StoryEditorWiadomości rolnicze

Andżelika – aniołek bez skrzydełka

22.12.2016., 14:12h
„Zaledwie dwuipółletnia dziewczynka włożyła rączkę w tryby maszyny rolniczej”. „Andżelika straciła rękę”. „Już nigdy nie zaplecie warkoczy swoim lalkom” – takie nagłówki lokalnych gazet informowały w poniedziałkowy poranek 25 lipca mieszkańców gminy Wieruszów. A mama i tato malutkiej Andżeliki drżeli o jej życie. Z żalu pękało im serce.

Zielony dom ze spadzistym dachem stoi przy głównej ulicy Wyszanowa. Pewnie gdyby nie wypadek, gospodarstwo nadal nikogo by we wsi nie interesowało. A teraz znają je wszyscy.

– To skromni i spokojni ludzie. Trochę zamknięci w sobie. Choć dom stoi w centrum wsi, żyją z boku, we własnym świecie, z dala od innych – mówi Prakseda Kupietz, sołtyska Wyszanowa.



Po wypadku losem rodziny Froniów zainteresował się dyrektor wyszanowskiej podstawówki. Zachęcił pięciu innych dyrektorów gminnych placówek oświatowych do zbiórki pieniędzy, by Andżelika mogła wrócić do zdrowia. Datki do puszek wrzucano też podczas gminnych dożynek i po niedzielnych mszach. W przyszłość dziewczynki zaangażował się również nowy burmistrz Wieruszowa. Rafał Przybył pochodzi z Wyszanowa, więc w imię sąsiedzkiej solidarności postanowił pomóc Froniom. Wykorzystał wszystkie swoje kontakty, by rodzina Andżeliki nie została bez środków do życia. Bo niepełnosprawne dziecko, zwłaszcza tak małe, tracące rękę w dramatycznych okolicznościach, może mieć w przyszłości nie tylko fizyczny, ale i psychiczny uraz.

– W tej chwili rodzinie potrzebne są pieniądze na rehabilitację, konsultacje i zakup pierwszej protezy – wyjaśnia Aleksander Kardasiński, prezes fundacji Happy Kids, która uruchomiła specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze na pomoc Andżelice. I tak łańcuszek dobrej woli obiegł całą gminę.

Nowe życie 
Na podwórzu pokrytym cienką warstwą śniegu praca wre, choć jest 6 grudnia – Dzień Świętego Mikołaja.

– Ciągle mamy coś do zrobienia. Latem nie mieliśmy głowy do roboty – tłumaczy się lekko zawstydzony Jacek Fronia, tato trzyletniej Andżeliki.

Dziewczynka pod koniec sierpnia wróciła do domu z wrocławskiego szpitali. Lekarze przez kilka dni walczyli o jej życie. Robili, co mogli, by uratować jej lewą rączkę. Nie udało się. Dziewczynka trzy dni przebywała w farmakologicznej śpiączce. Wybudzono ją, gdy jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo.

– Była jak niemowlę. Całymi dniami spała. Karmili ją przez sondę. Żal było patrzeć na tę kruszynkę – mówi wzruszony pan Jacek.

Każdego dnia po pracy w gospodarstwie gnał do Wrocławia. Chciał być blisko ukochanej córki. W obie strony pokonywał ponad dwieście kilometrów. To kosztuje. Nie liczył się z kosztami. Lekarze podkreślali, że obecność bliskich jest bardzo ważna w procesie leczenia. Pani Iwona też wzięła sobie te słowa do serca. Trzydzieści nocy czuwała przy córce, skulona śpiąc na składanym łóżku. Jej płytki sen był wyczulony na każdy nierówny oddech, jęk i łkanie Andżeliki. Nie narzekała na niewygody. Bo jak tu narzekać na łóżko, gdy ukochane dziecko cierpi z powodu niewyobrażalnego bólu?

– Andżelika wróciła do domu tydzień po moich imieninach. To musiało być 25 sierpnia – wyjaśnia pan Jacek.

Nie miał głowy w tym czasie do prac polowych. Trzeba było na nowo zorganizować życie w domu. Dostosować je do potrzeb niepełnosprawnej córki. Przed wypadkiem Andżelika próbowała samodzielnie się ubrać, jeść, rysować. Było widać, że będzie leworęczna, a teraz po stracie lewej rączki musi nauczyć się posługiwać prawą. Na razie idzie jej to trochę niezdarnie. Potrzebuje pomocy przy jedzeniu, ubieraniu, myciu i korzystaniu z toalety.

Gospodarstwo Froniów ma nieco ponad 10 ha. Ziemia VI klasy nie daje wysokich plonów. Pan Jacek ma też zwierzęta. W oborze stoi kilka byków, krowa, świnie. Po podwórku biegają kury, kaczki i gęsi. Trzymane są głównie na jajka i mięso. Gospodarstwo nie jest dochodowe. Ale pan Jacek robi, co może, by utrzymać z niego rodzinę. Mieszka z nim żona, teściowie i dwoje dzieci.

W utrzymaniu rodziny panu Jackowi pomaga żona. Niemal codziennie wiezie rowerem mleko i jajka na targ do oddalonego o kilkanaście kilometrów Wieruszowa. Dzięki temu mają parę złotych więcej na życie. Rodzina radzi więc sobie, jak umie. Nie skarży się. Nie prosi o pomoc.

Helikopter nad domem
Tego feralnego dnia pani Iwona była w lesie. Zbierała jagody na sprzedaż. Sąsiedzi nie wiedzieli, gdzie jej szukać, więc o tragicznym w skutkach wypadku córki dowiedziała się po kilku godzinach. Dziś trudno jej o tym mówić.

– Andżelika cały czas była przytomna. Krew mocno jej nie leciała. Była spokojna – opowiada pan Jacek.

Dziewczynka z gospodarstwa została przetransportowana helikopterem do jednego z łódzkich szpitali. Stamtąd do Wrocławia, gdzie zajął się nią sztab specjalistów.

Na kanapie leży sterta zabawek. Jest magiczna kolorowa piłka, pluszaki i lalki.
– Kinga ma buty – mówi Andżelika.

Nieporadnie trzyma lalkę jedną ręką. Odkłada ją na stół, rączką gładzi włosy. Kinga ma ogniste warkocze. Andżelika jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że nigdy sama ich jej nie zaplecie.

W pomieszczeniu nie ma zbyt wiele miejsca. Do stołu podbiega Andrzej. To starszy brat Andżeliki. Urocze blond urwisy śmieją się, wygłupiają i przytulają.

– Są jak bliźniaki. Gdy Andżeliczka była w szpitalu, Andrzejek codziennie pytał: „Gdzie moja Mamiga?” – tak ją po swojemu nazywa – wyjaśnia pani Iwona.

Teraz chłopiec nie odstępuje siostry na krok. Był też przy niej w czasie wypadku. Oboje niepostrzeżenie weszli na przyczepę, z której dziadek rozładowywał zebrane ziarno. Używał do tego dmuchawy. Dziewczynkę zaciekawił  jej wentylator. Chciała go dotknąć. To były ułamki sekundy. Pracująca maszyna wciągnęła lewą rączkę. Wypadek okaleczył  Andżelikę na całe życie.

Trudne święta 
Choć święta tuż-tuż, rodzina Froniów ich nie planuje. To kolejny wydatek. A miesięczny pobyt we Wrocławiu pochłonął fortunę. Teraz mają na głowie opłacenie protezy. Taka najzwyklejsza kosztuje ok. 6 tys. zł. Narodowy Fundusz Zdrowia jej nie zrefunduje. A będzie ją trzeba wymieniać co półtora roku, bo dziecko w tym wieku szybko rośnie. Ale Andżelice może być potrzebna nowoczesna bioniczna ręka, która pozwoli na poruszanie sztucznymi palcami. Jej koszt to minimum 50 tys. zł.

Dodatkowo do prawidłowego rozwoju Andżelice potrzebna będzie długa specjalistyczna rehabilitacja i pomoc psychologiczna. Co najmniej dwutygodniowy pobyt w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym to kolejny ogromny koszt, który rodzina będzie musiała niebawem ponieść. Nie biorą pod uwagę, że nie dadzą rady. Mają przecież dla kogo żyć.



Andrzej 23 listopada skończył cztery lata. Był tort. Dmuchanie świeczek, a Andżelika zaśpiewała mu „Sto lat”. On odwdzięczył się siostrze w jej urodziny – 10 grudnia. I tym razem nie zabrakło tortu i dmuchania świeczek.

Dzieci na co dzień są w domu, ale mikołajki spędziły w przedszkolu.
– Andżelika wcale nie bała się mikołaja. Choć inne dzieci uciekały w kąt, niektóre płakały. Bo Andżelika płaczem reaguje tylko na biały fartuch. Widok lekarza przypomina jej czas spędzony w szpitalu, kojarzy się z bólem – mówi pan Jacek.

Dziewczynka uśmiecha się zalotnie, pokazując niecodzienne rysunki na twarzy. Pani w przedszkolu na jej policzkach narysowała zieloną choinkę i białą gwiazdkę. Mama na jej blond loczkach poprawia różową opaskę z ogromnym kwiatem.

Andżelika wybiega z pokoju. Po chwili wraca. Tym razem ma na włosach ma opaskę z kraciastej wstążki.
– Strojnisia z niej. Ciągle się przebiera – mówi pani Iwona.

Na Boże Narodzenie Andżelika pewnie założy swoją ulubioną sukienkę. O czym marzy? O nowej lalce, misiu, piłce? Dziewczynka zamyśla się.
– Żeby TO się nigdy nie zdarzyło – szeptem podpowiada mama i spuszcza wzrok.

Możesz pomóc!

Andżelikę można wesprzeć wpłatą na konto:
14 1160 2202 0000 0000 3342 4618
z dopiskiem: Andżelika – Tygodnik
Biuro Fundacji Happy Kids
ul. Widzewska 22,
92-308 Łódź

Dane Fundacji:
NIP 727-25-72-926
REGON 473079676
KRS 0000 133 286

Dorota Słomczyńska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
13. listopad 2024 08:02