Wacław Smołuch z Izdebna Kościelnego gospodaruje na 30 ha, w tym 7,5 ha własnych. Uprawia 15 ha kukurydzy, 4 ha pszenicy, 1,5 ha ziemniaków i prawie 10 ha użytków zielonych
– Nie można powiedzieć, że poprzedni rok był zły dla naszego gospodarstwa. Szkopuł tkwi w tym, że ceny nawozów poszły w górę co najmniej trzykrotnie i dochód, który wypracowaliśmy zostanie zjedzony przez nawozy. Ceny zbóż były dość dobre, teraz są jeszcze lepsze, ale nikt nie zagwarantuje ich utrzymania po żniwach i wtedy może być zupełna klapa. Niedużą część nawozów kupiliśmy na jesieni jeszcze przed podwyżkami, jakieś 25% tego co potrzebujemy. Wszyscy myśleli, że tak wysokie ceny nawozów muszą spaść, bo tak było w latach poprzednich, np. Polifoska z ceny 2800 zł za tonę na wiosnę spadła na 1800 zł. Jednak obecnie trudno już oczekiwać spadku cen, a jeśli będą, to kosmetyczne. Na wiosnę dokupimy jeszcze trochę nawozów, ale znacznie mniej niż w poprzednich latach zastosujemy 50% dawki. Będzie to pewien kompromis pomiędzy cięciem kosztów, a utrzymaniem przyzwoitych plonów. Pszenicę sprzedaliśmy zaraz po żniwach do Polskich Młynów S.A., cena jaką uzyskaliśmy to 850 zł za tonę. Przy czym wyjątkowo obniżono dla pierwszej klasy cenowej zawartość białka z 13 do 9,5%. Było to związane z dużym zapotrzebowaniem na ziarno. Co do kukurydzy to mokre ziarno na początku sezonu zbiorów można było sprzedać w cenie 580 zł za tonę a pod koniec, czyli w połowie listopada ceny doszły do 730 zł za tonę. Ziemniaków nie uprawiamy dużo, są to ziemniaki jadalne, które sprzedajemy na giełdzie w Broniszach. Poprzedni rok nie był zły dla ziemniaków, bo za worek ważący 15 kg otrzymywaliśmy 12–13 zł. Znacznie gorszy był rok 2020, kiedy taki sam worek ziemniaków sprzedawaliśmy za 5 zł, co oznaczało jedynie zwrot kosztów produkcji i tylko dlatego, że wszystko robimy sami z żoną oraz synem, bez pracowników najemnych. Z użytków zielonych zbieramy siano, które sprzedajemy do stadnin koni, ale ten kierunek również jest w odwrocie, gdyż stadniny zaczynają utrzymywać coraz mniej koni, ze względu na rosnące koszty – powiedział Wacław Smołuch.
Stanisław Zarębski ze wsi Rutki Borki (pow. ciechanowski) gospodaruje na 32 ha, w tym 25 ha użytków rolnych. Uprawia kukurydzę, pszenżyto i użytki zielone. Utrzymuje 38 sztuk bydła, w tym 25 krów. Mleko dostarcza do OSM w Ciechanowie
– Był to trudny rok, ale kolejny będzie jeszcze cięższy z przyczyn ekonomicznych. Ceny naszych produktów nie nadążają za podwyżkami cen środków produkcji. Koszty energii, paliwa i nawozów totalnie pogrzebią rolnictwo. Bardzo drogie są również środki ochrony roślin oraz maszyny i części zamienne. Ceny stali wzrosły kilkukrotnie. Co prawda mam następcę, ale dziś młody rolnik, który przejmie gospodarstwo będzie miał piekielnie trudno, nawet z zasobami, które mu się przekaże w postaci stada bydła czy maszyn. Przy produkcji mleka potrzeba zgromadzić bardzo duże ilości zielonek zamienianych na kiszonki. W tym celu musimy dostarczyć dużo azotu. Dziś saletra amonowa kosztuje 3600 zł za tonę, czyli 3 razy więcej niż jeszcze pól roku temu. Dobrze, że mamy dużo obornika, który uzupełnimy mocno ograniczonymi dawkami nawozów mineralnych. Trochę nawozów zostało nam z poprzedniego sezonu, resztę zawsze kupowaliśmy na przełomie grudnia i stycznia. W tym roku nie zrobiliśmy takiego zakupu ze względu na ceny. Czekamy do wiosny i nie wiem czy nie było to błędem, bo raczej nie będzie tak bardzo wyczekiwanych przez rolników spadków cen – powiedział Stanisław Zarębski.