Każda z nich ma swoją historię, każda była pielęgnowana i pieszczona przez hodowcę w słońcu i w deszczu, w dzień i w nocy. Efekty mogło oglądać ponad dziesięć tysięcy zwiedzających. Monstrualne dynie o wadze nawet kilkuset kilogramów ważono za pomocą wózka widłowego.
Na pomysł popularyzacji dyni, jej walorów kulinarnych i dekoracyjnych wpadła kilka lat temu Sabina Gorzkulla, wicestarosta powiatu krapkowickiego.
– Nasz lokalny hodowca, pan Józef Styra, mógł się pochwalić pięknymi okazami. Wtedy pomyślałam, że mamy swoje produkty. U nas jest nim na przykład kompot z dyni. Ale dynia jest też składnikiem ciast, lodów, zup czy kopytek – opowiada wicestarosta.
Zupa, mus i piwo z dyni
Na festiwalu można było spróbować kulinarnej produkcji kół gospodyń. Renata Polok z KGW w Dobieszowicach częstowała kompotem z dyni z dodatkiem goździków i octu. W zależności od regionu składniki są dodawane w różnych proporcjach, a niektórzy dodają jeszcze laskę cynamonu, a także cytrynę.
Dużo trudniejszą potrawą jest zupa z dyni. I tutaj pojawiają się regionalizmy, bo w wielu miejscach ugotowane warzywa blenduje się razem, a w innych tylko ugotowaną dynię z wywarem. Przyprawia zaś masłem, solą, gałką muszkatołową, łyżeczką śmietany...
Dżemy, powidła, ciasta, sałatki są już tylko kwestią inwencji.
Dom Pomocy Społecznej „Anna” w Krapkowicach proponował, obok smalcu z żurawiną, śląskich makaronów, mus z dyni z nutą pomarańczy. Za przepis na ten właśnie mus oraz za najlepsze stoisko otrzymał nagrodę w wysokości 500 zł.
Atrakcją dla wszystkich smakoszy była także próba bicia rekordu Polski w liczbie racuchów, oczywiście z dyni. Zespół kucharzy smażył je przez kilka godzin pod okiem Roberta Trzaski, który zdradził przepis: 2 części dyni startej na gęstym sitku i jedna część mąki, cukier, kefir, proszek do pieczenia – dokładnie wymieszać i już tylko smażyć.
Ekipie pana Roberta udało się usmażyć aż 1360 racuchów. Natomiast amatorzy jasnego z pianką mogli skosztować piwa z dyni przyrządzanego na syropie z tego warzywa.
- DPS „Anna” zaskarbił sobie względy jury musem z dyni z nutą pomarańczy i wygrał konkurs na najlepsze stoisko
Jak wyhodować olbrzymie warzywo bądź owoc?
Dynia to już także warzywo Amora, o czym najlepiej świadczy para hodowców Roman Gawlik z Miechowa (Wielkopolska) i Jagoda Wika z Lipka (Dolnośląskie), którzy przywieźli swoje dyniowe „dzieci”.
– Do takich rezultatów dochodzi się metodą prób i błędów. Trzeba pamiętać, że o dynie dba się jak o dziecko. Trzeba chronić ją od chłodu, przykrywać, kiedy jest za dużo słońca – opowiada Pan Roman.
– Warunki są trudne, dlatego w tym roku wiele dyń popękało. Nam sprzyjało szczęście i pogoda, ale włożyliśmy w to sporo pracy – mówili właściciele największych warzyw.
Pani Jagoda zachwalała pomarańczową dynię Hokkaido jako znakomity surowiec kulinarny.
Hodowcy, którzy przyjechali z różnych stron kraju, przywieźli także okazy innych olbrzymich warzyw. Największe wrażenie robiły arbuz oraz kabaczek.
– Najlepsze odmiany to chyba Rosario i Złoto Wolicy – zachwalał Piotr Danielczyk z Wyr w powiecie mikołowskim, który przywiózł ponad 60-kilogramowego arbuza i stanął z nim do konkursu. – To pasja. Na dodatek bardzo zdrowa i ciekawa.
Natomiast Tomasz Wodziński z Bytomia przywiózł ponad 40-kilogramowego kabaczka.
Tak dorodne warzywa to efekt pracy genetycznej hodowców, którzy wymieniają się nasionami. Potem trzeba już tylko żmudnego, troskliwego pielęgnowania.
W przypadku kabaczka hodowca musi pamiętać o kilku prostych zasadach. Aby móc się chwalić tak dorodnymi egzemplarzami, nasiona należy wysiać do gruntu w maju, a około miesiąca wcześniej – w doniczce w domu. Kiedy na działce pojawi się pierwszy pęd, trzeba go skierować do światła i cały krzak ustawić na początku pola, żeby miał miejsce do rośnięcia. A potem kabaczkowców, dyniarzy czy arbuzowców czekają przynajmniej dwa miesiące pracy, czyli odpowiedniego podlewania i nawożenia. W czasie wegetacji nowe pędy trzeba obcinać i przysypywać ziemią, bo inaczej to one, zamiast owocu, będą czerpać składniki pokarmowe.
Trzeba być bardzo ostrożnym, aby okaz nie pękł. Mogą tu zadziałać różne czynniki – za dużo wody albo słońca, zbyt wysoka albo zbyt niska temperatura.
– Nie musimy kopiować zagranicznej mody na halloween, nie musimy straszyć. My mamy swoje tradycje, wesołe, kolorowe dynie, a jak pokazuje przykład naszego festiwalu, ludzie się znakomicie bawią przy dyni i z dynią – mówiła Sabina Grzelluk.
Wkrótce w Krapkowicach dynie pojawią się na ulicach i skwerach, bo powiat przygotowuje się do zakładania łąk kwietnych i nie zabraknie tam miejsca także dla dyń z gatunków ozdobnych.
- Ważenie i mierzenie monstrualnych dyni wymaga sprytu, ale i siły ładowarki
Artur Kowalczyk
Zdjęcia: Artur Kowalczyk
Zdjęcia: Artur Kowalczyk