Chrystian Brzeziński od razu zaprasza do długiego budynku za swoim domem. To ich agrohotelik – z pięcioma pokojami. Jeszcze kilka lat temu pełnił funkcję budynku gospodarczego. Teraz może gościć piętnastu agroturystów.
Budowlańcy i teatry
Do jednego z pomieszczeń wchodzi się ze szczytu budynku po schodach. To studio na cztery osoby.
– O, właśnie było tu kilku gości, dopiero wyjechali. I porządek po sobie zostawili! Przyjmujemy tu często na nocleg na przykład osoby zatrudnione okresowo w pobliskich firmach lub na budowach. Zdarzało się, że wypoczywały osoby, które były w delegacji, na przykład na kontroli, lub jechały z daleka na Mazury czy Litwę. Gościliśmy aktorów wystawiających „Koziołka Matołka” i muzyków z programem edukacyjnym dla szkół. Latem przyjeżdżają turyści, poza sezonem – turyści i pracownicy – opowiadają o przekroju klientów Lilla i Chrystian.
Czasem gotują dla nas
Do kolejnych pokoi wchodzi się z poziomu podwórka. Jest trochę jak w domu, bo turyści mają tu do dyspozycji wspólną, ale ogromną kuchnię.
– Turyści chcą mieć kuchnię. Jest dużo agroturystyk, gdzie mieszka się razem z gospodarzami. Ale gotuje się gdzieś na korytarzu. A u nas gotują sobie, pichcą, co chcą. Czasem nas też zaproszą, zależy od zażyłości – opowiada Lilla.
Turyści mają do dyspozycji jeszcze cztery pokoje. Dwa małe, tzw. jedynki, jeden większy, rodzinny, z widokiem na jezioro i jeden dwuosobowy. Do tego trzy łazienki.
- To plaża nad Jeziorem Sławianowskim. Agroturyści mają do niej dosłownie sto metrów. W głębi widać dostępną dla nich tratwę, która napędzana jest silnikiem elektrycznym albo wiosłami
A kogo tam w tym Buntowie nie było! Bywa tam Włoch, który regularnie odwiedza swoją rodzinę w okolicy. Od jakiegoś czasu jego pasją jest grzybobranie. Latami odwiedzało ich małżeństwo z Poznania. Ich córka wyszła za Amerykanina i teraz Brzezińscy mają co jakiś czas w gościach kilka rodzin ze Stanów.
– Powiat złotowski ma podpisane umowy partnerskie z powiatami Gifhorn w Niemczech oraz Jampolem na Ukrainie i z tych powiatów przyjeżdżają do nas często goście – mówi Chrystian, który jeszcze niedawno był radnym powiatu.
Jako radny pośredniczył też w wymianie między szkołami rolniczymi w Krajence i Niemczech. Najpierw były wizyty oficjalne, a potem agroturystykę w Buntowie odwiedziła grupa uczniów z nauczycielami. Z wymianą wiąże się zresztą zabawna opowieść o tym, jaki świat jest mały, albo raczej o tym, jak daleko sięga sława ich agroturystyki. Otóż Chrystian ma w Niemczech brata, Huberta. Kiedyś poprosił go o kupno w Niemczech jakiejś maszyny. Sprzedawca okazał się mieszkać 200 kilometrów dalej. Hubert pojechał, a na miejscu zamiast właściciela zastał pracownika – ucznia szkoły rolniczej.
– Uczeń zapytał brata, dokąd trafi kupowany sprzęt. Kiedy dowiedział się, że do Polski, napomknął, że rok wcześniej był w Polsce. Że w jakimś gospodarstwie bliżej granicy. Pokazał wizytówkę i... okazało się, że był u nas – wspomina Chrystian.
– Gościliśmy też członków zespołu Boney M Imitation, śpiewających covery dobrze znanego zespołu z lat 80. ubiegłego wieku. Byli to studenci poznańskich uczelni pochodzący z Ghany, Nigerii i Kamerunu – opowiada gospodyni.
- Ten budynek mieszkalny, dziś przeznaczony dla 15 turystów, jeszcze kilka lat temu służył jako obiekt gospodarczy
Kiedy przyjechało małżeństwo z Francji, było zabawnie. Bo nie znali żadnego z języków, którymi mówią gospodarze. W agroturystyce w Buntowie możesz bowiem porozumieć się po angielsku, niemiecku, a nawet rosyjsku. Menu na śniadanie ustalali trochę na migi, trochę ze słownikami w ręku.
Do agroturystyki w Buntowie przyjeżdżali też Holendrzy. Znajomy gospodarzy założył pierwszą w północno-zachodniej Polsce, a może kraju, firmę rekrutującą Polaków do pracy w Holandii. Szefowie firmy holenderskiej postanowili odwiedzić w końcu kraj swoich pracowników i trafilido Brzezińskich. Ich gośćmi byli też Czesi, Bułgarzy, Mołdawianie i Białorusini.
Z gośćmi mierzą poziom
W Buntowie na przyjezdnych czeka wiele atrakcji. Brzezińscy mają prywatne, 7-hektarowe jezioro, które jest dobrym łowiskiem. Do dyspozycji gości są też łodzie wędkarskie i kajaki. Przy domu stoi drewniana wiata. Latem goście mogą tam pograć w tenisa stołowego albo billard, albo też rozpalić grill lub ognisko. Za nią rozległy trawnik poprzecinany żywopłotami. A dalej Jezioro Sławianowskie Wielkie. Nie jest, dla odmiany, własnością Brzezińskich, ale to nad nim najczęściej wypoczywają mieszkańcy agroturystyki. Po nim można popływać nawet tratwą. W opowieści Lilli i Chrystiana jezioro urasta do głównej atrakcji okolicy.
– Region jest bardzo ciekawy dla ornitologów. Tysiące żurawi i gęsi stanowią niewątpliwą atrakcję dla turystów. Jednak dla nas – rolników – są utrapieniem. Jezioro Sławianowskie to największe jezioro w powiecie złotowskim. Ma interesujący kształt krzyża. I ciekawostka – od 43 lat badamy tu dla Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Poznaniu poziom i temperaturę wody przez cały rok, a zimą – dodatkowo grubość lodu. Dwieście metrów od brzegu jest zakotwiczona tratwa ewaporometryczna. Tylko cztery takie są w Polsce. Badamy na niej wszelkie parametry związane z parowaniem wody, ale od początku maja do końca października musimy tam dopłynąć trzy razy dziennie! – opowiada Chrystian.
Letnicy mogą podziwiać z brzegu albo pomostu manewry w służbie polskiej nauce. A dzieci Brzezińskich zamiast mówić: „wpaść jak śliwka w kompot”, mówią teraz: „wpaść jak tata w pomiary”.
Zaczęło się od trawnika
Najpierw mieli wielki trawnik podzielony żywopłotem na kwatery. Na nim przez kilka dobrych lat urządzali kemping. Jednym z regularnych gości był wtedy Niemiec. Dość dużych rozmiarów i słusznej wagi.
– Ważył 240 kilogramów, dlatego łóżko dla niego musieliśmy specjalnie wzmacniać. Ale czego się nie robi dla wyjątkowego klienta! Bardzo się zżyliśmy, co roku po przyjeździe objeżdżał gospodarstwo i pytał, co się zmieniło – wspomina nieżyjącego już i jednego z najbliższych im gości Chrystian.
Teraz co roku odwiedza ich agroturystykę jego syn z rodziną. Kilkanaście lat temu zrezygnowali z kampingu i wybudowali dom. Posłużył gościom kilka lat, a potem Chrystian przekazał go swojemu bratu. I wtedy postanowili przebudować budynek gospodarczy.
- Przez gospodarstwo Lilli i Chrystiana przewijają się też turyści, którzy poszukują w okolicy swoich korzeni
Kim są gospodarze agroturystyki „Nad jeziorem”? Lilla skończyła Akademię Rolniczą. Od trzydziestu trzech lat pracuje w miejscowej szkole podstawowej i uczy przyrody, biologii i chemii. Kocha swoją pracę, podobnie jak ptaki – od lat prowadzi obserwacje i jest już dziś ptasią ekspertką. Z pożytkiem dla innych, bo od lat przygotowuje też dzieci do konkursu „Salamandra”. Jej uczniowie uzyskują czołowe miejsca w województwie. A większość uczestników przygotowywanych przez Lillę wybiera potem kierunki medyczno-przyrodnicze.
– Miałam kiedyś trzecioklasistę, który stanął do konkursu o chrząszczach. Wyobraża sobie pani? Chrząszczy jest około sześć tysięcy gatunków, a on znalazł się w pierwszej dziesiątce z dwóch województw – mówi dumna Lilla, której pasją jest jeszcze fotografia. Podczas rozmowy donosi kolejne albumy, w których udokumentowane jest życie nie tylko ich rodziny, ale też jej krewnych, którzy lata temu zostali za radziecką, a dziś białoruską granicą.
- Wizyta przedstawicieli holenderskiej firmy. Podczas ich kilkudniowego pobytu atrakcją było m.in. pieczenie świniaka
Chrystian jest rolnikiem ze średnim wykształceniem. Kiedyś chciał studiować, ale upomniało się o niego wojsko. Dziś Brzezińscy prowadzą 100-hektarowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie od co najmniej 200 lat i ciągle rozwijające się gospodarstwo rolne, leśne, rybackie i agroturystyczne. Uprawiają zboża, rzepak i strączkowe. Są laureatami wielu nagród, m.in. otrzymali nominację w konkursie Wielkopolski Rolnik Roku. I podkreślają, że są czytelnikami „Tygodnika” od pierwszego numeru.
Dziś nie wyobrażają sobie życia bez gości. Turyści wrośli w ich życie, trochę tak jak Chrystian wpadł w pomiary – nie ma jak zrezygnować. I właściwie kto by rezygnował z czegoś, co się już kocha?
Karolina Kasperek