StoryEditorInterwencja

Więcej szkód to wyższy plon

05.09.2016., 16:09h
Zgryzienie rzepaku przez jelenie zwiększa wydajność plonu, ponoszenie kosztów budowy ogrodzenia pól zamiast pieniędzy za szkody łowieckie, jałmużna zamiast rzetelnej wyceny strat, a przy tym arogancja zarządu Koła Łowieckiego Hubertus, działającego na terenie wsi Zielin w gminie Mieszkowice w Zachodniopomorskiem sprawiły, że rolnicy będą się domagać od burmistrza wypowiedzenia umowy.

Zielin jest wsią rolniczą. Od północy i wschodu otoczoną lasami. Zwierzyny leśnej jest w nich dostatek. I choć nikt dokładnie nie wie ile żyje na tym terenie jeleni, zajęcy czy dzików, bo ta liczba od lat jest niedoszacowana, rolnicy wiedzą, że z roku na rok jest ich więcej. A gospodarujące na tym terenie koło łowieckie nie zajmuje się dokarmianiem zwierząt. 5-hektarowe pole zamiast rodzić buraki porasta chwastami. Trudno więc dziwić się zwierzynie, że wychodzi z lasu na pola, gdzie po horyzont rozciągają się bogate w składniki odżywcze pola rzepaku, pszenicy, łubinu. Zwierzyna w lesie też nie bardzo ma co jeść, bo młodniki, które wcześniej były miejscem żerowania, dziś szczelnie ogradza siatka. Rolnicy z Zielina mają więc wrażenie, że tylko oni odpowiadają za dokarmianie dzikiej zwierzyny.

Co gorsza, koło łowieckie, które działa na tym terenie, wypłaca niegodziwe kwoty odszkodowań. Nie umie utrzymać zwierzyny w lesie, a gdy to konieczne, nie przeprowadza odstrzałów. Rolnicy nie mają już sił na samowolę ze strony koła. Straty szacuje w nim Jan Dąbski. Jeśli rolnik chce się odwołać od jego decyzji, pisze pismo do prezesa koła, którym jest Grzegorz Dąbski, syn pana Jana. Ten układ sprawia, że koło Hubertus czuje się bezkarne. Robi więc co chce, a rolnicy na tym tracą.

Choć nie zawsze tak było. Problemy zaczęły się dwa lata temu, gdy w Hubertusie zmienił się prezes. Za czasów Władysława Nosala współpraca myśliwych z rolnikami układała się poprawnie. Dlatego teraz rolnicy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i działać, bo tak dalej być nie może.

Spotkanie rozpaczy
– Po prostu brak nam słów na arogancję koła Hubertus, które działa na terenie naszej wsi. Osoba szacująca szkody jest bezczelna i czuje się bezkarna. Prowokuje rolników swoim zachowaniem, a później ma pretensje, że puszczają im nerwy – opowiadają rozżaleni mieszkańcy Zielina, którzy zwrócili się do nas z prośbą o pomoc.

W wiejskiej świetlicy Józef Mroziak, sołtys wsi Zielin, zorganizował spotkanie. Przyszło na nie kilkunastu rolników niezadowolonych ze współpracy z kołem. Wśród nich byli też przedstawiciele izby rolniczej. W ramach burzliwej dyskusji każdy uczestnik spotkania miał szansę opowiedzieć o swoim przypadku. I tym samym przestrzec innych przed aroganckimi, a wręcz bezczelnymi praktykami przedstawicieli Koła Łowieckiego Hubertus z Mieszkowic.

– Nie podpisujcie z nimi żadnych umów. Mnie przyparli do muru. Teraz próbuję to odkręcić, ale sprawa nie jest prosta – przestrzega Anna Glińska, właścicielka gospodarstwa rolnego we wsi Plany, która podlega pod Hubertusa.

Koło zmusiło ją do podpisania umowy. W jej ramach, pani Anna naliczoną za szkodę łowiecką kwotę w wysokości 5 tys. złotych, za uszkodzenie 40 ha pszenicy ozimej, miała przekazać kołu na zakup materiałów ogrodzeniowych. Miało z nich powstać ogrodzenie zabezpieczające pole pani Anny od strony lasu. Koło zobowiązane było jedynie do jego budowy. Zgodnie z umową, pani Anna zaraz po zrealizowaniu zlecenia miała przejąć na siebie obowiązki związane z konserwacją ogrodzenia. Koło umyło od tego ręce. Jeden z paragrafów umowy informował również, że siatka jest zabezpieczeniem przed szkodami, więc jeśli będzie uszkodzona lub nienależycie konserwowana, to nasza Czytelniczka nie może domagać się od koła wypłaty szkody łowieckiej.

– Nasze pole graniczy z lasem, więc zwierzyna nieustannie niszczy siatkę. Tym bardziej, że nie jest to profesjonalna siatka leśna. Zwierzyna z łatwością jest w stanie przez nią przejść. Dlatego postanowiliśmy odstąpić od porozumienia z kołem – opowiada pani Anna.

To okazało się nie lada wyczynem. Nasza Czytelniczka 26 czerwca napisała w tej sprawie pismo w którym stwierdziła, że ogrodzenie nie spełnia żadnych norm. I mimo jej uwag dotyczących jakości użytych materiałów, jej reklamacja nie została uwzględniona. Na tej podstawie uznała porozumienie za nieważne i domaga się uznania wszelkich roszczeń wynikających z tytułu szkód łowieckich.

Odpowiedź i to odmowną dostała dopiero w sierpniu. Co czytamy w piśmie?
Że nie można jednostronnie anulować porozumienia. Można tego dokonać tylko za obopólną zgodą. A tej nie ma. Koło może na to przystać dopiero na początku nowego okresu szacowania szkód. Dodatkowo, przy rozwiązaniu porozumienia zamieszczony będzie zapis, że z uwagi na poniesione koszty budowy ogrodzenia po połowie między kołem, a naszą Czytelniczką, koło zdemontuje połowę ogrodzenia i przekaże je rolnikowi, który wykaże chęć ochrony swoich upraw na podstawie porozumienia. Pod dokumentem podpisał się prezes koła Hubertus Grzegorz Dąbski.

– Przecież mi zależy na ochronie upraw. Ale na uczciwych warunkach – zapewnia pani Anna, rozgoryczona tą sytuacją.

Dyktatura koła
Równie trudne negocjacje odbyły się pomiędzy kołem, a Agnieszką Rzepińską, która gospodarzy w Zielinie. Ma działkę graniczącą z lasem. Wiosną 14 ha obsiała łubinem. Uprawę tuż po wysiewie całkowicie stratowało stado jeleni. A ona do dziś nie może wyegzekwować godziwej kwoty szkody łowieckiej.

– Według moich szacunków straty sięgnęły ok. 100 tys. złotych. A pan Dąbski oszacował je na 1,5 tys. zł. Nie mogąc się zgodzić z tymi wyliczeniami postanowiłam o sprawie powiadomić ministra rolnictwa. Krzysztof Jurgiel o wyjaśnienie poprosił wydział Ochrony Środowiska. Ten odesłał pismo do wojewódzkiego Związku Łowieckiego w Szczecinie. A związek poprosił o wyjaśnienie sprawy koło Hubertus. Tak koło przepływu informacji zamknęło się. Hubertus w odpowiedzi na list ministra napisał, że z mojej strony brak jest współpracy. Więc koło jest wobec mnie w porządku – opowiada rozżalona pani Agnieszka.

– Bo jak to nie chcę współpracować skoro chcę. Ale osoba szacująca straty nie zna się na uprawie. Pan Dąbski stwierdził m.in. że to nie jelenie, lecz króliki stratowały uprawę. Później przyznał, że łubin nie wzszedł, bo ziemia jest zbyt niskiej klasy. A chwasty rosną na tym polu na potęgę, bo zastosowany oprysk nie zadziałał, gdy przez pole przebiegło stado jeleni, które chciało posilić się rosnącym na sąsiedniej działce rzepakiem – wyjaśnia pani Agnieszka.

Jej również koło zaproponowało ogrodzenie działki. Ale nie chciała się na to zgodzić. Koszt połowy ogrodzenia, który miała ponieść wynosił bowiem 8 tys. złotych.
– Widziałam, jaką siatką koło grodzi działki w sąsiedztwie. To zwykła plastikowa siatka, jaką używa się do owijania słomianych bel. Nie zabezpieczy uprawy przed głodną dziką zwierzyną – wyjaśnia pani Agnieszka.

Po wysłuchaniu wszystkich historii obecni na spotkaniu rolnicy, z których część należy do izby rolniczej podjęli decyzję, żeby zwrócić się prośbą do burmistrza, by ten nie przedłużał z Hubertusem umowy.

– Tak dalej być nie może. Arogancja i nepotyzm koła przekracza wszelkie granice. Niechęć do koła nie jest wynikiem mojej buty i chęci współpracy. To Hubertus nie spełnia żadnych norm dotyczących kół łowieckich. Z innymi kołami współpraca dobrze się układa. Zawsze znajdujemy rozwiązanie. Z Hubertusem kwoty szkód łowickich urągają naszej godności. Niedawno pan Dąbski chciał wypłacić 500 zł za szkodę, którą inne koło oszacowało na 5 tys. Rolnik odmówił przyjęcia jałmużny.

Zapytaliśmy prezesa koła Hubertus Grzegorza Dąbskiego co sądzi o sprawie. – Komisja szacująca szkody łowieckie w Kole Łowieckim Hubertus Mieszkowice wykonuje od 70 do 100 szacowań w sezonie. Rolników mających pretensje o zaniżanie odszkodowań jest zaledwie kilku. Nawet w ostatnich latach rolnicy ci korzystają z usług rzeczoznawców majątkowych do spraw szacowania szkód łowieckich, a więc zaniżanie odszkodowań w tych przypadkach nie jest możliwe. Dodatkowo rolnicy, w przypadkach spornych, mają możliwość mediacji w urzędzie gminy, a jeśli to nie przyniosłoby porozumienia, mogą kierować sprawy na drogę sądową. W ostatnich 20 latach mieliśmy tylko jeden taki przypadek. Na dodatek wygrany przez koło. Tak więc mówienie o zaniżaniu szkód jest bezpodstawne.

Komisja szacująca szkody łowieckie w naszym kole jest wykwalifikowana (posiada certyfikaty ukończonych szkoleń), każdy rodzaj uprawy jest szacowany według określonej metodyki szacowania, opartej na wykonaniu niejednokrotnie setek pomiarów powierzchni uszkodzonych i na tej podstawie obliczana jest wysokość odszkodowania. Pomiary powierzchni uszkodzonej stanowią załącznik do protokołu z szacowania i każdy poszkodowany ma do nich wgląd.

Jeżeli chodzi o grodzenia, to na dzień dzisiejszy mamy ogrodzonych 245 ha pól rolników chcących współpracować z naszym kołem. Są to ogrodzenia metalową siatką. Dziwi nas zarzut jednego z rolników, że siatka w jego ogrodzeniu jest zbyt słaba, ponieważ zakupywana była wspólnie z rolnikiem. Poza tym, na spłoszoną zwierzynę, np. jelenia lub dzika nie ma siatki, która by wytrzymała. Niewtajemniczonych informujemy, iż cienka siatka do balotów skuteczniej chroni przed jeleniami niż siatka metalowa. W celu zabezpieczenia upraw, nasze koło stosuje również strzelawki gazowe, sznury hukowe, pasy zaporowe obsiewane kukurydzą lub innym zbożem, lizawki przy paśnikach, poletka zgryzowe oraz ochronę przez myśliwych i wynajęte osoby. A na zarzut, że trudno z nami współpracować, możemy tylko odpowiedzieć, że nam również trudno współpracować z nielicznymi rolnikami. Z przeważającą większością rolników na terenie naszego koła mamy bardzo dobry kontakt.

Dorota Słomczyńska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 00:48