W 1956 roku zapaliło się "zielone światło" dla opracowania polskiego samochodu dostawczego i – trzeba przyznać – że w odróżnieniu od większości naszych konstrukcji z czasów PRL-u był rzeczywiście w całości opracowany w Polsce. Oczywiście, przy jego konstruowaniu należało wykorzystać jak najwięcej istniejących już części – stąd zawieszenie, skrzynia biegów czy silnik pochodziły z Warszawy M-20.
Prototyp został pokazany na Międzynarodowych Targach Poznańskich w 1958 roku i już wtedy było widać, jak bardzo jest to wyczekiwany pojazd. Również przez rolników – zwłaszcza zabudowa skrzyniowa sprawdzała się w PGR-ach.
Co do nazwy – istnieją dwie wersje i obie się uzupełniają. Po pierwsze wóz był drobny, ale pracowity i zwinny jak żuczek. Z drugiej strony nadające nadwoziu sztywności charakterystyczne poziome przetłoczenia często dodatkowo malowano i mogły się one kojarzyć z pasiastym chrząszczem.
Początkowo Żuk był produkowany jako pick-up (model A-03), później wprowadzano inne wersje zabudowy - m.in. furgon, mikrobus, towos (towarowo-osobowy) oraz budowano samochody specjalne. Wprowadzono też wersję dla straży pożarnej i nawet dziś niejedna OSP trzyma Żuka nie dla ozdoby.
Niemniej Żuk mozolnie wykonywał każdą pracę: na wsi zwoził z pola ziemniaki, w mieście rozwoził pieczywo. Tu i tam gasił pożary. „Badylarzom” pomagał sprzedawać to, co im wyrosło, a „prywaciarzom” to, co im tylko przyszło do głowy w czasach transformacji ustrojowej i handlu obwoźnego. Produkcję „króla targowisk” zakończono w 1998 roku. Z taśmy zeszło blisko 600 000 egzemplarzy.
fot. Wikipedia
zdj.główne: zrzut ekranu mklr.pl