Kolejna wycieczka Czytelników „Tygodnika Poradnika Rolniczego” rozpoczęła się z czwartku na piątek na lotnisku w Bydgoszczy, skąd grupa ponad 30 osób poleciała do Lwowa. Z lwowskiego lotniska nasi Czytelnicy udali się prosto do Koziej Farmy „Szewert” w okolicach Sudowej Wiszni, około 50 km na zachód od Lwowa i 50 km na wschód od Przemyśla.
Farma „Szewert“ – Kozi pomysł na biznes
Farma „Szewert“ jest prowadzona przez ukraińsko-belgijskie małżeństwo. Została założona w 2009 roku przez Belga Bernarda Willema i jego żonę Marii Chomiak. W zabudowaniach po niegdysiejszym kołchozie jest utrzymywanych około 500 kóz, głównie rasy alpejskiej i saaneńskiej, chociaż zdarzaj się też pojedyncze sztuki rasy polskiej. W gospodarstwie, które liczy ok. 90 ha utrzymywanych jest jeszcze ponad 40 krów, konie, kury i gęsi, a nawet 2 osły jako atrakcja dla turystów.
Z pozyskanego mleka koziego na miejscu jest wytwarzanych około 15 gatunków sera w tym kozia feta, lokalny tomet (przypominający parmezan), crotten, rikota czy deserowy fromage. Farma sprzedaje także jajka, dżemy i pasztety.
Wszystkie koszy żyją w dwóch dużych budynkach przerobionych z dwóch kołchozowych tuczarni. Pomieszczenia są podzielone na różnej wielkości boksy. W każdym z nich żyją oddzielnie kozy podzielone na różne grupy. Te, które wkrótce mają urodzić, te, które dopiero co urodziły, oddzielnie małe kozy i oddzielnie capy. Każde ze zwierząt ma także specjalnie oznaczenie, mówiące o płci, wadze i wieku zwierzęcia.
Koza jest w ciąży 1 raz w roku i trwa ona około 5 miesięcy. Pierwszy raz kozy zachodzą w ciąże w wieku 11-12 miesięcy. Jeśli jest w gospodarstwie zbyt dużo capów, wówczas są one kastrowane i jest hodowany na mięso. Hodowla kozła na mięso trwa do roku.
Kozy na farmie „Szewert“ są dojone dwa razy – rano i wieczorem. Cały proces odbywa się na specjalnie zbudowanym podeście, na które są zaganiane samice i w czasie doju otrzymają paszę złożoną z mieszanki zbóż. Średnia wydajność mleka w czasie laktacji kozy jest uzależniona od rasy i średnio może wynieść 750 – 800 kg.
– Czy takie gospodarstwo jest opłacalne? – zapytał się jeden z Czytelników „Tygodnika” właścicielowi farmy. Odpowiedź była krótka: „nie”.
Dlaczego gospodarstwo, w które Belg zainwestował , jak twierdzi, około 1 miliona Euro nie przynosi zysków. Prawdopodobnie z dwóch powodów charakterystycznych dla Ukrainy i tamtejszego rolnictwa.
Od maleńkich gospodarstw rolnych po ogromne holdingi rolnicze
Pierwszy z nich, to kwestia reformy rolnej i własności ziemi. Po upadku ZSRR, władze ukraińskie chciały jak najszybciej przestawić rolnictwo z torów kołchozów i gospodarki centralnie planowanej na ścieżkę rozwoju rynkowego. Kołem zamachowym tej transformacji miała być powszechna prywatyzacja ziemi rolnej.
Prawo do ziemi, która niedawno należało do 12 tys. kołchozów, została przekazana do ok. 7 mln pracowników byłych ukraińskich PGR–ów. Równy udział, tzw. paju, wynosił około 4 ha. Niestety w praktyce, paju nie oznaczała prawa do ziemi w naturze, czyli wydzielenia odrębnej działki, a jedynie równy udział w kolektywnej spółce zarządzającej ziemią. Jedyna rzecz na jaką władza pozwalała z paju, to dzierżawa tej ziemi. Rolnicy otrzymali także niewielkie – średnio po 0,4 ha – przydomowe działki, które dla niektórych stały się podstawą egzystencji.
I to jest jedna z przyczyn problemów gospodarstwa „Szewert“. Duża część ziem jest jedynie dzierżawiona i przez to małżeństwo belgijsko-ukraińskie ma ograniczone możliwości rozwoju.
„Na Ukrainie biznes robi ten, co potrafi się podzielić”
Drugą przeszkodą jest konflikt między właścicielem farmy a lokalnymi władzami.
– Na Ukrainie biznes robi ten, co potrafi się podzielić – wyjaśnił uczestnikom wycieczki Roman, miejscowy przewodnik.
Owe „podzielić się“ oznacza po prostu łapówkę. Podobno Belg podczas rozmowy z jednym z wysoko usytuowanych przedstawicieli lokalnych elit miał powiedzieć, że on będzie prowadzić gospodarstw bez korupcji. Na co jego rozmówca odparł „Proszę, próbuj”. Cały czas próbuje, ale opłacalność gospodarstwa jest poniżej oczekiwań belgijskiego inwestora.
- W gospodarstwie "Szewert" pracują m.in. maszyny rolnicze i ciągniki z Białorusi czy z Chin
Polskie ślady we Lwowie na każdym kroku
Z gospodarstwa spod Sudowej Wiszni autokar zabrał polskich rolników do Lwowa. Z pewnymi przygodami wycieczka zwiedziła sobór Św. Jury, czyli jedną z największych barokowych świątyń grekokatolików oraz kościół Św. Katarzyny.
Następnie uczestnicy wycieczki mogli zameldować się w hotelu, który też był niezwykły. Stał niemal naprzeciwko słynnej kolumny Adama Mickiewicza w centrum Lwowa, czyli jednego z nielicznych pomników naszego wieszcza poza granicami Polski, na którym zachowano polską pisownię. W samym hotelu można było też odnaleźć ciekawe miejsca, jak chociażby pokój na pierwszym piętrze, w którym niegdyś mieszkał Jan Kiepura.
- Pokój w hotelu we Lwowie, w którym mieszkał Jan Kiepura.
Truskawiec – kurort, w którym odpoczywali Piłsudski i Julian Tuwim
Drugi dzień wycieczki rozpoczął się od wyjazdu Truskawca, słynnego kurortu w Karpatach, który w czasie II RP był jednym z najmodniejszych uzdrowisk Polski, w którym wypoczywali m.in. Józef Piłsudski, Stanisław Wojciechowski, Wincenty Witos, ale także Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza czy Julian Tuwim.
Wciąż zresztą można zobaczyć willę, które swoim wyglądem przypominają te najbogatsze domy w Zakopanem. Niestety po ekskluzywnym kurorcie został tylko wspomnienie i kilka pięknych willi, nad którymi górują ogromne żelbetonowe blokowiska pobudowane za Chruszczowa.
W uzdrowisku polscy rolnicy mogli spróbować „Naftusi”. Jest to woda mineralna o specyficznym smaku, ponieważ zawiera substancje organiczne pochodzenia naftowego.
– Posmak podobny do tego, jak człowiek zaciąga ropę z beczki – śmiał się jeden z uczestników wycieczki.
Z kolei przewodnik zapewniał, że spożywanie „Naftusi” działa leczniczo na wiele schorzeń i poprawia działanie układu moczowego, trawiennego czy krwionośnego.
– Chociaż trzeba spożywać ją ostrożnie, bo mogą wylecieć wszystkie zęby – żartował Roman.
W Truskawcu uczestnicy wyjazdu z „Tygodnikiem Poradnikiem Rolniczym” wzięli udział także w spektaklu w tamtejszym delfinarium. Wszyscy byli pod wrażeniem sprawności i sztuczek jakie opanowały te zwierzęta.
Wizyta na odnowionym Cmentarzu Orląt Lwowskich
Z kurortu wycieczka wróciła do Lwowa wprost na Cmentarz Łyczakowski oraz Cmentarz Orląt Lwowskich. Cmentarz Orląt Lwowskich jest już obecnie w dużej części odbudowany po zniszczeniach, jakich dokonano na polecenie władz ZSRR.
Wśród mogił poległych podczas walk o Lwów w listopadzie 1918 roku znajduje się chociażby grób Jasia Kurowskiego zaledwie 9-letniego obrońcy miasta. Ale uwagę może przykuć „czarny grób”, czyli mogiła, z której prochy zostały pobrane do Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Później, z nekropolii, chętne osoby udały się do Opery Lwowskiej na spektakl „Kiedy kwitną paprocie”, a inni mieli czas wolny i mogli zwiedzać miasto na własną rękę.
Stare miasto oraz wizyta w lwowskim browarze
Niedziela upłynęła, to niemal cały dzień zwiedzania Lwowa, które rozpoczęło się od mszy św. w Niedzielę Palmową w Katedrze Lwowskiej, gdzie odbyły się śluby króla Jana Kazimierza. Korzystając z okazji, dwaj uczestnicy wycieczki „TPR” chwilę porozmawiało z arcybiskupem lwowskim, Mieczysławem Mokrzyckim i zaprosiło go do Polski na obchody 100-lecie odzyskania niepodległości.
Następnie uczestnicy wyjazdu zwiedzili m.in. katedrę ormiańską z dziełami Mehoffera, cerkiew prawosławną Św. Piotra i Pawła czy galerię obrazów w Pałacu Potockich.
- Budynek Opery Lwowskiej
Zwiedzanie starej części Lwowa było niesamowitą przygodą, również ze względu na historię opowiadane o poszczególnych miejscach przez przewodnika.
– Niech Państwo spojrzą na tę kamienicę naprzeciwko banku – mówił Roman na jednej z uliczek. – Pobudował ją jeden przedsiębiorca, który przyjaźnił się z właścicielem tego banku. Któregoś dnia poprosił go o pożyczkę na rozkręcenie biznesu. Jednak bankier odmówił mu, mówiąc, że jego pomysł jest beznadziejny i na pewno zbankrutuje. Przedsiębiorcy udało się pozyskać pieniądze z innego źródła, rozkręcił swoją firmę i zarobił duże pieniądze. Na złość byłemu przyjacielowi-bankierowi pobudował duża kamienicę naprzeciwko banku, na wysokości okien gabinetu byłego przyjaciela kazał postawić ogromną figurę, która jest zwrócona w stronę okna i pokazuje ówczesny„gest Kozakiewicza” – opowiadał przewodnik wycieczki.
- Widok na miasto z Wysokiego Zamku
Podobnych historii miał o wiele więcej w tym tych dotyczących Opery Lwowskiej czy pomnika Iwana Franka stojącego przed gmachem Uniwersytetu Lwowskiego. Jak się okazało, Lwowiacy byli bardzo przedsiębiorczy i w 1991 roku od pomnika odcięli głowę Stalina i na jej miejsce włożyli głowę z podobizną Iwana Franka.
W ramach wycieczki polscy rolnicy zwiedzili także Lwowski Browar połączony z degustacją piw. Na koniec wycieczki odbyła się kolacja przy szlagierach lwowskich z czasu dwudziestolecia międzywojennego.
Lwów miastem pełnym kontrastów, w którym można się zakochać
Jak się okazało, Lwów jest pełen kontrastów. Z jednej strony widać osoby ostentacyjnie podkreślające swoją zamożność, by kilka kilometrów dalej spotkać na chodnikach starsze kobiety handlujące cebulą, papryką, mlekiem w plastikowych butelkach czy pamiątkami po Armii Czerwonej.
Na ulicy można obok siebie spotkać starą zardzewiała Ładę czy Zaporożca i jednocześnie nowego Lexusa czy BMW. Pięknie odnowione i utrzymane pałace po polskich magnatach z XVIII wieku sąsiadują z poradzieckimi szarymi, betonowymi „klocami”.
Podobnie jest też na wsi, gdzie z jednej strony są niewielkie gospodarstwa, których praca opiera się jeszcze na koniu, jak i ogromne rolnicze holdingi mające po kilkaset tysięcy hektarów.
Pomimo tych kontrastów Lwów jest przepięknym miastem i widać, że niegdyś było to bardzo zamożna metropolia. Warto przy tym pamiętać, że w okresie II Rzeczpospolitej Lwów należał do 6 największych miast Polski obok Warszawy, Łodzi, Poznania, Wilna i Krakowa. W Lwowie wciąż jest wiele miejsc, gdzie są ślady tej polskości, a Lwowiacy najwidoczniej uznają to za część dziedzictwa kulturowego miasta.
Co istotne, we Lwowie można się dość często dogadać z Lwowiakami po polsku.
– Zwłaszcza od zajęcia Krymu przez Rosję, zdecydowanie lepiej rozmawiać na Ukrainie po polsku czy z młodszą częścią społeczeństwa po angielsku niż po rosyjsku – mówił przewodnik po Lwowie.
A sami Lwowiacy są bardzo otwarci i przyjaźnie nastawieni do turystów.
Paweł Mikos