Agata Noga-Kubica wspólnie z mężem Janem we wsi Wieprz, gmina Radziechowy Wieprz w powiecie żywieckim prowadzą 3,5-hektarowe gospodarstwo rolne, dodatkowo dzierżawią 7,5 ha. Cały ten areał podzielony jest na 40 działek.
– Nasze gospodarstwo położone jest w terenie górzystym, pracujemy więc w niekorzystnych warunkach. Zajmujemy się hodowlą owiec, obecnie mamy ich 25 oraz kóz, tych mamy 20. Moglibyśmy trzymać znacznie więcej zwierząt, ale mamy problem ze zgromadzeniem paszy, bo na naszych polach i łąkach szkody wyrządza dzika zwierzyna. Jest to dla nas bardzo duży problem, który lekceważą koła łowieckie. Powiem szczerze, że obecnie utrzymujemy się z opieki społecznej – opowiada pani Agata. – Mamy niepełnosprawne dziecko.
– Postanowiliśmy maksymalnie wykorzystać możliwości naszego gospodarstwa. Prowadzimy również produkcję roślinną siejąc pszenicę, jęczmień, sadzimy też ziemniaki. Pracuje się nam ciężko z racji dużego rozdrobnienia areału – uzupełnia pan Jan.
Kolejny rok, kolejne straty
Od wielu lat rolnicy borykają się ze szkodami, jakie wyrządza im zwierzyna łowna, a nie są one małe.
– W oziminach na wiosnę notujemy straty sięgające 60%. Zgodnie z obowiązującymi przepisami szkodę powinniśmy zgłosić kołu łowieckiemu, ale nigdzie nie można znaleźć adresu e-mailowego, adresu do korespondencji czy numeru telefonu. Piszemy więc na adresy prywatne. Mówię kół, bo nasze ziemie leżą na terenach dwóch kół: Groń Żywiec oraz Knieja Cięcina. Koło powinno powiadomić o powstałej stracie Ośrodek Doradztwa Rolniczego, który wyznacza przedstawiciela do udziału w szacowaniu, ale tego nie robi, ponieważ nie ma podpisanej umowy pomiędzy ODR-em a Lasami Państwowymi – mówi Agata Noga.
Zdaniem naszej rozmówczyni członkami kół łowieckich są adwokaci, sędziowie, prawnicy, lekarze, którym nie zależy na rolnikach.
– Członkami kół są panowie, którzy przyjeżdżają na ten teren i realizują swoje hobby. Nie dość, że szkody wyrządza dzika zwierzyna, to dodatkowo robią je sami myśliwi. W ub.r. urządzili sobie polowanie na dziki na naszym 55-arowym polu pszenicy. Roznieśli całą uprawę w strzępy, wyciągając z pszenicy ustrzelone dziki. W tym roku zasadziłam 30 arów ziemniaków, kupiłam materiał kwalifikowany, który w ziemi przetrwał tydzień. Po zgłoszeniu szkody została ona oszacowana na 80%. Rzeczoznawca wycenił straty na 4 tys. zł. Zapytałam go wówczas, gdzie jest sens, skoro za ziemniaki płaciłam 1,20 zł/kg, a z jego wyliczeń wyszło 60 gr/kg. Kolejny przykład – wczesną wiosną zasialiśmy jęczmień, nie mieliśmy problemu z suszą. Jelenie zgryzły 29-arowe pole. Duże zniszczenia notujemy również w użytkach zielonych. Zdaniem koła łowieckiego są one niewielkie i punktowe i wystarczy je przebronować i podsiać – informuje rolniczka.
Fot. Ireneusz Oleszczyński
Fot. Ireneusz Oleszczyński
- Agata Noga-Kubica 5 lat temu postanowiła zawalczyć o swoje i, jak mówi, nie spocznie, dopóki nie osiągnie celu
Pan Jan dodaje, że bardzo często obsiewając pola spotyka się ze stwierdzeniem ze strony myśliwych, że robi to celowo, by wyłudzić od koła odszkodowanie.
Problem ze zwierzyną łowną nie jest tu tematem nowym, trwa od wielu lat, ale na taką skalę nie występował nigdy.
– Od 2002 r., kiedy po okolicznych lasach zaczęły jeździć quady i samochody z napędem na 4 koła, przestraszona zwierzyna zaczęła uciekać z lasu i przeniosła się na pola rolników. Zwiększyła się również jej populacja – mówi pani Agata. – Jestem ostatnią osobą, która walczy z kołami łowieckimi – dodaje. – Przez dwa ostatnie lata z kół łowieckich otrzymałam odszkodowania w łącznej wysokości ok. 7 tys. zł.
Nie mogąc wyegzekwować odszkodowań, jakie zdaniem rolniczki jej się faktycznie należą, postanowiła skierować sprawy do sądu.
– 14 sierpnia br. do Sądu Rejonowego w Żywcu złożyłam pozew przeciw Kołu Łowieckiemu Groń Żywiec, dotyczący odszkodowania za szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną w uprawach i płodach rolnych oraz odszkodowania za doprowadzenie obszaru do stanu umożliwiającego mi uzyskanie plonu. Wartość przedmiotu sporu moim zdaniem wynosi 6137,04 zł należy ją pomniejszyć o kwotę wypłaconą przez koło – 291,84 zł. Drugi pozew złożyłam przeciw kołu Knieja Cięcina. Dotyczy on odszkodowania za szkody wyrządzone oraz doprowadzenia obszaru do stanu pierwotnego – 37 909,78 zł – mówi zdesperowana pani Agata.
Rolnicy, zapytani czego oczekują od kół łowieckich, odpowiedzieli, że przede wszystkim tego, że w końcu zaczną one rzetelnie spełniać obowiązki, jakie nakłada na nie Prawo łowieckie.
– Czy długo będę walczyć? Tak. Jestem osobą, która jak się czegoś podejmie, to nie spocznie do momentu pozytywnego zakończenia sprawy. Zależy mi na tym szczególnie mocno, ponieważ mamy syna z zespołem Aspergera i chciałabym mu pozostawić nie tylko miejsce, gdzie mógłby mieszkać, ale też pracować i się utrzymać z pracy w gospodarstwie, ponieważ nie znajdzie innego zatrudnienia.
Myśliwski punkt widzenia
O spór zapytaliśmy także Krzysztofa Słowika, prezesa Koła Łowieckiego Groń Żywiec.
– Pani Agata zarzuca nam nierzetelną wycenę szkód czy opieszałość przy szacowaniu. Zapomina jednak o tym, że mamy nad sobą organy kontrolne w postaci nadleśnictwa oraz izby rolniczej, które weryfikują ewentualne błędy. Największe zastrzeżenia, jakie nam stawia, dotyczą rzetelności szacowania strat. Jak wspomniałem, mamy instytucje kontrolne nad sobą, a więc nawet gdyby zarzuty pani Agaty się potwierdziły, zostałyby zweryfikowane. Rocznie szacujemy ok. 60–70 szkód, a problem mamy tylko z jedną osobą. Szkody, jakie powstają na polach pani Agaty, nie są największe, najczęściej są one punktowe, a więc i wysokość odszkodowań jest niska. Według szacunków wychodzi, że mamy wypłacić 200 zł, a pani Agata szacuje, że strata opiewa na kwotę 2–3 tys. zł. Przy stratach na działce zajmującej 30 arów, 2–3 tys. zł to koszt rekultywacji niemal 2 ha – twierdzi Krzysztof Słowik
Fot. Ireneusz Oleszczyński
Fot. Ireneusz Oleszczyński
- Mąż pani Agaty Jan niejednokrotnie spotkał się z opinią, że na swoich polach sieją zboże, by wyłudzić odszkodowanie
Problem z dziką zwierzyną, a szczególnie z dzikami, jest ogólnopolski. Nikt nie zmusi zwierząt, aby „siedziały” w lesie.
– Jeszcze 10 lat temu strzelaliśmy 3 dziki rocznie, a w ciągu ostatnich 3 lat strzelamy ich po ok. 140–160, pomimo tego populacja nadal jest duża. Realizujemy wszystkie plany, jakie otrzymujemy od nadleśnictwa. Oczywiście każdy może naszą pracę oceniać indywidualnie i prezentować swój pogląd – powiedział Krzysztof Słowik na zakończenie.
Mimo kilkukrotnych prób nie udało się nam skontaktować z przedstawicielem Koła Łowieckiego Knieja Cięcina.
Ireneusz Oleszczyński
(Fot. Pixabay)
(Fot. Pixabay)