Jesteśmy przecież w trakcie sezonu, kiedy produkcja mleka rośnie. W prawdzie nieco wyhamowała, ale ciągle jest bardzo duża. W magazynach Unii Europejskiej jest około 300 tys. ton mleka w proszku i prawie 250 tys. ton masła, z którymi nie wiadomo co zrobić. Jeśli trafią na unijny rynek, to czeka nas katastrofa.
To czego jesteśmy obecnie świadkami, przypomina sytuację na rynku wieprzowiny, na którym po kilku latach kryzysu cena skupu świń rosła na 2–3 miesiące, aby następnie spaść jeszcze niżej niż przed chwilową zwyżką. Z tego m.in. powodu dziś ponad jedna trzecia mięsa wieprzowego zjadanego przez Polaków pochodzi z importu. Jak słyszymy, niektóre duże zakłady mięsne wstrzymały skup oraz ubój i przerabiają przywiezione z zagranicy półtusze.
Choć polskie mleczarnie na razie nie planują zawieszenia skupu mleka (niektóre ograniczały skup wprowadzając wewnętrzne kwotowanie), to jednak ich byt ciągle jest zagrożony. Wszak wiele z nich już trzeci rok z rzędu „jedzie na stratach”, a ich fundusze zasobowe zostały poważnie naruszone. Od naszych Czytelników coraz częściej słyszymy następujące słowa: zapewne skończymy jak trzodziarze, jeśli nic nie zmieni się na lepsze. Stąd ich wielkie nadzieje związane z obecną hossą. Aż ciśnie się na usta znane powiedzenie, że „Nadzieja to matka…”. Jeśli ktoś poczuł się dotknięty, to oczywiście przepraszamy.
Na zakończenie ciekawa i autentyczna historia: jeden z rolników, którego gospodarstwo leży w centrum Polski przy głównej drodze i łatwo obok niego zaparkować samochód, opowiedział nam, że wielu mieszkańców miasta zatrzymuje się tam na postój. Rodzice proszą naszego Czytelnika, aby dzieciom pokazał krowy. Spełnia on bardzo ważną, edukacyjną rolę, bo tłumaczy dzieciom, że mleko pochodzi od krowy, a nie z Biedronki.