Nieco młodsi seniorzy – i ci, którzy obecnie dobiegają wieku emerytalnego – również pamiętają doskonale, jak to za czasów PRL-u straszono wojną atomową oraz wejściem Bundeswehry – czyli wojsk niemieckich. Co automatycznie wiązało się z utratą ziem odzyskanych. Przez długie lata wielu polskich rolników, którzy przejęli poniemieckie gospodarstwa nie inwestowało w nie, bo po co, skoro wnet Niemcy wrócą? Zaś skutki tego myślenia widać do dnia dzisiejszego.
Ale średnie i młodsze pokolenia Polaków nie zna wojennej psychozy, bowiem od czasów Michaiła Gorbaczowa zamilkła – w Europie i Ameryce Północnej – wojenna propaganda. Wyjątkiem była tutaj wojna domowa na Bałkanach. Jednak z okazji konfliktu ukraińsko-rosyjskiego zaczyna się głośno mówić o wojnie. Nie brakuje przy tym głosów, że następstwem tych wydarzeń może być wojna, w wyniku której wojska rosyjskie wejdą nie tylko na teren Ukrainy, ale też Łotwy, Litwy, Estonii, a nawet Polski. Oczywiście nie można wykluczyć wejścia wojsk rosyjskich na przygraniczne tereny Ukrainy. Ale jestem przekonany, że prezydent Putin nie wywoła europejskiej wojny. I niepotrzebne są różne strachy na Lachy. Mam tutaj nie tylko na myśli wypowiedzi rosyjskiego polityka o nazwisku Żyrynowski, ale i niektórych polskich ekspertów. Faktem jest jednak, że do wielu młodszych Polaków zaczyna docierać znane z filmów albo z historii słowo: wojna. Jednak użyta w konflikcie ukraińskim broń, pod nazwą sankcje, może wywołać istotne szkody w gospodarce nie tylko Rosji – jak to głosi nasza propaganda – ale też i Unii Europejskiej. Najbardziej może ucierpieć polskie rolnictwo, co nie bardzo dociera do naszych decydentów. Bardzo niepokojące jest, że niektórzy z nich mówią oficjalnie, że szukanie nowych rynków zbytu dla polskiej żywności nie jest sprawą państwa, lecz wyłącznie prywatnych firm. Wszak to są zwykłe banialuki, nawet nie zabawne. Najbardziej rozbawiła mnie jednak wypowiedź byłego wysokiej rangi polityka, obecnie z zawodu sadownika, który wręcz stwierdził, że embargo rosyjskie umocni polskie sadownictwo!
Dla wąskiego grona polityków rosyjskie sankcje oraz wydarzenia na wschodniej Ukrainie okazały się niezwykle użyteczne, bowiem całkowicie przysłoniły różne afery natury politycznej. No cóż, na przykład Bartłomiej Sienkiewicz – minister spraw wewnętrznych, czy też Radosław Sikorski – minister spraw zagranicznych, kreują się na wielkich mężów stanu, którzy to mocno walczą z Rosją o polskie interesy. Nie godzi się więc im wypominać publicznie afery taśmowej. Bo to jest wręcz godzenie w polską rację stanu! A tutaj lider PSL – prezes Janusz Piechociński, czyli ten co reprezentuje obecną władzę – koalicyjny rząd PO-PSL, zaczyna się głośno domagać prawdy o aferze taśmowej, twierdząc przy tym, że nie tylko podsłuchujący, ale i podsłuchani powinni być ukarani. Panie prezesie Piechociński, nie idź Pan tą drogą! Odnoszę się tutaj do słów znanego klasyka, czyli byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Przy tej okazji pragnę się zapytać: czy w knajpie pod nazwą Sowa i jego Przyjaciele można się także zakazić tzw. filipińską chorobą.
Krzysztof Wróblewski