Spółdzielczość mleczarska wizytówką polskiego rolnictwa
Wiedzą też, że pieniądze za mleko gwarantują stały comiesięczny dochód. I tak produkcja białego surowca wzrasta z roku na rok, mimo że gospodarstw ubywa. Z reguły wypadają te najmniejsze, ale też istotnym czynnikiem jest brak następców. Część młodych kandydatów na rolników, nie godzi się na mleczną pańszczyznę albo, jak kto woli, na ograniczenie wolności, jaką niesie za sobą prowadzenie gospodarstwa mlecznego. Często na naszych łamach nazywaliśmy to białym niewolnictwem.
Są jednak tacy spece od rolnictwa, którzy twierdzą, że daleko nam jeszcze do poziomu farm mlecznych z Niemiec, Francji czy też Holandii. Naszym zdaniem, nie tak daleko! Przypomnijmy tutaj, że gwałtowna modernizacja polskich gospodarstw zaczęła się stosunkowo niedawno – tuż przed wejściem do Unii Europejskiej. Zaś farmy mleczne z państw starej Unii przez kilkadziesiąt lat korzystały z dobrodziejstw Wspólnej Polityki Rolnej – czego prostym dowodem są znacznie wyższe dopłaty bezpośrednie. Wszak to dopłaty pomagają przetrwać kryzys, gdy na rynku produktów mleczarskich następuje załamanie.
Dogoniliśmy zachód
W Polsce dominuje spółdzielczość mleczarska, która jest wizytówką nie tylko polskiego rolnictwa, ale i całej gospodarki. Uważamy, że w sferze przetwórstwa mleka dogoniliśmy nie tylko czołówkę unijną, ale też inne mocarstwa mleczne. Powstało szereg nowoczesnych serowni oraz skomplikowanych linii technologicznych do produkcji galanterii mleczarskiej. Z reguły zwykła pakowaczka jest znacznie droższa od topowego modelu mercedesa czy też BMW. Buduje się też wielkie proszkownie, które w ciągu doby mogą przerobić ponad 2,5 milionów litrów mleka albo serwatki. W tych proszkowniach powstają także półprodukty dla przemysłu chemicznego i farmaceutycznego. Koszt zbudowania jednej takiej fabryki proszków przekracza 300 milionów złotych. Ale są też mniejsze zakłady, których wyroby cieszą się uznaniem na rynku, mimo faktu, że są wytwarzane za pomocą starszych, z reguły mniej oszczędnych i bardziej pracochłonnych technologii. Jednak te wyroby o starym smaku mają wielu swoich zwolenników, mimo że są droższe i trudno im się znaleźć na półkach wielkich sieci handlowych. W sumie wystawiamy polskiej branży mleczarskiej – zarówno tej spółdzielczej, jak i prywatnej – piątkę z minusem. Zdajemy sobie sprawę, że nie wszędzie jest tak różowo. Są zakłady, w których rolnicy narzekają na ceny skupu, bo ich wyroby nie mogą się mocniej usadowić na rynku. Wiele razy na naszych łamach pisaliśmy o dyktacie wielkich sieci handlowych, niepotrzebnej konkurencji polsko-polskiej. Czy też o stosunkowo niskim spożyciu mleka i jego przetworów. I jeszcze dziesiątki razy wrócimy do tych tematów.
Ratowanie Tytanica
Niezrozumiały jest dla nas upadek ROTR-u z Rypina – swego czasu jednej z większych spółdzielni mleczarskich w Polsce. Nie mamy tutaj większych pretensji do nowego zarządu i rady nadzorczej. Zdajemy sobie sprawę, że obecne władze ratują Titanica, który jest już prawie na dnie. Chodzi nam nade wszystko o wyjaśnienie, dlaczego przez wiele miesięcy była rada nadzorcza i były zarząd zdominowany przez niezwykle silnego prezesa, który często przypomniał o swoim ekonomicznym wykształceniu, nie dostrzegał oczywistych zagrożeń dla ekonomicznego bytu tej spółdzielni? Wszak posiłkowanie się w codziennym funkcjonowaniu kredytem zaciągniętym u rolników – w postaci opóźnienia wypłat za mleko – a nie w banku, dawało dużo do myślenia, nawet zwykłym rolnikom albo pracownikom spółdzielni. Wszak obecny kredyt bankowy jest tani! Dlaczego banki nie chciały już finansować ROTR-u? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć na naszych łamach, które będą otwarte dla wszystkich, którzy będą chcieli się szczerze wypowiedzieć. Prawda jest bowiem okrutna: dzięki nierozważnym i aroganckim rządom władz tej spółdzielni dostawcy białego surowca ponieśli już wielomilionowe straty, a mogą stracić jeszcze więcej. O Rypinie będzie jeszcze bardzo głośno. Jesteśmy przekonani, że obecne władze państwowe mogą wykorzystać ten przykład, aby przeprowadzić nowe reformy, które spowodują, że samorządność spółdzielni mleczarskich zostanie mocno ograniczona. A nowe prawo spółdzielcze sprawi, że ten sektor znajdzie się pod silną kontrolą aparatu państwowego. Zaś władze wykonawcze będą miały bezpośredni wpływ na obsadę samorządu spółdzielczego oraz zarządu. Czyli mogą pojawić się prezesi z nadania politycznego, a miejsce w radzie nadzorczej będzie politykom tak miłe jak w spółce Skarbu Państwa. Przesadzamy? Jak tak, to chętnie odszczekamy nasze ponure prognozy.
Apelujemy też o cud! Polegający na tym, aby mleczarskie kolosy – albo ich konsorcjum – zdecydowały się na ratowanie tej nieszczęsnej spółdzielni. Nawet jeżeli jest jeden procent szansy, można jeszcze powalczyć!
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni