Dawno w tej rubryce nie pisaliśmy o ASF. To nie znaczy, że nie sprawia problemów
Afrykański pomór świń nie daje o sobie niestety zapomnieć. Oto w minionym tygodniu choroba pojawiła się w północnych Niemczech u granic Holandii. Kilka tygodni wcześniej otarła się o granicę Francji, w południowych Niemczech. Czy to przypadek? Naszym zdaniem nie, ale pewnie nie da się tego ustalić ze 100-procentową pewnością. Pamiętamy jednak szkolenie, jakie dla naszych służb weterynaryjnych przeprowadziło amerykańskie FBI, a dotyczyło wykorzystywania ASF jako broni biologicznej.
Dla nas interesujący jest zwłaszcza kierunek holenderski. Bowiem to, co dzieje się w Holandii, bardzo dobrze pokazuje, do czego zmierza zielone szaleństwo. Ponad dwa lata temu tamtejszy rząd zapowiedział administracyjne zmniejszenie pogłowia zwierząt gospodarskich o połowę. Wówczas 1000 traktorów sparaliżowało cały kraj. Rząd się ugiął i zaproponował program odchodzenia od produkcji zwierzęcej, który miałby tamtejszych podatników kosztować 25 mld euro. To nieco uspokoiło nastroje, ale nie osłabiło czujności. I dobrze, bowiem niedawno rząd Holandii próbował rolników oszukać, proponując ograniczenia w produkcji nawozów naturalnych, które automatycznie spowodowałyby zmniejszenie produkcji zwierzęcej. Miałoby to obniżyć emisję azotu ze źródeł naturalnych o 70%. Ciągniki znów zablokowały holenderskie miasta, a zwłaszcza centra dystrybucyjne sieci handlowych. W holenderskich sklepach pojawiły się obrazki znane z Polski lat 80. – puste półki. Zabrakło głównie świeżych produktów – nabiału, mięsa, wędlin, warzyw. Gnojowica wylała się na ulice tamtejszych miast. Spokojni holenderscy rolnicy starli się z policją, padły nawet strzały z broni palnej. Farmerzy pokazują zdjęcia kabin ciągników z otworami po kulach.
W Holandii bój toczy się głównie o producentów mleka
To oni są solą w oku polityków. Holenderskie władze realizując ochoczo postulaty Zielonych i walcząc ze zmianą klimatu chcą m.in. stosować tak demokratyczne metody, jak przymusowy wykup gospodarstw i gruntów rolnych.
Nastroje są tam więc rozgrzane, wystarczy iskra, aby wybuchł pożar. A teraz wróćmy do problemu ASF. Wyobraźmy sobie, że do kraju o powierzchni niewiele większej od województwa mazowieckiego, w którym jest około 11 mln świń (czyli więcej niż w całej Polsce) wpada wirus afrykańskiego pomoru. Przy tak gęsto upakowanych gospodarstwach oznacza to masową rzeź zwierząt, która odbędzie się w zasadzie za płotem każdego Holendra. Zamieszanie byłoby gorsze niż gdyby ostrzelać Amsterdam rakietami Iskander i Kalibr naraz.
"Zielone eksperymenty" = głód i drożyzna
Pozostańmy jeszcze na chwilę za granicą – i to daleką. Przed kilkoma miesiącami pisaliśmy w tej rubryce o problemach Sri Lanki (dawnego Cejlonu), której prezydent wpadł na pomysł, aby żywność produkować wyłącznie ekologicznie, bez nawozów. Dziś ten kraj bankrutuje, a inflacja ma wręcz astronomiczny wymiar, niewspółmiernie wyższy niż w Polsce. Brakuje rodzimej żywności, zaś rząd nie ma pieniędzy, aby ją kupić za granicą. Drożyzna panująca na światowych rynkach pogłębia ten dramat. Miejscowi rolnicy są tak biedni, że jeszcze przynajmniej przez dwa lata nie będą mogli w pełni zaspokoić potrzeb żywnościowych mieszkańców tego kraju. A przecież ten kraj przez lata nie miał kłopotów z głodem, był nawet poważnym eksporterem żywności. Jednak wprowadzenie zielonych eksperymentów sprawiło, że nadszedł głód i drożyzna. My do zielonych oszołomów jesteśmy przyzwyczajeni. Od lat chcą oni osłabić unijne, a więc i polskie rolnictwo. To oni są głównym siewcami głodu na świecie. Ich upór i bezczelność nie osłabły, mimo wojny w Ukrainie, której konsekwencją będzie głód w wielu państwach afrykańskich, Bliskiego Wschodu, a nawet i Ameryki Południowej. Jedną z nowych oznak zielonego szaleństwach jest pomysł, aby w unijnym programie: „Owoce, warzywa i mleko w szkole” było także mleko roślinne wzbogacone wapniem jako produkt kwalifikujący się do tego programu! Już samo nazewnictwo „mleko roślinne” jest oznaką dużej bezczelności, bo rośliny nie dają mleka. Zaś owsiane czy też sojowe podróbki są co najwyżej napojami niemającymi nic wspólnego z mlekiem. Oczywiście argumentami na rzecz owych napojów są: emisja gazów cieplarnianych, okrucieństwo wobec krów i inne banialuki. Wielokrotnie na naszych łamach obalaliśmy owe bzdurne argumenty. Jednak nikt z „Zielonej Sekty” nawet nie próbował podjąć z nami rzeczowej dyskusji. Dlaczego? Wyjaśnienie jest proste: powtarzane tysiące razy fałszywe poglądy i różne półprawdy utrwalają się w świadomości społecznej jako tzw. święte i nienaruszalne fakty. Pamiętajmy, że według wspomnianych sekciarzy, producenci mleka są zwykłymi gwałcicielami swoich krówek, zaś inseminacja jałówek może być zakwalifikowana nawet jako przestępstwo pedofili. No cóż, jak Sylwia S. i jej sekta zdobędzie władzę w Polsce i w całej Unii, to więzienia zapełnią się zboczeńcami, czyli tymi, co produkują mleko!
Ceny zbóż spadają
Zarówno my, jak i wielu rolników, ze zdumieniem, a i przerażeniem, śledzimy w ciągu ostatnich tygodni spadek cen skupu zbóż. Jednak tu i ówdzie można usłyszeć głosy, że to efekt spekulacji funduszów inwestycyjnych. Nie ma bowiem żadnych podstaw (np. wynikających z pogody), aby prognozować wzrost zbiorów podstawowych zbóż. Sytuacji nie zmieni też wyceniany na 5 mld dolarów program zwiększenia eksportu ukraińskiego zboża, bo jego ukończenie przewidziano na 2025 r. Fundusze, które obracają setkami miliardów dolarów lub euro wykorzystały okazję do dodatkowego zarobku, teraz zakontraktują taniej, aby w przyszłości sprzedać drożej.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. arch. TPR