.
– Jeżeli chodzi o rok 2014, to dla naszego pszczelarstwa tutaj w części Mazowsza i Podlasia nie był on najlepszy pod względem pogody. Szczególnie niekorzystna była aura podczas kwitnienia podstawowych roślin miododajnych. Wczesnowiosenne pożytki, takie jak mniszek i sady, nektarowały w miarę przyzwoicie. Jednak akacja już nie dopisała, a jeszcze gorzej było z lipą, która co prawda kwitła, lecz z powodu suszy w ogóle nie nektarowała. Późniejszym pożytkiem jest spadź liściasta, której także w tym roku nie było. Ja osobiście, pomimo że teren do produkcji miodu mam dobry, zebrałem 1/3 miodu pozyskiwanego w poprzednich latach – powiedział Jerzy Buńko.
Prezes Siedleckiego Związku Pszczelarzy w podsumowaniu potwierdził wyjątkowo dużą w tym roku inwazję warrozy.
– Jesienią bardzo widoczne były skutki występowania warrozy. Dlatego kondycja rodzin, które teraz zimują może nie być najlepsza – dodał Jerzy Buńko. jn