Debata nad takim działaniem szczepionek rozpoczęła się w 1998 roku, kiedy to brytyjscy badacze opublikowali dokument, w którym przekonywali, że skojarzona szczepionka na odrę, świnkę i różyczkę powoduje autyzm u dzieci. Okazało się, że badania objęły zaledwie dwanaścioro dzieci! Zła sława jednak szybko się rozprzestrzenia i świat uwierzył w chorobotwórczą moc owej szczepionki. W tym samym roku nagle wzrosła liczba rozpoznań autyzmu.
Rtęć uniewinniona
Badania postanowiono powtórzyć. Wykonano dwanaście niezależnych badań. Żadne z nich nie znalazło dowodu na związek autyzmu z tą szczepionką. Przy okazji rozpoczęto dochodzenie dotyczące jakości pierwszego badania. Wykryto w nim wiele nieprawidłowości, w tym sowite opłacenie badaczy, a gazeta, która opublikowała wyniki tego badania, odżegnała się od nich.
To nie koniec podejrzeń. Chwilę później ich cień przesunął się ze szczepionki jako takiej na składnik niektórych ze szczepionek, którym jest tzw. tiomersal.
To związek rtęci – metalu, który rzeczywiście, choć tylko w dużych ilościach – może uszkadzać mózg oraz nerki. Stosowany jest po to, by w szczepionce nie namnażały się bakterie oraz grzyby.
Jego ilości użyte w szczepionkach były tak małe, że nie mogły w żaden sposób szkodzić, ale i tak świat wycofał się ze stosowania tej substancji. Badano zresztą jej związek z autyzmem. Porównano dzieci, które otrzymały szczepionkę, z tymi, które jej nie przyjęły. Nie wykazano żadnego związku. A to znaczy, że w grupie, która przyjmowała szczepienie, nie pojawiało się więcej przypadków autyzmu niż w tej, która szczepionki nie przyjęła.
- Autyzm to skomplikowana choroba. Ale już wiadomo, że nie ma żadnego związku ze szczepionkami
Wyniki licznych badań znaleźć można na znanej anglojęzycznej naukowej platformie internetowej amerykańskiego Narodowego Centrum Informacji Biotechnologicznej pod adresem www.ncbi.nim.nih.gov.
Cynk i pyły zawieszone
Tymczasem naukowcy odkrywają związek autyzmu z zewnętrznymi, ale zupełnie innymi czynnikami. Zeszłoroczne badania dowodzą, że zanieczyszczenia powietrza, zwłaszcza tzw. pyły zawieszone, mogą mieć związek ze zwiększonym ryzykiem autyzmu. To badania przeprowadzone w Szanghaju na dzieciach w wieku od roku do 3 lat.
Istnieją też podejrzenia naukowców, że na zwiększone ryzyko choroby może mieć wpływ niedobór cynku we wczesnych etapach rozwoju. Wygląda to tak, że niedobór tego pierwiastka powoduje wadliwy rozwój synaps, czyli połączeń komórek nerwowych. A to właśnie wadliwe działanie synaps jest podstawowym mechanizmem w autyzmie.
Powiedzmy zatem, skąd autyzm naprawdę się bierze. To choroba, którą uważa się za dysfunkcję o podłożu biologicznym. W przeszłości niektórzy badacze sugerowali, że może ono być skutkiem kiepskich umiejętności tworzenia więzi. Ta teoria z jednej strony wywoływała wiele niepotrzebnego bólu i poczucia winy u matek, a z drugiej – okazała się po prostu niesłuszna.
Dziś wśród czynników ryzyka wadliwego rozwoju układu nerwowego skutkującego autyzmem wymienia się starszy wiek matki, stosowanie przez kobietę przed ciążą niektórych leków, krwawienia w czasie ciąży czy cukrzycę ciążową.
Autyzm jest też objawem towarzyszącym niektórym chorobom układu nerwowego. Są wśród nich: tzw. stwardnienie guzowate i zespół kruchego chromosomu X (choroby dziedziczne), syndrom Retta, wrodzone zaburzenia metabolizmu i nieprawidłowy rozwój struktur mózgowych w czasie życia płodowego.
Podejrzewa się, że w pojawieniu się autyzmu może też brać udział przynajmniej jeden gen. Jeszcze go nie zlokalizowano, ale wiele na to wskazuje.
Jeden artykuł to za mało miejsca, by przedstawić charakterystykę tej choroby. Ale mamy nadzieję, że wszyscy rodzice, którzy do teraz mieli dylemat: szczepić czy nie, spokojnie udadzą się ze swoimi dziećmi na szczepienia. Tym bardziej że w ostatnich tygodniach w Europie znów odnotowano kilka tysięcy przypadków śmiertelnie czasem niebezpiecznej odry.
Karolina Kasperek