Okolica Kraśnika to wymarzone miejsce do produkcji cegły. Gmina położona jest na doskonałych lessowych glinach, a mieszkający tu ludzie potrafili to wykorzystać. Złote czasy dla formowanej ręcznie cegły z okolic Kraśnika to lata 60. i 70. ubiegłego stulecia. Z tamtych czasów pochodzi określenie „zagłębie chłopskich cegielni”.
Tamten okres prosperity zespołów cegielni doskonale pamięta Andrzej Wojtan. Dziennikarz, społecznik i regionalista, mieszkaniec podkraśnickich Spław Drugich podkreśla, że w najlepszym okresie, praktycznie każdy mieszkaniec tej wsi dorabiał sobie wydobyciem gliny i wyrabianiem cegieł. Przy każdym domu stała szopa przeznaczona do ich suszenia i mieszadło do przygotowywania materiału.
– Niektórzy dysponowali nawet własnymi piecami i to już właściwie były pełnoprawne cegielnie. Ci gospodarze sami mogli wypalać wyrobione przez siebie ręcznie cegły. Pozostali dostarczali je do tych gospodarzy, którzy mieli piece. Dzielili się pół na pół. Połowę wypalonych cegieł zostawiali, połowę zabierali z powrotem – wspomina Andrzej Wojtan. Z cegieł tych powstawały domy, obory, stodoły. A nadwyżki były sprzedawane pozytywnie wpływając na wysokość domowych budżetów.
– Władza ludowa borykająca się z ciągłym niedoborem materiałów budowlanych patrzyła na to zjawisko przychylnie i zachęcała do produkcji cegły. Nic dziwnego. Gdy w latach 80. na przydział materiałów budowlanych trzeba było czekać i dwa lata taka cegła to był skarb.
– Niektórzy dysponowali nawet własnymi piecami i to już właściwie były pełnoprawne cegielnie. Ci gospodarze sami mogli wypalać wyrobione przez siebie ręcznie cegły. Pozostali dostarczali je do tych gospodarzy, którzy mieli piece. Dzielili się pół na pół. Połowę wypalonych cegieł zostawiali, połowę zabierali z powrotem – wspomina Andrzej Wojtan. Z cegieł tych powstawały domy, obory, stodoły. A nadwyżki były sprzedawane pozytywnie wpływając na wysokość domowych budżetów.
– Władza ludowa borykająca się z ciągłym niedoborem materiałów budowlanych patrzyła na to zjawisko przychylnie i zachęcała do produkcji cegły. Nic dziwnego. Gdy w latach 80. na przydział materiałów budowlanych trzeba było czekać i dwa lata taka cegła to był skarb.
Jak wieścił "Młody Rolnik"...
„O tym, że własna produkcja materiałów budowlanych pozwala rolnikom na szybkie budownictwo niech świadczy przykład wsi Spławy pod Kraśnikiem Lubelskim. Działa tu 12 zespołów zajmujących się produkcją i wypałem cegły” – pisał 3 września 1975 r. „Młody Rolnik”.
W najlepszym okresie dużych i małych cegielni działało w powiecie kraśnickim ok. 80. Pod koniec PRL ok. 40. W sierpniu tego roku nasi rozmówcy doliczyli się pięciu. – Nasza cegielnia powstała w latach 60. Działała wtedy na zasadzie spółdzielni – mówi Andrzej Czuliński ze Spławów Drugich. Obecnie cegielnia należy do jego żony Krystyny.
- Feliks (z lewej) i Tomasz Trojanowski: Nasze cegły w przeciwieństwie do cegieł wytwarzanych w sposób zmechanizowany mają duszę
Produkcja odbywa się wciąż w ten sam sposób, głównie ręcznie. Były próby mechanizacji tego procesu, ale nic z tego nie wyszło.
– Ta glina nie poddaje się mechanicznej produkcji. Dlatego technologia jest wciąż ta sama co kilkadziesiąt lat temu – mówi Andrzej Wojtan.
A to znaczy, że najpierw glinę należy więc wydobyć ze skarpy, a następnie zmiękczyć wodą i wymieszać. Służy do tego napędzane silnikiem mieszadło. Trzeba tak dobrać proporcje, aby materiał był plastyczny. Potem odbywa się ręczne wyrabianie masy. Następnie glina jest umieszczana w drewnianych formach. Za każdym razem formę należy zanurzyć w piasku, aby nie przywierał do niej materiał. Potem cegła suszy się na placu.
Następny etap to wypalanie, zwykle w dookólnym piecu Hoffmanowskim. Może się on składać z dwóch kondygnacji, tak jak ten w cegielni Krystyny Czulińskiej. W górnej pali się węgiel, w dolnej znajduje się wypalana cegła. Obie kondygnacje łączą otwory, którymi bucha ogień. Wypalanie odbywa się w temperaturze ok. 1000 stopni. Temperatura jest różna w na różnych wysokościach i stąd różne kolory wypalonej cegły, od wiśniowej do niemalże szarej.
– Jednorazowo w piecu może być wypalanych nawet 80 tys. sztuk. W sezonie w danym piecu wypalanie trwa non stop, nie można go całkowicie wygasić. W czasie gdy z jednej części pieca wywozi się wypalone cegły, drugą się zapełnia. W tej części temperatura wynosi nawet 50 stopni. To ciężka praca – mówi Andrzej Czuliński.
"Plon" o cegłach
„Jest to produkcja prosta, często zupełnie prymitywna, wykonywana za pomocą narzędzi i maszyn skleconych z części starych sieczkarni, kół pasowych od przystawek kieratowych, starych skrzyń biegów od samochodów. Wykorzystano tu chyba wszystkie stare tryby i kółka, jakie walają się po obejściach gospodarskich” – tak opisywał produkcję cegieł „Plon” w numerze z 4 października 1970 r.
Państwo Aniela i Kazimierz Krawcowie ze wsi Spławy z wydobytej w gospodarstwie gliny i wypalonej we własnym piecu cegły zbudowali dom i zabudowania gospodarcze. Prowadzili w nich produkcję trzody chlewnej. Jako jedno z pierwszych w gminie otrzymało kartę gospodarstwa specjalistycznego. O nich m.in. pisał w 1975 r. „Młody Rolnik”.
– To był harówka – wspomina pani Aniela uwieczniona na zdjęciu w archiwalnym wydaniu gazety. Wypał cegły odbywał się tu już w 1959 r. Ponieważ gospodarze nie dysponowali klasycznym Hoffmanowskim piecem, więc z każdą nową partią cegieł trzeba było go rozpalać od nowa. – Bardzo dużo drewna na to szło. Mąż kupował jakieś rozbierane stare obory, szopy, żeby było na rozpałkę. A potem na to szedł gruby węgiel i hajcowało się w komorze – opowiada pani Aniela. Cegła suszyła się w dwóch szopach. Do pieca dowożona była konno, potem wózkiem z silnikiem od motocykla WSK, za każdym razem po 200 cegieł.
– To był harówka – wspomina pani Aniela uwieczniona na zdjęciu w archiwalnym wydaniu gazety. Wypał cegły odbywał się tu już w 1959 r. Ponieważ gospodarze nie dysponowali klasycznym Hoffmanowskim piecem, więc z każdą nową partią cegieł trzeba było go rozpalać od nowa. – Bardzo dużo drewna na to szło. Mąż kupował jakieś rozbierane stare obory, szopy, żeby było na rozpałkę. A potem na to szedł gruby węgiel i hajcowało się w komorze – opowiada pani Aniela. Cegła suszyła się w dwóch szopach. Do pieca dowożona była konno, potem wózkiem z silnikiem od motocykla WSK, za każdym razem po 200 cegieł.
- Masa jest formowana ręcznie, potem każda cegła jest suszona i wypalana
Witold Krawiec, syn pani Anieli, który przejął po nieżyjącym już ojcu gospodarstwo, prowadzi produkcję roślinną. Gdy działała przydomowa cegielnia był nastolatkiem. – Latem wstawało się o 4-5 godzinie. Do siódmej formowałem, nawet 250 cegieł na godzinę i kantowałem suszącą się cegłę (czyli przekładałem – red.). Potem książki do tornistra, tornister na plecy i do technikum. – I taki niewyspany jechał – mówi pani Aniela. – W tym wieku się mniej śpi – śmieje się pan Witold. – Teraz można nadrobić.
W "Kurierze" napisali...
„Wczoraj przybyła do Warszawy kolumna ciężarówek z pierwszą cegłą do odbudowy zamku Królewskiego. Cegła została specjalnie wypalona w czynie społecznym przez prywatnych wytwórców (…). Oto kolumna ciężarówek z cegłą na placu Zamkowym” – donosił Kurier Lubelski w wydaniu z 21 września 1971 r.
– Szkoła, remiza, świetlica – to wszystko zbudowano z wyrabianych w gospodarstwach cegieł. Nasze cegły pojechały też na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie – mówi Witold Krawiec.
Kraśnicka cegła jest wykorzystywana w podobny sposób, czyli w przypadku prac renowacyjnych zabytków, do dziś. Technologia jej produkcji sprawia, że właściwie nie różni się od cegły produkowanej przed wiekami. Jest niepowtarzalna, zdrowa i naturalna, bez chemicznych dodatków. Poza tym można tu wyprodukować na zamówienie cegłę o praktycznie każdym, najbardziej nawet wymyślnym kształcie.
W takiej produkcji specjalizuje się Cegielnia Trojanowscy ze Spław Drugich. To w tej cegielni w 2007 r. została wypalona największa cegła na świecie. Rekord Guinnessa ustanowiła cegła ważące 54 kg. Ma 72,5 cm długości i 35,5 cm szerokości. Cegielnia powstała ponad 30 lat wcześniej. – Ojciec zakładał sady, a w 1976 r. założył cegielnię – mówi Feliks Trojanowski. – Ja przejąłem ją w 1985 r., gdy tato zachorował, wróciłem z kontraktu w Iraku. Teraz cegielnię przejmuje ją mój syn Tomasz.
- Cegielnia Trojanowskich ze Spław Drugich. Tu w 2007 r. została wypalona największa cegła na świecie
Pan Feliks opowiada, że w latach 90. wraz ze zmianą ustroju pojawiły się nowe możliwości. Trojanowscy potrafili je wykorzystać. – Zaczęto restaurować budynki, nawiązałem kontakty z architektami. Pierwsze efekty mojego działania to Baszta na Zamku Lubelskim i Brama Krakowska w Lublinie. Teraz tzw. sztukaterie i kształtki, czyli cegły o niecodziennym, trudnym do uzyskania wyglądzie, od bardzo małych do bardzo dużych, to wizytówka cegielni.
– Nasze cegły można znaleźć od Wawelu, przez Barbakan, do Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Do tej ostatniej wyprodukowaliśmy kilkanaście sztuk kwiatonów, czyli ozdobnych zakończeń gotyckich wieżyczek. Cegły ze Spław są w niemal każdym zamku w Polsce. Jeżdżą na zamówienie za granicę – dodaje Tomasz Trojanowski. – Każda jest niepowtarzalna. Nie ma dwóch takich samych. Nasze cegły w przeciwieństwie do cegieł wytwarzanych w sposób zmechanizowany mają duszę.
– Ta specjalizacja pozwoliła nam utrzymać się przy życiu, gdy zapotrzebowanie na tradycyjną cegłę zaczęło spadać. Gdybyśmy poprzestali na produkcji typowej cegły prawdopodobnie dawno wypadlibyśmy z rynku. Tak jak wypadło już jakieś 90 proc. kraśnickich cegielni – mówi Feliks Trojanowski.
Te cegielnie, które jeszcze działają w okolicach Kraśnika to ostatki, mówią nasi rozmówcy. Obecnie obowiązujące przepisy praktycznie uniemożliwiają powstawanie nowych i mocno utrudniają życie istniejącym. Te nieliczne, które jeszcze zostały, muszą też radzić sobie z brakiem chętnych do ciężkiej i sezonowej pracy, wysokimi kosztami produkcji i malejącym popytem.
–Kiedyś niby nie wolno było, a tak naprawdę było wolno. A dziś: niby wolno, a nie wolno - śmieje się Witold Krawiec.
–Kiedyś niby nie wolno było, a tak naprawdę było wolno. A dziś: niby wolno, a nie wolno - śmieje się Witold Krawiec.
Krzysztof Janisławski