Niewielka wieś na Podlasiu położona wśród dziewiczej przyrody, z dala od aglomeracji, na styku dwóch kultur – polskiej i białoruskiej. W 2011 roku powstało tutaj stowarzyszenie integrujące mieszkańców wsi, utrwalające zapomniane tradycje. Pomysłodawczynią była sołtyska, osoba niezwykle energiczna i przedsiębiorcza – Helena Rejent.
– Mimo że średnia wieku naszych mieszkańców to 70+, udało się powołać do życia organizację. Nas, w średnim wieku, jest zaledwie kilkoro. Ale to właśnie dzięki seniorom mamy szansę poznać obrzędy będące ewenementem w skali kraju – przekonuje Elżbieta Kuncewicz, prezeska stowarzyszenia.
Podrzuć sąsiadkę
Gospodynie z Eliaszuk sprawiają, że najstarsi mieszkańcy wsi czują się potrzebni i wychodzą z domów. Wspierają akcję społeczną „Podrzuć sąsiada do cerkwi, podrzuć sąsiadkę do kościoła”.
– Seniorzy z naszej wsi często czują się „uwięzieni” w domach. Z powodu dużych odległości i stanu zdrowia nie są w stanie dotrzeć na liturgię, która ma dla nich szczególne znaczenie. Niedzielne spotkania to dla nich też ważne wydarzenie towarzyskie – mówi sołtyska Eliaszuk.
Helena Rejent podkreśla, że inicjatywa podwożenia dotyczy nie tylko świątyni. Obejmuje też „podrzucanie” sąsiada do lekarza czy na zakupy.
– Fajnie, gdyby temat podwożenia podchwyciła cała Polska, starszych osób będzie przecież przybywać. Teraz my pomagamy, może ktoś kiedyś pomyśli o nas? – argumentuje Elżbieta Kuncewicz.
- Gospodynie z Eliaszuk wspierają akcję podwożenia sąsiadów do cerkwi oraz kościoła. – Marzy nam się, aby akcja swym zasięgiem objęła całą Polskę – mówią kobiety
Sołtyska, a zarazem członkini stowarzyszenia, z powodzeniem aktywizuje nie tylko mieszkańców wsi, lecz także członkinie – seniorki, które przed laty rzadko opuszczały domostwa.
– Nasze panie nie są „zasiedziałe”. Kiedyś wybrałyśmy się nawet na kawę do największego centrum handlowego w Białymstoku. Do nowoczesnej kawiarni weszło ze czterdzieści kobiet, w tym większość seniorek, w kolorowych chustkach na głowach – z uśmiechem wspomina sołtyska. – Kto powiedział, że starszym nic się od życia nie należy?
Gospodynie co roku uczestniczą w międzynarodowym festiwalu filmów krótkometrażowych „Żubroffka”. Przekonują, że warto je obejrzeć, bo dają dużo do myślenia i poruszają istotne tematy. Są również organizatorkami cyklicznych imprez, takich jak kuligi, sylwester, warsztaty wielkanocne czy kolędowanie. Współorganizowały niezwykle ciekawe wystawy, m.in. wystawę monideł.
– Organizujemy również Dzień Kobiet. Kiedyś przyszła jedna starsza pani z reklamówką i mówi: „Mam buty na zmianę, chętnie bym zatańczyła. Ale jestem taka stara, to nie wypada...”. Namówiłyśmy ją na zabawę. Zmieniła buty, ledwo tańczyła, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy! Właśnie dla takich chwil warto się organizować – przekonuje Helena Rejent.
Makatka lepsza
Niezaprzeczalnym atutem stowarzyszenia jest rozległa wiedza członkiń na temat zapomnianych tradycji pogranicza kultur polskiej i białoruskiej. Panie biegle posługują się gwarą białoruską, wydały nawet „Swojski śpiewnik” z regionalnymi pieśniami ludowymi – polskimi, ukraińskimi i białoruskimi. Jak nikt inny potrafią przyrządzić regionalne przysmaki – pikantny kisiel z płatków owsianych, weki mięsne czy korowaj.
– Z tym ostatnim wiąże się bogata obrzędowość. Organizujemy warsztaty wypiekania korowaja – drożdżowego ciasta przygotowywanego w wieczór panieński, bez którego nie mogło się odbyć żadne wesele na Kresach – opowiada przewodnicząca stowarzyszenia.
W nawiązaniu do lokalnych tradycji gospodynie przyozdabiają wielkanocne werbaczki – gałązki wierzbowe (odpowiednik palm), które po święceniu umieszczają za ikonami zdobiącymi prawosławne podlaskie domostwa. Co roku rekonstruują również dawny obrzęd żniwny z terenu gminy Narewka, zwany pierepiołką.
- Gospodynie przywracają dawne narewskie tradycje. Jedną z nich jest żniwny obyczaj zwany pierepiołką. W rekonstrukcji uczestniczy m.in. młodzież
Przedsięwzięciem, które obecnie najbardziej pochłania gospodynie, jest popularyzacja narewskich makatek pokojowych będących ewenementem w skali kraju. W zeszłym roku panie współorganizowały wystawę poświęconą pracom, które – szczęśliwie – zachowały się w babcinych kufrach.
– Wśród eksponatów znajdują się prace bogato zdobione, jak i te biedne, wzruszające, wyszyte na skrawku znoszonej poły surdutu. Wykonane są różnymi technikami – pędzlem, z użyciem słomy, a nawet techniką „3D” – mówi Elżbieta Kuncewicz. – Kiedy pokazujemy młodym makatki tkane na krosnach, mówimy: patrzcie, tutaj dopiero potrzebna jest umiejętność liczenia. Krosno porównujemy do komputera – aby powstał piękny obraz, wszystko musi być wyliczone!
Wkrótce gospodynie zrealizują oryginalny projekt: wykonanie muralu kolorowej makatki. Ludowym motywem przyozdobią budynek Gminnego Ośrodka Kultury. Liczą, że charakterystyczny mural będzie nie tylko dekoracją, lecz także sposobem na utrwalenie tego, co unikatowe.
– Jesteśmy spadkobiercami bogatych tradycji pogranicza polsko-białoruskiego, które powoli zanikają – mówi Helena Rejent. – Projekt jest już gotowy, w połowie lutego młodzież rozpocznie jego realizację. Cieszymy się, że makatka zainspirowała młodych ludzi do przenoszenia regionalnej twórczości ludowej na współczesne techniki. To pokazuje, jak niezbędna i bezcenna jest wiedza naszych seniorek. Tradycja to wielki skarb każdego społeczeństwa.
Małgorzata Janus