Najlepiej wypada pszenica – zbiory średnio wyższe niż planowano
Jeśli chodzi o jakość ziarna, to w opinii Rafała Mładanowicza, prezesa Krajowej Federacji Producentów Zbóż, najlepiej wypada pszenica, zwłaszcza późna. Jak ocenia Stanisław Kacperczak, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych (PZPRZ), choć zbiory zbóż w tym roku będą średnio wyższe niż w ubiegłym, to bardzo zróżnicowane i poniżej średniej wieloletniej. W niektórych rejonach duże szkody spowodowała nie tylko susza, ale również myszy, nornice, co lokalnie było bardzo dotkliwe w uprawach jęczmienia i pszenicy.
Na granicy opłacalności
– Pomimo trwających zbiorów zbóż w kraju rynkowa podaż ziarna nie jest duża. Obecnie w skupach realizowane są przede wszystkim stare kontrakty po wyższych od obecnych cenach. Ponadto przedmiotem skupu są mniejsze partie ziarna dostarczane przez drobnych producentów. Wielu rolników nie jest zadowolonych z obecnych cen oferowanych za zboża i decyduje się na jego przechowanie we własnych gospodarstwach – mówi Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
Ceny ceny, które obecnie oferuje się rolnikom, nie rekompensują kosztów produkcji
– Jeśli do tego dołożymy występujące anomalie pogodowe, sytuacja robi się bardzo poważna. W porównaniu z cenami sprzed żniw obecne są o około 10–15%, czyli o 120–180 zł/t, niższe. Producenci zbóż nie mogą więc myśleć perspektywicznie i inwestować w gospodarstwa, nawet gdy osiągają dobre zbiory. W naszej ocenie spadek cen jest spowodowany wykorzystaniem sytuacji przez podmioty skupowe, w której producenci są zmuszeni do sprzedaży ziarna, ponieważ mają problem z magazynowaniem. Przetwórcy są w tym przypadku bezwzględni – komentuje Kacperczak.
Magazynowanie ziarna nie zawsze kończy się dobrze
Prezes PZPRZ zwraca uwagę, iż w ubiegłym roku na magazynowanie ziarna zdecydowali się także mniejsi rolnicy, którzy nie mieli odpowiednich do tego warunków. Dla wielu z nich skończyło się to problemami z pogorszeniem jakości ziarna i szkodnikami, dlatego w tym roku podejmują decyzje o sprzedaży bezpośrednio z pól.
– Firma BIN, która jest prekursorem przechowalnictwa w specjalistycznych zbiornikach w Polsce, zrobiła bardzo dużo dla jego rozwoju, ale w dalszym ciągu brakuje bazy magazynowej – podkreśla Kacperczak.
Problem ze sprzedażą ziarna spowodowany jest również zmniejszeniem produkcji zwierzęcej, zwłaszcza trzody chlewnej. Kacperczak zwraca również uwagę na wzrost popularności chowu świń w formie usługowej, co dodatkowo potęguje spadek zapotrzebowania na ziarno od lokalnych producentów. Rolnicy wykonujący usługę tuczu otrzymują bowiem gotowe pasze.
Do istniejących już problemów doszedł poważny kłopot ze sprzedażą żyta
– W regionach, w których żyto stanowiło bardzo duży udział w strukturze zasiewów i w związku z tym jego podaż jest duża, dochodzi do sytuacji, w których wstrzymany jest skup. Natomiast podmioty, które jeszcze tego nie zrobiły, oferują za nie bardzo niskie ceny, znacznie poniżej 500 zł/t. W skrajnych przypadkach na południu Polski oraz na Opolszczyźnie proponuje się nawet 350 zł/t. Żyto w tym roku plonuje dobrze, więc producenci, którzy nie dysponują infrastrukturą magazynową, mają potężny problem. Niektórzy zaprzestali nawet zbiorów – tłumaczy prezes KFPZ.
Jak wskazuje Mładanowicz, największym odbiorcą polskiego żyta był rynek niemiecki.
– Od ubiegłego roku Niemcy ograniczyli jednak bardzo zakup tego zboża, ponieważ tamtejsze fabryki bioetanolu przestawiły się z żyta na kukurydzę – wskazuje Mładanowicz.
Jeśli rolnik zbierze nawet 4 tony żyta, sprzedając je za cenę wyjściową w wysokości 400 zł/t, i tak musi dołożyć do jego produkcji. Ostatecznie za tonę otrzyma bowiem mniej, bo dojdą odliczenia związane z wystąpieniem sporyszu, pośladem i koszty transportu.
Rolnicy zastanawiają się, jak to możliwe, że cena żyta spada poniżej 400 zł/t, a za byle jaki pelet do opału żąda się 650 zł/t. Prezes KFPZ zastanawia się, czy w takiej sytuacji nie wrócić do tematu wykorzystania żyta na cele opałowe, ponieważ tak niska cena skupu jest upodlająca dla producentów.
– Może ktoś powiedzieć, że nie powinno się palić zboża, z którego wypieka się chleb, ale skoro rolnikowi oferuje się za żyto tak śmieszne pieniądze, to dlaczego nie wykorzystywać go na inne cele poza konsumpcją? – tłumaczy Mładanowicz.
Rolnicy nie mają problemu ze sprzedażą pszenżyta, ale jego ceny skupu też spadają
Pomimo że pszenżyto wyglądało w tym roku dobrze, na słabych glebach plonuje słabo (2,5–3 t/ha). Na lepszych plony sięgają 5,5 t/ha.
Platforma powinna się rozkręcić
Duzi producenci zbóż 50–70% produkcji sprzedają za pośrednictwem kontraktów. Ostatnie lata pokazały, iż nawet w tym przypadku nie odbywa się to bezproblemowo, bo groźba wystąpienia ryzyka suszy powoduje niepewność co do wielkości kontraktacji. W połowie maja bieżącego roku uruchomiono platformę żywnościową, czyli Giełdowy Rynek Towarów Rolno-Spożywczych. Jak do tej pory, obrót zbożem na platformie jest niewielki.
– W połowie maja, kiedy giełda wystartowała, rolnicy towarowi, którzy od lat sprzedają zboże za pomocą kontraktów, mieli już je pozawierane, więc nie skorzystali z tej opcji sprzedaży. W mojej ocenie platforma ma jednak szanse się rozwinąć, to kwestia czasu – za miesiąc dwa handel na platformie powinien ruszyć – prognozuje Mładanowicz.
Import ziarna to nie bajka
Na krajowy handel zbożami, czyli również ceny skupu, od lat wpływa import – i to niezależnie od tego, czy upubliczniane dane wskazują na ten import, czy też nie.
– Dla naszego rynku zbóż istotny jest nie tylko import do Polski z Ukrainy, ale w ogóle import ziarna ze Wschodu na teren UE. Z tego co zauważamy, rośnie import rosyjskiej pszenicy konsumpcyjnej do UE przez Słowację, Litwę i Estonię. I to właśnie ten import będzie dla nas największym zagrożeniem – wskazuje prezes KFPZ.
Federacja nie zgadza się z powszechnie panującą opinią, iż import Ukrainy oraz z Rosji do UE, w tym do Polski, jest sporadyczny. Jest w trakcie zbierania danych na ten temat.
– Jeśli, według naszych informacji, w ciągu pierwszych 10 miesięcy ubiegłego roku do Polski z Ukrainy wjechało 1,6 mln t zbóż, nie można tego ignorować i udawać, że nic się nie dzieje. Poza tym, skoro konkurencyjna cenowo ukraińska kukurydza wjeżdża do Niemiec, to one nie potrzebują już polskiego żyta do produkcji bioetanolu, a nasi rolnicy nie mają go gdzie sprzedać – podkreśla Mładanowicz.
Federacja wraz z Polskim Związkiem Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych jest w trakcie zbierania informacji na temat importu zbóż i rzepaku do UE, w tym do Polski. Zostaną one podane w październiku br.
Eksport niewielki
Eksperci Izby Zbożowo-Paszowej oceniają, iż, zgodnie z ich przewidywaniami w lipcu eksport zbóż drogą morską z kraju był niewielki i wyniósł jedynie kilkanaście tysięcy ton. Wskazują, iż nieznaczny eksport zbóż spodziewany jest także w sierpniu br., a większy wywóz może nastąpić dopiero we wrześniu br. Podają, iż w połowie 32. tygodnia ceny zbóż z ubiegłorocznych zbiorów z dostawą do portów kształtowały się następująco:
- pszenica konsumpcyjna (o parametrach: 12,5/76/250) – 740–755 zł/t (dostawa sierpień/wrzesień),
- pszenica konsumpcyjna (o parametrach: 14/78/280) – 770 zł/t (dostawa wrzesień),
- pszenżyto – 625 zł/t (dostawa wrzesień),
- żyto paszowe – 545 zł/t (dostawa październik).
Izbowcy podkreślają jednak, iż finalne ceny uzależnione są od odbiorcy, parametrów ziarna i terminu dostawy oraz aktualnych notowań cen ziarna na giełdzie MATIF i kształtowania się kursu euro w dniu podpisywania kontraktu.
– Przy obecnych kursach walut eksport ziarna zbóż na kołach na rynek niemiecki pozostaje ograniczony. W dalszym ciągu nie notuje się dużego importu zbóż ze Słowacji i Czech, gdyż obecnie krajowe zboża są bardziej konkurencyjne cenowo – dodaje Monika Piątkowska.
Młynarze ciągle pod presją
Jadwiga Rothkaehl, wiceprezes Stowarzyszenia Młynarzy Rzeczypospolitej Polskiej, zwraca uwagę, iż branża młynarska funkcjonuje cały czas pod presją pandemii koronawirusa.
– Ciągle nie wrócił do normalnego funkcjonowania przemysł, który potrzebował mąkę. Na normalnym poziomie nie prowadzą jeszcze sprzedaży branże: ciastkarska, restauracyjna, hotelarska i gastronomiczna. Poza tym młyny muszą ponosić wyższe koszty związane ze spełnianiem podwyższonych wymogów sanitarnych oraz zatrudnianiem większej liczby personelu. Te czynniki powodują, iż młyny z większą ostrożnością podejmują decyzje zakupowe. Poza tym pojawia się też problem z kredytami na zakup ziarna– wyjaśnia Jadwiga Rothkael.
Dodatkowo duże młyny ze względu na zwiększony popyt na mąkę w detalu na początku pandemii poniosły duże koszty związane z pakowaniem oraz transportem. Teraz natomiast ta sprzedaż jest dużo mniejsza, bo konsumenci wykorzystują zgromadzone zapasy.
– Wiele firm sprzedawało też mąkę do Niemiec, co zostało ograniczone. Nie funkcjonuje też tak jak kiedyś handel przygraniczny, dzięki któremu niemieccy piekarze zaopatrywali się w mąkę – dodaje wiceprezes SMRP.
O cenie chleba decyduje głównie handel
Konsumenci zastanawiają się, dlaczego nie spada cena chleba, skoro zboża tanieją. Okazuje się, że cena mąki nie jest podstawowym czynnikiem, który decyduje o cenie pieczywa. Jak tłumaczy Stanisław Butka, prezes Stowarzyszenia Rzemieślników Piekarstwa RP, obecnie koszt zakupu mąki wpływa na cenę chleba jedynie w 20–25%.
– Piekarze, którzy mają podpisane umowy z sieciami handlowymi, są związani tymi kontraktami, więc przez pół roku nie mogą zmienić ceny – i to zarówno gdy mąka tanieje, jak i drożeje. Pomimo że w tym roku zbiory zbóż są lepsze, co powinno wpłynąć na ceny maki, nie ma co liczyć na to, że stanieje chleb, ponieważ jego cenami rządzi przede wszystkim handel – komentuje Butka. Jak wskazuje prezes Stowarzyszenia, nikt dokładnie obecnie nie wie, ile mamy w Polsce piekarni, ponieważ stają się one dla wielu jedną z wielu działalności. Wiadomo natomiast, że jest ich coraz mniej.
Stanisław Butka zwraca także uwagę, iż kwitnie import i eksport chleba. Jest on przywożony do Polski nie tylko ze Wschodu, ale też z Zachodu – w zależności od potrzeb, co destabilizuje rynek.
Magdalena Szymańska
fot. Pixabay