– Jesteśmy z gminy Sokołów Podlaski. Są wśród nas zarówno producenci trzody chlewnej, jak i mleka. Ostatnio coraz częściej minister rolnictwa wypomina nam dopłaty wzięte na modernizację. Zakupione maszyny i ciągniki zostały dofinansowane tylko częściowo. Żeby je otrzymać, musieliśmy pozostałą część pieniędzy pożyczyć w bankach. Teraz nie ma opłacalności produkcji rolnej, a kredyty trzeba spłacać. Przed wejściem do Unii kupowałem saletrzak po 350 zł za tonę. Teraz płacę 1400 zł. My nie chcemy tych dopłat. Niech je zabiorą i pozwolą godnie żyć. Ponadto ciągle słyszymy, że rząd jest bezsilny, bo o wszystkim decyduje Unia. Po co więc nam taki rząd – denerwowali się rolnicy.
– Przejechałem ciągnikiem ponad 200 km, żeby tutaj dotrzeć. Naszym najważniejszym problemem są dziki, które nas po prostu zjadają. Na moim terenie działa koło łowieckie, które na swoim obszarze ma pogłowie dzików na poziomie około 500 sztuk. Roczny limit odstrzału koło ustaliło na poziomie 15. To jest po prostu chora sprawa. Myśliwi nie chcą być przymuszani do tego, żeby dzika ustrzelić i np. przez 200 m taszczyć go po błocie. Nie sprawia im to przyjemności. Przepisy są złe i trzeba je zmienić. Myśliwi oprócz relaksu, powinni włożyć trochę pracy w utrzymanie pogłowia dzików na odpowiednim poziomie. Prawo łowieckie należy ułożyć od podstaw. Jestem producentem mleka i bulwersuje mnie jeszcze inna sprawa. Rolnicy posiadają kwoty mleczne. Ci, którzy rozwijali produkcję kupowali limity. Jak teraz mówi nam się, że ta kwota jest bezużyteczna, to jest to po prostu chore. Producenci buraków otrzymali rekompensaty, więc dlaczego my mamy być gorsi – mówi Stanisław Nikonowicz z miejscowości Dziecinne w gminie Boćki (powiat bielski, woj. podlaskie), dostarczający mleko do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Hajnówce.
– Przyjechałem tutaj pod Warszawę, żeby walczyć o godność polskiego rolnika. Jesteśmy zdeterminowani. Akurat moje gospodarstwo najbardziej dotknęły ceny płodów, a szczególnie owoców miękkich. 30 groszy za kilogram porzeczki nie jest ceną normalną. Minister rolnictwa i rząd nie dopilnowują pewnych rzeczy. Przetwórnie mają obowiązek skupić 50% wyprodukowanych przez nas owoców miękkich, bo mówi o tym jeden z podpunktów umów, które zawarły one z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa na unowocześnienie i rozbudowę swoich baz magazynowych i przetwórni, a nikt tego nie pilnuje i nikt nie wyciąga wobec nich konsekwencji. Jeśli chodzi o szkody łowieckie, to my nie chcemy żadnego odszkodowania. Niech odstrzelą dziki. Nie będzie sprawy szkód, nie będzie sprawy odszkodowań i nie będzie rozprzestrzeniania się ASF-u – mówi Jacek Musiejczuk, prowadzący gospodarstwo w miejscowości Głuchów (woj. mazowieckie).
Brak porozumienia
Gdy rolnicy jechali ciągnikami w kierunku Warszawy, w ministerstwie rolnictwa odbyło się spotkanie Marka Sawickiego, ministra rolnictwa i rozwoju wsi z przedstawicielami związków i organizacjami rolników.
– Jak minister powiedział, że nie ma mowy o realizacji naszych trzech podstawowych postulatów dotyczących dzików, wsparcia dla producentów mleka i wsparcia dla hodowców trzody chlewnej stwierdziłem, że kontynuowanie spotkania nie ma sensu. Marek Sawicki ogłosił, że podpisane zostało porozumienie. Tak, podpisano porozumienie, ale PSL-u z PSL-em – wyjaśnia Sławomir Izdebski.
Rolnicy zgromadzeni na proteście w miejscowości Zakręt pytani o opinie na temat spotkania w resorcie rolnictwa, negatywnie wypowiadali się o organizacjach, które po wyjściu Sławomira Izdebskiego zostały na spotkaniu i podpisały porozumienie.
Rolnicy przejeżdżając trasę od miejscowości Zdany do Zakrętu spotkali się z serdecznością i zrozumieniem mieszkańców poszczególnych miejscowości.
– Byliśmy zszokowani tym jak dobrze witano nas po drodze. Łza kręciła się w oku jak ludzie wychodzili z flagami, machali nam i klaskali. Zachęcali nas do walki o swoje – mówi Dariusz Jasiński.
Blokada DK 17
Na blokadzie w Potasznikach byli rolnicy prowadzący różne gałęzie produkcji. Jednak zdecydowanie przeważają wśród nich producenci mleka dostarczający surowiec przede wszystkim do Spółdzielni Mleczarskiej w Rykach oraz do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Garwolinie.
– Sytuacja gospodarstw jest coraz gorsza. W ubiegłym roku zapłaciłem sporą karę za przekroczenie kwoty mlecznej. W tym roku także szykuje się kara, tylko o wiele większa niż w roku ubiegłym. Za miesiąc nasze kwoty przepadną. Rolnicy z Europy Zachodniej już dostają jakieś rekompensaty za likwidację kwot, a o wsparciu dla naszych hodowców nic nie słychać. Rolnicy wyłożyli duże pieniądze na zakup kwot mlecznych, a teraz nic się nie robi, żeby im zrekompensować straty – mówi Tomasz Błachnio z miejscowości Leokadia, dostarczający mleko do OSM w Garwolinie.
– Wstrzymanie importu na Wschód spowodowało załamanie rynku i spadek cen surowców. Jestem producentem mleka i posiadam 50 krów mlecznych. W ubiegłym roku zapłaciłem ponad 20 tys. zł kary za przekroczenie kwoty mlecznej. W tym roku kwotowym nabyłem brakującą ilość, a od pierwszego kwietnia cała posiadana kwota nie będzie miała żadnej wartości – mówi Adam Olechowski ze starego Pilczyna, dostarczający mleko do OSM w Garwolinie.
– W ubiegłym roku prawie 30 tys. zł wydałem na zakup kwoty mlecznej i za chwilę ten papierek będzie bezużyteczny. Na Zachodzie mają rekompensaty za utracone kwoty, a u nas nawet nikt o tym nie wspomni. Jeśli mamy Wspólną Politykę Rolną, to traktujmy wszystkich jednakowo. Mleko u nich jest droższe, a potrafią przysłać do nas tańszy produkt. Czy nie jest to po prostu dumping. Przecież rolnicy nie dokładają tam do produkcji. Kolejnym problemem są dziki. Należą one do Skarbu Państwa, ale odszkodowań to nie ma komu zapłacić. W ubiegłym roku wybrały mi kukurydzę na powierzchni 3,6 ha. Koło zaproponowało mi 600 zł odszkodowania. Jeżeli populacja jest zbyt duża, to należy odstrzelić ¾ pogłowia dzików. Przecież kiedyś u nas takiego problemu nie było – mówi jeden z protestujących w Potasznikach.
– Przejąłem po rodzicach gospodarstwo o powierzchni 8 ha. Dzisiaj mam 50 ha i nie mam pieniędzy na bieżące opłaty. Jestem tutaj, bo nie widzę zysku z pracy w gospodarstwie. Mleko staniało o 30%, świnie sprzedaje się za bezcen. Jest już połowa lutego, a ja nie mam jeszcze ani kilograma nawozu, bo nie miałem go za co kupić. Pracujemy z synem po 16 godzin i ciężko wypracować zysk z gospodarstwa. Minister mówi o dopłatach, ale my przecież cały czas inwestujemy w gospodarstwo. Teraz przekroczę posiadaną kwotę mleczną o około 30 tys. kg. Nie kupiłem brakującego limitu, bo nie mam pieniędzy. Teraz będę musiał zapłacić karę zamiast wydać pieniądze na produkcję – mówi Stanisław Baran z miejscowości Zabruzdy, dostarczający mleko do OSM Garwolin.
– Dzisiaj opłacalność produkcji rolniczej jest znikoma lub jej nie ma. Cena mleka spadła do 1,2 – 1,3 zł. Praktycznie cena zrównuje się z kosztami produkcji. Żywiec wieprzowy jest po 3 zł za kilogram lub tańszy. Jeżeli ktoś płaci 3,5 – 3,6 zł/kg to dwa miesiące trzeba czekać na pieniądze za sprzedane zwierzęta. Musieliśmy zaciągnąć kredyty, żeby kupić maszyny i ciągniki. To wszystko jest kupione dzięki kredytom, a z czego mamy je spłacać, jeśli nasza produkcja nie jest opłacalna – mówi Leszek Wesołowski, przewodniczący rady nadzorczej SM Ryki.
– Jest tutaj z nami sztandar Samoobrony. Jak przed laty organizowała ona blokady, to ceny żywca były prawie takie jak obecnie, tylko koszy produkcji był mniejsze. Każdy producent tuczników dokłada do produkcji około złotówki do kilograma sprzedanego żywca. W skali kraju są to ogromne pieniądze, które nie pobudzają gospodarski kraju. Cena mleka spadła od ubiegłego roku około 40 groszy, proszę więc policzyć, jakie straty ponoszą producenci mleka – mówi Wiesław Dybcio z Wólki Ostrożeńskiej, dostarczający mleko do SM Ryki.
Józef Nuckowski