Najbliżej naszych granic znajdują się ogniska nowej odmiany ptasiej grypy H5N8. Na początku listopada patogenny wirus wykryto w Niemczech, na fermie indyków w Heinrichswalde, w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Zutylizowano tam 30 tys. ptaków. Kolejne przypadki zanotowano w Wielkiej Brytanii i Holandii. Ptasią grypę wykryto też na fermie kaczek w Yorkshire, w północnej Anglii. W Holandii tymczasem w ciągu minionych dwóch tygodni wirus drobiu stwierdzono na 4 fermach. Ostatni przypadek ujawniono w Zoeterwoude na zachodzie kraju, gdzie nakazano ubój 28 tys. sztuk drobiu. Wszystkie zarażone fermy znajdują się blisko siebie, co oznacza, że wirus się rozprzestrzenia.
Holenderskie władze zakazały transportu produktów drobiowych w promieniu 10 km. Zlecono również kontrole ferm w zapowietrzonym rejonie. Już po stwierdzeniu pierwszego ogniska, rząd wprowadził zakaz transportu drobiu i jaj w całej Holandii, by ograniczyć ryzyko przenoszenia choroby. Po kilku dniach ugiął się jednak i zniósł go, pod naciskiem przedsiębiorców i rolników. Trzydniowe embargo kosztowało zaś branżę drobiową w Holandii 100 mln euro.
Eksperci jednoznacznie twierdzą, że ograniczenia takiego niebezpieczeństwa nie zażegnają – wirusa przenosić może bowiem dzikie ptactwo. 22 listopada ich sugestie znalazły potwierdzenie – wirusa wykryto po raz pierwszy u dzikiej kaczki, zestrzelonej przez myśliwego na Rugii, w północnych Niemczech.
Meklemburskie ministerstwo rolnictwa wprowadziło nakaz trzymania drobiu w pomieszczeniach zamkniętych. Zdaniem naukowców, wirus H5N8 może być groźny dla ludzi.
W Rumunii tymczasem ujawniono ogniska rzekomego pomoru drobiu (choroby Newcastle). Na fermie w prowincji Lalomita z zainfekowanych 6,3 tys. brojlerów ponad 5 tys. zdechło. Źródło choroby wciąż jest nieznane. Wirus Newcastle atakuje przede wszystkim kury, rzadziej indyki, perliczki, bażanty. Kaczki i gęsi na rzekomy pomór nie chorują, ale mogą być nosicielami wirusa i zarażać inne ptactwo. Nie ma skutecznego lekarstwa na tę chorobę, ryzyko ograniczają jedynie regularne szczepienia.
W krajach na południu Europy też odnotowano przypadki choroby niebieskiego języka. Choroba od początku listopada pustoszy stada owiec i bydła. W Bułgarii potwierdzono dotąd przypadki 317 owiec padłych na skutek zarażenia wirusem, w Macedonii zaś 400 owiec. Kolejne doniesienia płyną z Serbii, Albanii, Czarnogóry, Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, a także z Rumunii. W Grecji w ciągu minionego miesiąca padło 15 tysięcy owiec, zaś we Włoszech – 177 sztuk. Niestety, wszystko wskazuje na to, że wirus rozprzestrzenia się i kroczy na północ Europy. 13 przypadków choroby u krów i owiec stwierdzono już na Węgrzech.