StoryEditorWiadomości rolnicze

Babcie w chustach z Eliaszuk wymalują ludowy mural

14.02.2019., 09:02h
Babcie w chustkach na głowach – żartobliwie mówią o sobie najstarsze członkinie Stowarzyszenia „Storczyk” z podlaskich Eliaszuk. Kiedyś nie miały śmiałości wstąpić do organizacji. A dziś? Realizują śmiałe projekty. Jednym z nich jest… mural. 
Niewielka wieś na Podlasiu położona wśród dziewiczej przyrody, z dala od aglomeracji, na styku dwóch kultur – polskiej i białoruskiej. W 2011 roku powstało tutaj stowarzyszenie integrujące mieszkańców wsi, utrwalające zapomniane tradycje. Pomysłodawczynią była sołtyska, osoba niezwykle energiczna i przedsiębiorcza – Helena Rejent.

Mimo że średnia wieku naszych mieszkańców to 70+, udało się powołać do życia organizację. Nas, w średnim wieku, jest zaledwie kilkoro. Ale to właśnie dzięki seniorom mamy szansę poznać obrzędy będące ewenementem w skali kraju – przekonuje Elżbieta Kuncewicz, prezeska stowarzyszenia.

Podrzuć sąsiadkę

Gospodynie z Eliaszuk sprawiają, że najstarsi mieszkańcy wsi czują się potrzebni i wychodzą z domów. Wspierają akcję społeczną „Podrzuć sąsiada do cerkwi, podrzuć sąsiadkę do kościoła”.

Seniorzy z naszej wsi często czują się „uwięzieni” w domach. Z powodu dużych odległości i stanu zdrowia nie są w stanie dotrzeć na liturgię, która ma dla nich szczególne znaczenie. Niedzielne spotkania to dla nich też ważne wydarzenie towarzyskie – mówi sołtyska Eliaszuk.

Helena Rejent podkreśla, że inicjatywa podwożenia dotyczy nie tylko świątyni. Obejmuje też „podrzucanie” sąsiada do lekarza czy na zakupy.

Fajnie, gdyby temat podwożenia podchwyciła cała Polska, starszych osób będzie przecież przybywać. Teraz my pomagamy, może ktoś kiedyś pomyśli o nas? – argumentuje Elżbieta Kuncewicz.



  • Gospodynie z Eliaszuk wspierają akcję podwożenia sąsiadów do cerkwi oraz kościoła. – Marzy nam się, aby akcja swym zasięgiem objęła całą Polskę – mówią kobiety

Sołtyska, a zarazem członkini stowarzyszenia, z powodzeniem aktywizuje nie tylko mieszkańców wsi, lecz także członkinie – seniorki, które przed laty rzadko opuszczały domostwa.

Nasze panie nie są „zasiedziałe”. Kiedyś wybrałyśmy się nawet na kawę do największego centrum handlowego w Białymstoku. Do nowoczesnej kawiarni weszło ze czterdzieści kobiet, w tym większość seniorek, w kolorowych chustkach na głowach – z uśmiechem wspomina sołtyska. – Kto powiedział, że starszym nic się od życia nie należy?

Gospodynie co roku uczestniczą w międzynarodowym festiwalu filmów krótkometrażowych „Żubroffka”. Przekonują, że warto je obejrzeć, bo dają dużo do myślenia i poruszają istotne tematy. Są również organizatorkami cyklicznych imprez, takich jak kuligi, sylwester, warsztaty wielkanocne czy kolędowanie. Współorganizowały niezwykle ciekawe wystawy, m.in. wystawę monideł.

Organizujemy również Dzień Kobiet. Kiedyś przyszła jedna starsza pani z reklamówką i mówi: „Mam buty na zmianę, chętnie bym zatańczyła. Ale jestem taka stara, to nie wypada...”. Namówiłyśmy ją na zabawę. Zmieniła buty, ledwo tańczyła, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy! Właśnie dla takich chwil warto się organizować – przekonuje Helena Rejent.



Makatka lepsza

Niezaprzeczalnym atutem stowarzyszenia jest rozległa wiedza członkiń na temat zapomnianych tradycji pogranicza kultur polskiej i białoruskiej. Panie biegle posługują się gwarą białoruską, wydały nawet „Swojski śpiewnik” z regionalnymi pieśniami ludowymi – polskimi, ukraińskimi i białoruskimi. Jak nikt inny potrafią przyrządzić regionalne przysmaki – pikantny kisiel z płatków owsianych, weki mięsne czy korowaj.

Z tym ostatnim wiąże się bogata obrzędowość. Organizujemy warsztaty wypiekania korowaja – drożdżowego ciasta przygotowywanego w wieczór panieński, bez którego nie mogło się odbyć żadne wesele na Kresach – opowiada przewodnicząca stowarzyszenia.

W nawiązaniu do lokalnych tradycji gospodynie przyozdabiają wielkanocne werbaczki – gałązki wierzbowe (odpowiednik palm), które po święceniu umieszczają za ikonami zdobiącymi prawosławne podlaskie domostwa. Co roku rekonstruują również dawny obrzęd żniwny z terenu gminy Narewka, zwany pierepiołką.



  • Gospodynie przywracają dawne narewskie tradycje. Jedną z nich jest żniwny obyczaj zwany pierepiołką. W rekonstrukcji uczestniczy m.in. młodzież

Przedsięwzięciem, które obecnie najbardziej pochłania gospodynie, jest popularyzacja narewskich makatek pokojowych będących ewenementem w skali kraju. W zeszłym roku panie współorganizowały wystawę poświęconą pracom, które – szczęśliwie – zachowały się w babcinych kufrach.

Wśród eksponatów znajdują się prace bogato zdobione, jak i te biedne, wzruszające, wyszyte na skrawku znoszonej poły surdutu. Wykonane są różnymi technikami – pędzlem, z użyciem słomy, a nawet techniką „3D” – mówi Elżbieta Kuncewicz. – Kiedy pokazujemy młodym makatki tkane na krosnach, mówimy: patrzcie, tutaj dopiero potrzebna jest umiejętność liczenia. Krosno porównujemy do komputera – aby powstał piękny obraz, wszystko musi być wyliczone!

Wkrótce gospodynie zrealizują oryginalny projekt: wykonanie muralu kolorowej makatki. Ludowym motywem przyozdobią budynek Gminnego Ośrodka Kultury. Liczą, że charakterystyczny mural będzie nie tylko dekoracją, lecz także sposobem na utrwalenie tego, co unikatowe.

Jesteśmy spadkobiercami bogatych tradycji pogranicza polsko-białoruskiego, które powoli zanikają – mówi Helena Rejent. – Projekt jest już gotowy, w połowie lutego młodzież rozpocznie jego realizację. Cieszymy się, że makatka zainspirowała młodych ludzi do przenoszenia regionalnej twórczości ludowej na współczesne techniki. To pokazuje, jak niezbędna i bezcenna jest wiedza naszych seniorek. Tradycja to wielki skarb każdego społeczeństwa.

Małgorzata Janus
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 02:01