W gminie Trojanów, podobnie jak w sąsiednich, większość rolników żyje z chowu bydła. Znaczną część upraw stanowi kukurydza, która jest najbardziej łakomym kąskiem dla dzików. Zwierzęta niszczą nie tylko uprawy, ale również pryzmy z kiszonką z kukurydzy. Odstraszanie jest nieskuteczne. Rolnikom zaczyna brakować paszy, w okolicy trudno ją dokupić. Ze względu na jej gorszą jakość, spada wydajność krów. Działające na tym terenie Koło Łowieckie “Miś” z Warszawy robi wszystko, by jak najmniej zapłacić za szkody.
Kto pierwszy – rolnik czy dzik
Problem z dzikami nasilił się 2 lata temu. – Podano wtedy w telewizji, że z okolic Warszawy wywieziono na odległość 100 km ponad 700 dzików. Prawdopodobnie trafiły one w nasze okolice – mówi Jan Kępka. – To już nie dziki, tylko świniodziki. Podchodzą pod nasze siedliska, nie boją się ludzi, a młode nie mają na grzbiecie pasków, tylko łatki. Kiedyś dzik żerował tylko w nocy, teraz jest na polu także w dzień. Kiedyś prosiły się co drugi rok, teraz nawet dwa razy w roku, a liczba prosiąt w miocie jest 2 razy większa.
W gminach Trojanów Ryki i Stężyca uprawy w większości przeznaczane są na potrzeby bydła mlecznego i opasów. Dużą ich część stanowi kukurydza. Henrykowi Łęckiemu z Edwardowa (gm. Ryki, woj. lubelskie), który uprawia 8 ha kukurydzy, w ubiegłym roku dwa psy bernardyny uratowały pole. W tym roku się nie udało. Już teraz rolnik wie, że będzie problem z paszą dla 32 krów i 70 opasów. Kukurydza na 3 ha wybrana była w ponad 80%, na pozostałych 20 ha w 15%.
Największe szkody dziki robią w kukurydzy, ale w okresie między siewem i dojrzewaniem kolb nie gardzą pszenicą, ziemniakami i łąkami.
– Po posianiu wybierają ziarno kukurydzy, potem jest spokój i w okolicach żniw, jak dojrzewają kolby, znowu się zaczyna wyścig, kto pierwszy – rolnik, czy dzik – mówi Andrzej Babik z Kozic (gm. Trojanów). – Ja sprzedaję mleko do Spółdzielczej Mleczarni “Spomlek” w Radzyniu Podlaskim, inni do mleczarni w Rykach. Obecnie cena mleka jest dobra, a nam spada wydajność mleczna krów.
– Zasiałem 4 ha kukurydzy i w ciągu dwóch nocy dziki wybrały ziarno z 2 ha – opowiada Marcin Bober z Kozic, właściciel 40 krów. – W ubiegłym roku całkowicie zniszczyły 1 ha dojrzałej kukurydzy. Ostatnio przeganiałem dziki z pryzmy z kiszonką. Spora jej część nie nadaje się już do skarmienia. Okazało się, że za straty spowodowane przez dziki w pryzmach nie należy się odszkodowanie bo stało się to na mojej działce siedliskowej, a nie w uprawach polowych.
Mariuszowi Wiśniewskiemu z Kozic, pierwszej nocy po posianiu kukurydzy dziki z ponad 1 ha wybrały 70% ziarna. Straty w ziemniakach po ich posadzeniu wyniosły 20%. W przypadku Marka Lesisza z Brzezin (gm. Stężyca, woj. lubelskie) na 3 ha kukurydzy dziki zniszczyły 30%. Na takim samym areale u Dariusza Niskiego – ponad 80 %. U Mariusza Błachnio z Brzezin (gm. Stężyca), który ma 80 krów i uprawia 40 ha kukurydzy – ok. 40%.
Ryszard Kwaśniak z Zielonki, właściciel 28 krów, 9 ha kukurydzy ma ogrodzone pastuchem elektrycznym. Codziennie go naprawia. Gdyby nie pomoc syna, nie miałby czasu na inne prace w gospodarstwie.
– To i tak nic nie daje – stwierdza. – Dzików dzisiaj nie odstrasza nic, co dawniej skutkowało – ani pastuch elektryczny, ani szmatki nasączone specjalnym preparatem, palenie opon i lampek, włączanie radia, podrzucanie przepoconych ubrań, petardy. Wcześniej straty wynosiły 10%, teraz sięgają 70–80%. Dziki wybierają ziarno po posianiu a potem niszczą kukurydzę przed samym zbiorem. Co roku dosiewamy 2–3 ha dla dzików a nie dla bydła. Gdybyśmy nie pilnowali w nocy pól, nic by na nich nie zostało. Najgorzej jest jak kukurydza dojrzewa, bo dzików w niej nie widać.
Wymuszą ograniczenie produkcji
Rolnicy mają wiele zastrzeżeń co do szacowania szkód łowieckich.
– Jeżeli nawet zgłaszamy straty, to wyceny są śmieszne – stwierdza Andrzej Babik. – W przypadku wybranego przez dziki ziarna proponuje się nam zwrot kosztów jego zakupu i to średniej jakości, a my kupujemy najlepsze. Nie bierze się pod uwagę kosztów paliwa, nawozów i oprysków. Jak siejemy kukurydzę i widać zniszczenia, musimy wystosować pismo do koła łowieckiego. Koło ma 7 dni na odpowiedź, a my musimy natychmiast podsiewać pola. Często idziemy na ugodę i zgadzamy się na kwotę, którą proponuje koło. W przypadku dojrzałej kukurydzy, nie możemy czekać ze zbiorem, bo wtedy w ogóle nie mielibyśmy paszy.
Rolnicy w 60–70% sieją kukurydzę dwu- trzykrotnie. Dojrzałość rośliny jest wtedy mniejsza, a tym samym gorsza jest jakość paszy, co odbija się na jakości i wydajności mleka. W przypadku jednego z rolników, szacujący z koła łowieckiego, straty wycenił na 500 zł. Gospodarz obliczył, że wyniosły one ok. 3 tys. zł.
– Zarzuca się nam, że źle uprawiamy pola, że po zbiorach na polach zostają kolby kukurydzy, które przywabiają dziki. A przecież nie jest możliwe oczyszczenie pola na powierzchni 10, 20 czy więcej hektarów – stwierdza Henryk Łęcki. – Koła łowieckie same siejąc na poletkach zaporowych kukurydzę, przyzwyczajają zwierzęta do tej paszy.
– Usłyszałem, że to wina kretów, a nie dzików... – dodaje Jan Kępka. – Że źle pole opryskane. Nie starałem się o odszkodowanie bo mi nerwy puściły.
Marcin Bober sugerował myśliwemu z koła łowieckiego, żeby myśliwi w nocy również pilnowali pól. Nic z tego nie wyszło.
– Myśliwi tłumaczą, że nie mają środków, że w skupie kilogram dzika kosztuje tylko 2 zł. – mówi Henryk Łęcki.
– Musimy dokupować pasze, a to oznacza dodatkowe koszty – podkreśla Jan Kępka, który ubiegłoroczne straty w uprawach wyliczył na ok. 50 tys. zł – Poza tym trudno kupić kukurydzę na kiszonkę, bo tu wszędzie dziki grasują i prawie wszędzie jest bydło. Trzeba obsiewać większy areał, a i tak często to nie wystarcza. Jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba będzie ograniczyć produkcję albo w ogóle z niej zrezygnować.
W sferze planów
Zdaniem rolników, powinna być zmieniona ustawa o prawie łowieckim, państwo powinno dopłacać do odszkodowań za straty łowieckie. Padło wiele gorzkich słów o tym, że robi się z naszego kraju rezerwat, gospodarstwa są zagrożone, pola uprawiane nie dla bydła a dla dzików.
– Szacowanie szkód powinno się odbywać przez niezależne jednostki – stwierdza Mariusz Wiśniewski. – Dopóki robią to przedstawiciele kół łowieckich, nic się nie zmieni. To tak jakby byli sędziami w swojej sprawie. Z kolei my możemy walczyć o swoje racje w sądzie, ale nas po prostu na to nie stać.
– Niedawno złożyliśmy pismo do Urzędu Gminy w Trojanowie – mówi Mariusz Wiśniewski, przedstawiciel Mazowieckiej Izby Rolniczej. – Zapytaliśmy, jaki jest plan odstrzału dzików na terenie gminy i jak jest realizowany. Czekamy na odpowiedź.
– W tym roku rolnicy nie zgłaszali mi żadnej szkody – mówi Dariusz Żaczek, myśliwy z KŁ „Miś”. – W poprzednich latach w miarę naszych możliwości wypłacaliśmy odszkodowania. Nas nikt nie dofinansowuje, środki, jakie posiadamy, pochodzą ze składek i zastrzelonych zwierząt. W przypadku strat w kukurydzy zwracamy koszt zasianego ziarna.
– W ubiegłym roku zwróciliśmy się do wszystkich kół łowieckich na terenie naszej gminy z prośbą o zwiększenie odstrzału dzików – mówi Stanisław Kostyra, wójt gminy Trojanów. – Tylko tyle możemy zrobić. Wszystkie koła deklarowały, że tak się stanie, ale trudno powiedzieć, czy się z tego wywiążą. Na najbliższą czerwcową sesję rady gminy chcemy zaprosić przedstawiciela nadleśnictwa, które w naszym powiecie odpowiada za gospodarkę łowiecką.
Dariusz Żaczek potwierdza, że populacja dzików wzrosła, dlatego uwzględniono to w planie odstrzału zwierząt. Plany łowieckie KŁ „Miś” na ten sezon, który trwa od końca marca do 1 kwietnia przewidują zwiększenie odstrzału dzików o 30%, czyli 25 sztuk.
– Za rok, jeśli dziki nadal będą się rozmnażać w takim tempie, może to być 30, 40 albo nawet 50 sztuk – stwierdza Dariusz Żaczek. – Jednak zatwierdzenie planu łowieckiego jest poprzedzone liczeniem zwierzyny, zaakceptowaniem go przez Okręgowy Związek Łowiecki w Siedlcach i nadleśnictwo.
Joanna Zwolińska