Wynosiły one od 65 100 zł brutto – tyle otrzymał między innymi minister Krzysztof Jurgiel – do 82 100 zł dla ministra Mariusza Błaszczaka. Nagrody otrzymali też ministrowie w Kancelarii Premiera oraz sekretarze stanu i podsekretarze we wszystkich resortach. Według opozycji, której świętym prawem jest podważanie wszystkiego co robią rządzący, jest to ordynarny skok na kasę. My do tego tematu chcemy podejść racjonalnie. Konstytucyjny minister zarabia – łącznie z dodatkami, w tym za staż pracy – około 15 tysięcy złotych brutto, zaś premier około 17 tysięcy złotych brutto a prezydent prawie 20 tysięcy złotych brutto. Aby informacja była kompletna, należy podać miesięczne wynagrodzenie wiceministrów: 9900 zł brutto plus dodatek za wysługę lat. Nieprzypadkowo wicepremier Elżbieta Bieńkowska – w rządzie PO – powiedziała: za 6 tysięcy zł to pracuje idiota albo złodziej. Owe słowa znalazły się na nagranych taśmach w restauracji Sowa i Przyjaciele. A przecież niewiele więcej na rękę otrzymują sekretarze i podsekretarze stanu w poszczególnych resortach.
Wielu obywatelom – szczególnie tym starszym – płace polityków sprawujących rządy wydają się niebotycznie wysokie. Naszym zdaniem, można je określić jako przeciętne. Wszak w samorządach płaci się lepiej. Znacznie wyższe są też płace fachowców w prywatnym biznesie a nawet w spółkach Skarbu Państwa. Pamiętajmy, że obecnie przeciętna płaca w gospodarce narodowej wynosi 4255 złotych brutto. A np. minister Jurgiel odpowiada za kształt polityki rolnej, za pracę całego resortu rolnictwa oraz instytucji rolniczych, a także nadzoruje wykonanie ponad 9-miliardowej części budżetu państwa przynależnej rolnictwu. Jak to się ma np. do odpowiedzialności zarządzającego spółką Polska Federacja sp. z o.o. – Stanisława Kautza, który zarobił w 2015 roku ponad 746 tysięcy złotych brutto. Co oznacza, 62 160 zł brutto miesięcznie, a więc prawie tyle ile wyniosła roczna nagroda dla ministra Jurgiela. A przecież spółka kierowana przez Stanisława Kautza – jak już wielokrotnie pisaliśmy – miała tylko w 2015 roku około 4,7 miliona zł przychodów. Na które przede wszystkim składały się 2-milionowa zapłata z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka za zakupione egzemplarze miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła” oraz ponad 1,6 miliona złotych za sprzedane kolczyki. Tak dla jasności, to te pieniądze Stanisław Kautz otrzymał zgodnie z prawem – my tego faktu nie kwestionujemy. Pragniemy tylko przywołać słowo: przyzwoitość – tak w imię interesu społecznego. Wszak przyzwoitość powinna być normą w działaniu spółek prawa handlowego i w wielu spółkach tak jest. Jednak przy wynagrodzeniach w spółce Polska Federacja – w stosunku do przychodów – to i Orlen wymięka. Chodzi nam konkretnie o wynagrodzenie dyrektora Stanisława Kautza, który otrzymuje jeszcze pensję za pracę w PFHBiPM oraz wynagrodzenie 7-osobowej rady nadzorczej – ponad 300 tysięcy złotych w 2015 roku. Nie interesują nas „grosze”, jakie w tej spółce otrzymują zootechnicy za sprzedaż kolczyków – o ile wyrobią normę – ani też uposażenie zespołu redakcyjnego miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła”.
Wielu obywatelom – szczególnie tym starszym – płace polityków sprawujących rządy wydają się niebotycznie wysokie. Naszym zdaniem, można je określić jako przeciętne. Wszak w samorządach płaci się lepiej. Znacznie wyższe są też płace fachowców w prywatnym biznesie a nawet w spółkach Skarbu Państwa. Pamiętajmy, że obecnie przeciętna płaca w gospodarce narodowej wynosi 4255 złotych brutto. A np. minister Jurgiel odpowiada za kształt polityki rolnej, za pracę całego resortu rolnictwa oraz instytucji rolniczych, a także nadzoruje wykonanie ponad 9-miliardowej części budżetu państwa przynależnej rolnictwu. Jak to się ma np. do odpowiedzialności zarządzającego spółką Polska Federacja sp. z o.o. – Stanisława Kautza, który zarobił w 2015 roku ponad 746 tysięcy złotych brutto. Co oznacza, 62 160 zł brutto miesięcznie, a więc prawie tyle ile wyniosła roczna nagroda dla ministra Jurgiela. A przecież spółka kierowana przez Stanisława Kautza – jak już wielokrotnie pisaliśmy – miała tylko w 2015 roku około 4,7 miliona zł przychodów. Na które przede wszystkim składały się 2-milionowa zapłata z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka za zakupione egzemplarze miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła” oraz ponad 1,6 miliona złotych za sprzedane kolczyki. Tak dla jasności, to te pieniądze Stanisław Kautz otrzymał zgodnie z prawem – my tego faktu nie kwestionujemy. Pragniemy tylko przywołać słowo: przyzwoitość – tak w imię interesu społecznego. Wszak przyzwoitość powinna być normą w działaniu spółek prawa handlowego i w wielu spółkach tak jest. Jednak przy wynagrodzeniach w spółce Polska Federacja – w stosunku do przychodów – to i Orlen wymięka. Chodzi nam konkretnie o wynagrodzenie dyrektora Stanisława Kautza, który otrzymuje jeszcze pensję za pracę w PFHBiPM oraz wynagrodzenie 7-osobowej rady nadzorczej – ponad 300 tysięcy złotych w 2015 roku. Nie interesują nas „grosze”, jakie w tej spółce otrzymują zootechnicy za sprzedaż kolczyków – o ile wyrobią normę – ani też uposażenie zespołu redakcyjnego miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła”.
Opozycja krytykująca wspomniane nagrody doskonale wie, że wynagrodzenia rządzących nijak się mają do ich dużej odpowiedzialności i szerokiego zakresu obowiązków. Jednak powiedzenie o skoku na kasę ma bardzo wdzięczny wymiar propagandowy. Naszym zdaniem, gdyby PiS był w opozycji, to wrzawa za nagrody dla członków rządu PO-PSL byłaby też bardzo głośna. Dlatego wysokość płac dla sprawujących władzę – jak i dla całej administracji państwowej – powinna być efektem porozumienia ponad politycznymi podziałami. I być zależna od jakości i efektywności sprawowanych rządów. A także związana z poziomem życia przeciętnego obywatela, który nade wszystko jest zależny od tempa rozwoju gospodarczego kraju.
Są też nowe fakty mogące wpłynąć na wysokość wynagrodzeń producentów mleka. Znowu bowiem zaczyna dobrze płacić tłuszcz mleczny. Konkretnie chodzi nam o wzrost ceny zbytu masła w blokach – do ponad 19 zł za kilogram. Wyższe są też ceny tłuszczu mlecznego. Wynoszą one około 23 groszy za jednostkę. Przekłada to się na lepsze ceny śmietany przerzutowej – sprzedawanej głównie do Niemiec – oraz wyższe ceny pełnego mleka przerzutowego. Czy te fakty wieszczą koniec kryzysu, bo wynikają z tego, że w Nowej Zelandii z urzędu wyrzynane są krowy i panuje tam susza? Poczekajmy na najbliższe dwa notowania na Giełdzie Fonterra. Pamiętajmy też, że na gigantyczne problemy na rynku mleka w proszku nie znaleziono jeszcze dobrego rozwiązania. A Komisja Europejska udaje, że deszcz pada.
Krzysztof Wróblewski
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
redaktorzy naczelni