Zanurzony w otulinie gęstych krzewów oraz liczących dziesiątki lat drzew niewielki biały domek. Małe gospodarstwo, które wyróżnia się starymi, pieczołowicie odnowionymi budynkami inwentarskimi. Stara drewniana stodoła, w której magazynowana jest pasza dla bydła. Cały kompleks zaś otoczony jest historycznym sadem i lasem, które zakładane były na początku XX w. Położony trochę na uboczu malowniczej krainy. Prowadzi do niego gruntowa droga. Gospodarstwo wyróżnia się urokliwym ogrodzeniem wykonanym w tradycyjnym stylu ze sztachet w kolorze mahoniowym, identycznym z kolorem dachu starego wiejskiego murowanego domu.
– Jadąc z Kikoła, aby do nas dotrzeć, trzeba skręcić przy krzyżu w prawo. Jest tam charakterystyczna sosna parasolowata. Kilkaset metrów dalej znajduje się nasze gospodarstwo. Nie sposób przeoczyć, ponieważ w rogu naszego domu z daleka widoczny jest okazały świerk – tłumaczy Maria Mikołajczyk.
Okazuje się, że charakterystyczna sosna ułatwiająca odnalezienie gospodarstwa jest pozostałością po wydarzeniach, jakie działy się na Kujawach jeszcze w czasach zaborów.
- W tym urokliwym niewielkim domu wychowały się trzy pokolenia rodziny Mikołajczyków. W środku właściciele zachowali pochodzące z XX wieku oryginalne elementy wyposażenia
– Ona ma jakieś 180 lat. Wcześniej na tych terenach rósł gęsty las. Kiedy został wydany ukaz carski o przyznaniu chłopom ziemi, las został wykarczowany. Pozostała jedynie ta sosna oraz dąb. Niestety 20 lat temu trafił w niego piorun. Drzewo było ogromne. Z tego, co zostało, udało się pozyskać aż 10 m3 drewna – wspomina Maciej Mikołajczyk.
Wykopki z Polą Negri
Pani Maria i Pan Maciej to rodzeństwo. Są potomkami Antoniego Mikołajczyka, który do gospodarstwa położonego w połowie drogi między Lipnem a Toruniem w miejscowości Kikół Wieś trafił na początku XX w. To wtedy rozpoczęła się rodzinna saga, na której swoje piętno odcisnęły historyczne wydarzenia. Maria Mikołajczyk jest autorką wyjątkowego opracowania, które dokumentuje rodzinne dzieje, jakie miały miejsce w ciągu minionych 100 lat. Dzieło jest wyjątkowe za sprawą materiałów źródłowych, na podstawie których zostało stworzone. Przez dziesiątki lat rodzina zgromadziła znaczną ilość mających ogromną wartość materiałów. Są to dokumenty, świadectwa, umowy, dowody osobiste oraz liczne zdjęcia przedstawiające kolejne dzieje rodziny.
– To babcia znaczną część naszego archiwum zgromadziła. Dzięki niej zachowały się wojenne dowody osobiste, przedwojenne akty nabycia ziemi, umowy dzierżawy oraz weksle świadczące o udzielanych przez dziadka pożyczkach pieniędzy. Wiele informacji zostało zgromadzonych dzięki relacjom naszych członków rodziny. Biorąc udział w Konkursie, udało nam się wszystko uporządkować i zarchiwizować – tłumaczy pani Maria.
- Dziadek Antoni w gospodarstwie założył okazałą pasiekę. Pszczelarską pasję kontynuował jego syn Stanisław. Dziś produkcja miodu odbywa się jednak na znacznie mniejszą skalę
Rodzinnych wspomnień przez miniony wiek zostało zgromadzonych mnóstwo. Niestety nie wszystkie materialne ich dowody zostały zachowane do dziś.
– Naszej babci ze strony mamy udało się osobiście poznać słynną Polę Negri (słynna aktorka, jako Apolonia Chalupec, urodziła się w pobliskim Lipnie – przyp. red.) Razem chodziły do rolników, aby pracować przy kopaniu ziemniaków. Mieliśmy nawet zdjęcie, na którym na plantacji ziemniaków była nasza babcia, 12-letnia Pola oraz jej mama. Niestety nasza mama to zdjęcie wiele lat temu gdzieś zgubiła. Szkoda, bo dziś byłby to rarytas i wyjątkowa pamiątka – opowiada Maciej Mikołajczyk.
Posag w złocie
Anegdot związanych z długą historią rodziny i gospodarstwa jest wiele. Część z nich została przedstawiona w pamiętniku, który zwyciężył w konkursie. Sagę rodu w Kikole Wsi rozpoczął dziadek Macieja i Marii, Antoni. Ożenił się on z Konstancją Sadowską i sprowadził do jej gospodarstwa. Niestety, kiedy na świat przyszła córeczka Urszula w 1913 r., jej mama rok później zmarła.
Młodą kobietę przyszli pożegnać wszyscy mieszkańcy wsi. Za trumną szedł zrozpaczony mąż. Wśród żałobników szła młoda dziewczyna i takie myśli kłębiły się w jej głowie: „Po co tak rozpaczać? W życiu bywa różnie, Bóg chciał mieć ją u siebie. Może ożenić się ze mną. Mam duży posag, postawimy gospodarkę na nogi. Wychowamy dzieci. Będzie dobrze.” – czytamy w pamiętniku.
– To była nasza babcia. Plan miała zapewne w głowie już ułożony. Dysponowała sporym jak na tamte czasy posagiem w wysokości 5 tys. zł w złocie. Gdy żałoba minęła, dopięła swego. Wyszła za dziadka, a potem razem udało im się unowocześnić gospodarstwo i przeprowadzić najpilniejsze remonty, założyć ogród z kwiatami i sad na 100 drzew owocowych. Powstały nowe budynki: obora z czerwonej cegły, dach kryty dachówką – wspomina Maria Mikołajczyk.
- – Cenne rodzinne dokumenty przetrwały dlatego, że uratowała je podczas wywózki nasza babcia – opowiada Maria Mikołajczyk
Gospodarstwo sukcesywnie się rozwijało. Było też unowocześniane. Zapewniało środki do życia. Produkcja była wielokierunkowa. Uprawiano zboża, ziemniaki, buraki cukrowe, hodowano bydło oraz świnie. Produkcja odbywała się na potrzeby własne, jak i była sprzedawana na rynek.
W okresie międzywojennym gospodarstwo udało się powiększyć. W rodzinnym archiwum zachowały się umowy zakupu ziemi oraz jej dzierżawy od miejscowego dziedzica. Rodzina posiadała w tamtym czasie około 15 ha ziemi. Z małżeństwa Czesławy i Antoniego na świat przyszło też troje dzieci: Stanisław, Dominik i Janina. Ten pierwszy to późniejszy ojciec Macieja i Marii.
– Dziadkowie bardzo dbali o wykształcenie swoich dzieci. Nasz tata po ukończeniu Publicznej Szkoły Powszechnej trafił do Publicznej Szkoły Przysposobienia Rolniczego Włocławskiego Powiatowego Związku Samorządowego w Starym Brześciu. Rodzice chcieli bowiem, aby w przyszłości przejął rodzinne gospodarstwo. Szło mu całkiem nieźle, jednak naukę przerwała II wojna światowa. To wtedy w życiu naszej rodziny nadeszły ogromne i dramatyczne zmiany – opowiada pani Maria.
Uratowane archiwum
Antoni i Czesława otrzymali potajemnie informację od urzędnika gminy, że są na liście osób, które mają pojechać do pracy w Niemczech. Stanisław postanowił ratować gospodarstwo i rodzinę. (…)Maszyny rolnicze przeprowadzono do brata Czesławy, Antoniego Siedleckiego w Janowie. Dokumenty i kosztowności zakopano pod drzewem, a część dokumentów ukryto pod płytkami podłogowymi w kuchni, część książek włożono w podwójny dach psiej budy, a pozostałe ukryto na strychu, pod podłogą – czytamy w opracowaniu.
Przygotowani na przesiedlenie
– Nasze archiwum w głównej mierze istnieje dzięki zapobiegliwości babci. Kiedy Niemcy wywozili, pozwalali na zabranie tylko podręcznej torby. Jedzenia można było zabrać na 3–4 dni. Dziadkowie o przesiedleniu wiedzieli dużo wcześniej. Przygotowali się, a babcia zabrała świadectwa szkolne, część fotografii, umowy dzierżawy i kupna ziemi, weksle, dokumenty potwierdzające pożyczki pieniężne dla znajomych – wymienia Maciej Mikołajczyk.
- – Okres międzywojenny to był dobry czas dla naszego gospodarstwa. Dziadkowi udało się je unowocześnić i rozbudować – opowiada Maciej Mikołajczyk
Rodzina została przesiedlona na Żuławy. Przymusowe prace odbywały się w tamtejszych gospodarstwach i młynie. Podczas wojny aresztowano dziadka Antoniego. Niemcy, którzy zajęli jego gospodarstwo, znaleźli ukryte w nim dokumenty, które miały świadczyć o tym, iż jest osobą niebezpieczną dla Rzeszy. Trafił do obozu pracy. Babcia Czesława wraz z dziećmi szczęśliwie przetrwała wojnę. Po jej zakończeniu wyruszyła do rodzinnego gospodarstwa. Po powrocie okazało się, że jest ono niemal całkowicie ograbione, a wyposażenie nie zostało wywiezione, lecz przejęte przez miejscowych.
– Dziadkowie odnajdywali je potem w okolicy. Miejscowi pracowali fizycznie u Niemców. Ci nie płacili im za to. Kiedy uciekali przed Rosjanami, brali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. To, co zostało, było zaś zabierane w ramach rekompensaty za darmową ciężką pracę – wspomina Maciej Mikołajczyk.
Wół znacjonalizowany
Babcia Czesława była twarda. Przez pierwszy rok z dziećmi zaczęła przywracać zdolności produkcyjne gospodarstwa. Szczęśliwie wojnę przetrwały maszyny, którymi opiekował się jej brat. Największym kłopotem był brak siły pociągowej. Po wojnie brakowało koni do pracy.
– W okolicy po polach błąkał się bezpański wół. Był nauczony chodzenia w uprzęży. Wykorzystał to nasz tata. Złapał go i dzięki temu można było pracować pługiem. Niektórzy zazdrościli pomysłu. Sprawa trafiła do MO. Babcia powiedziała prawdę, że wół został znaleziony. Milicja uznała, że należy więc do wszystkich i wół został uspołeczniony. Pierwszy rok jednak udało się nim zaorać ziemię – opowiada pan Maciej.
W 1946 r. do Kikoła Wsi powrócił dziadek Antoni. Szczęśliwie przeżył zesłanie do obozu pracy. Został on wyzwolony przez wojska amerykańskie. Antoni miał możliwość wyjazdu do USA, jednak miłość do rodziny, gospodarstwa i ojczyzny była silniejsza, postanowił wrócić do najbliższych. Po wojnie gospodarstwo było sukcesywnie odbudowywane. Jego prowadzeniem zajmował się wraz z synem Stanisławem, który w 1953 r. ożenił się z Henryką Inczewską. Z tego związku na świat przyszli: Maria, Barbara oraz najmłodszy syn Maciej.
– Nasz pamiętnik, który opracowałam wraz z rodzeństwem oraz Karoliną, córką siostry Basi, to dopiero początek. Chcemy napisać jego kolejną część. Zamierzamy skupić się na odnalezieniu dalszej rodziny. Odnaleźliśmy potomków rodzonej siostry babci. Była to mieszkająca w USA jej prawnuczka. W Święta Wielkanocne przez portal społecznościowy wysłaliśmy starą fotografię. Bardzo szybko przyszła odpowiedź, w której zapytano nas: „Skąd mamy zdjęcie jej prababci?” – opowiada pani Maria.
Przedstawiliśmy tylko niewielkie fragmenty dzieła dokumentującego historię związaną z gospodarstwem z Kikoła Wsi.
Finał konkursu „100 lat mojego gospodarstwa” zaplanowaliśmy na 7 czerwca w Warszawie. Nadesłane i nagrodzone prace będzie można przeczytać w całości. Polskie Wydawnictwo Rolnicze wyda je pod koniec roku w formie książki.
Tomasz Ślęzak