Najpierw z ciszy wyłania się przemysłowe buczenie na tle trzech akordów. Potem dźwiękiem jakiejś egzotycznej fujarki maluje się tajemniczo brzmiące arpeggio – szybko grane, rozłożone na pojedyncze dźwięki akordy. Jest prawie mistycznie, melodia trudnego do rozpoznania instrumentu zapowiada wydarzenia z gatunku nierzeczywistych.
W tle – krowy na pastwisku, po których oko kamery wolno się prześlizguje. W podobnym tempie bliżej nieokreślonej rozkoszy w odmętach zboża zażywa młody rolnik. Inny, w rytm wygrywany przez magiczną piszczałkę, niesie na widłach siano. Splątane w coś na kształt bocianiego gniazda nad jego głową, przypomina trochę wielką czapkę tatarskiego woja.
W krajobraz malowany piękną, trochę tajemniczą, a trochę niepokojącą melodią, wkracza znienacka i bezceremonialnie pianie koguta. A w ślad za nim rusza przetworzony przez syntetyzator męski głos:
„Mam ogromne pole, lubię jazdę traktorem. W mojej wielkiej oborze, od krowów mleko wydoję (...) Słoma najlepsza je do ścielenia, krowa zadowolona, gdy jej zaśpiewam (...)
I śpiewają. Dalej jest o tym, że z chlebem czekać nie można, bo świnie nieskore do czekania. Ale karmić je – to dla rolnika uciecha. Nakarmi, utuczy i sprzeda „mięcho”. Zresztą tucznika o imieniu Stefan. W refrenie – frazy nie pozostawiające żadnych wątpliwości: „Wszyscy żyją z gospodarza, wszystko się na wiosce zdarza, wszyscy żyją z gospodarza, rolnik to jest gość”.
To pierwszy opublikowany pod nazwą Chłopy utwór pomorskiego tercetu – pierwszego chyba grającego wiejski rap, jak sami o sobie piszą.
To pierwszy opublikowany pod nazwą Chłopy utwór pomorskiego tercetu – pierwszego chyba grającego wiejski rap, jak sami o sobie piszą.
- „Chłopy” otrzymały drugą nagrodę w konkursie „Kręć fajną wieś” miesięcznika „Top Agrar Polska”. Nagrodę odebrali na niedawnej Polagrze w Poznaniu
Chłopy, czyli X,Y,Z
Do naszej redakcji przysłali mail o prowokacyjnym tytule „Tego jeszcze nie grali!!! Chłopy na salonach!!!”. A w nim: „Jesteśmy prostymi rolnikami z małej wsi na Pomorzu. Na co dzień zajmujemy się pracą w polu. Naszą największą pasją, oprócz rolnictwa, jest muzyka. Aktualnie, jako zespół „Chłopy”, pracujemy nad naszą pierwszą płytą. Niedawno na naszym kanale ukazał się singiel promujący nasz album „Wszyscy żyjo z gospodarza”. Polska nie może tego przegapić!!!”.
Na taki apel nie mogliśmy nie zareagować. Przedstawiają się, ale nie chcą zdradzać imion. Właśnie zdaję sobie sprawę, że „Bogdan Wies” z podpisu w mailu do nas, nie istnieje. To postać fikcyjna, pseudonim.
- Od lewej: X, Y i Z. Tylko do rozmowy z nami zdjęli okulary. Poza prywatnymi sytuacjami występują przeważnie z zasłoniętymi oczami
– Nie zdradzamy imion, to przydaje tajemniczości. Tego, gdzie mieszkamy, też nie. Może pani napisać, że pochodzimy z małej rybackiej wioski gdzieś na Pomorzu. Albo że to trzech chłopców trudniących się zbieractwem i połowem ryb. Prawda jest taka, że od piętnastu lat łowimy sandacze i jeszcze niczego nie złowiliśmy – dowcipkują i dodają, że całe to ich granie – muzyki i w teledyskach, to i tak ciągłe wcielanie się w kogoś innego.
Dobrze, nazwijmy ich X, Y, Z. Pierwszy – X – ma 27 lat. Ciemne włosy, piwne oczy. Jest kuzynem Y i Z, znają się od dziecka. Od lat zajmuje się rolnictwem, pomaga ojcu w innym, nierolniczym biznesie. I jest aktorem.
– Skończyłem szkołę aktorską w Krakowie, trzyletnie studium. Brat, bliźniak, jest po łódzkiej filmówce, gra w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Mam umysł bardziej humanistyczny, od zawsze bardzo interesowała mniej sztuka. Nie pracuję w zawodzie. Szkoła fajna, ale niekoniecznie podoba mi się aktorski tryb życia. Jest mniej stabilny niż życie rolnika. Ale nie porzucam pasji – opowiada X.
Będzie jak u Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie będzie już tylko rosnąć.
Y mieszka w domu, w którym rozmawiamy.
– Byłem ministrantem, teraz studiuję na pierwszym roku psychologii w Sopocie. Pracuję sobie na wsi – jeżdżę ciągnikiem, koszę trawę, czasem kosimy wały przeciwpowodziowe. Ale myślę, że będe pracował w zawodzie. Najpierw zawrócę ludziom w głowie muzyką, a potem będę ich leczył – żartuje 29-letni Y i dodaje, że wcześniej po prostu korzystał z życia. Aż usłyszał głos „nagrywaj, nagrywaj”. Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy. Chyba wciąż chodzi o to, żeby ukrywać się za jakąś opowieścią. Rapem zajmuje się od dziesięciu lat. Coś tam nagrywał, czasem grał raperskie supporty na koncertach w okolicy.
Z jest pięć lat młodszym bratem Y. Mówi, że ma za pasem ćwierć wieku. Skończył technikum mechaniczne, zrobił maturę. Potem miał krótką przerwę.
– Teraz studiuję wychowanie fizyczne na AWF w Gdańsku. Nie pracuję. Coś zawsze się tworzyło, jakąś „sztukę do szuflady”. Dużo wcześniej pisałem teksty, które jakiś czas temu postanowiłem łączyć z dźwiękami. Zdecydowaliśmy, że będziemy robić wiejski rap. Te pierwsze dzieła były raczej nieprzystępne – sporo w nich było podwórkowej łaciny. Cenzura zrobiłaby z tym tyle, że potem nikt nie chciałby tego słuchać – mówi Z o początkach zespołu.
Najpierw do szuflady
A było tak. Pisali i komponowali od kilku lat. Teksty lądowały w szufladzie, bo zawierały wulgaryzmy – to specyfika tego gatunku muzyki. Pierwsze utwory nagrywali najprostszymi mikrofonami. Takimi do skajpa. Kiedy postanowili coś wypuścić do Internetu, jak mówią, skupili się na formie, wymuskali ją. „Tak żeby i osoba starsza mogła tego posłuchać, i młodzież”. Chcą dotrzeć do odbiorcy, a chodzi o to, żeby ten był jak najbardziej liczny.
Rok temu przyjęli nazwę „Chłopy” – bo to popularne zawołanie, obecne w języku ludzi wsi, a dzięki temu łatwe do zapamiętania i jednocześnie szeroko oddziałowujące.
- Nie chcemy głupio wyśmiewać się z tego, co nasze, wiejskie. Chcemy raczej dowcipnie piętnować to, co niekoniecznie służy ludziom, bez względu na to, gdzie mieszkają
Teledysk do singla „Wszyscy żyjo z gospodarza” promującego pierwszą płytę „Chłopów” powstał w lipcu zeszłego roku. Inspiracją był konkurs na klip promujący wieś, ogłoszony przez miesięcznik „Top Agrar Polska”. To był bodziec, żeby to, co lądowało dotąd w szufladach, ujrzało światło dzienne.
Codzienność niebanalna
Melodia, którą wymyślają na bieżąco, wymaga cyfrowej obróbki.
– Dźwięk jest robiony w specjalnym programie komputerowym. Mamy zaprzyjaźnionego od lat organistę, poznaliśmy się w kościele. Nazywa się DJ Traktor, robi nam beaty. Zdjęcia robi nam kolega Yung Bean, który ma swoje studio nagraniowe. W produkcji teledysku brał też udział Ozi Bamber – drugi kolega od zdjęć i Mari Żniwiarz – odpowiada za mix i mastering, czyli końcowe brzmienie – opowiadają X, Y i Z.
Chcieli, żeby teledysk nie był banalny, żeby „coś się działo”.
– Wykorzystaliśmy to, co było pod ręką. Akurat były żniwa. Nie mieliśmy gotowego scenariusza, ale nadrabialiśmy na planie naszymi pomysłami. Nie ma tam historii typu „przyjechał na wieś chłopak i spotkał tam fajną dziewczynę”. Chcieliśmy pokazać czynności przy żniwach, ale w nieoczywisty sposób – opowiadają.
Przepis na utwór? Spotkać się, zrobić szkielet, czyli zarys melodii. Potem napisać tekst, nagrać próbki, spotkać się drugi raz, żeby wykluczyć słabe elementy. Wszystko w studio w maleńkim piwnicznym pomieszczeniu w domu braci.
– Podzieliliśmy się pracą. Jeden pisze o zwierzątkach, inny o żniwach. Ustaliliśmy, że X bierze świnie, ja – krowy, a Y – kury. Jeden występuje na ciągniku, drugi przy kombajnie, trzeci – w gospodarstwie – opowiada najmłodszy z „Chłopów”.
Kawałek wiejskiej codzienności filmował kolega, który nie ma związków z wsią, nie zna się na rolnictwie. I może właśnie perspektywa kogoś z zewnątrz sprawiła, że kadry we „Wszyscy żyjo z gospodarza” mają poetycki charakter.
Wiejskie Intergalactic
Słuchają wielu zespołów grających różne gatunki muzyczne, ale zawsze alternatywne, czyli nie te z głównego obiegu. Inspirują się światowym rapem i hiphopem, jazzem, soulem. Nazwy grup niewiele powiedzą starszym raptem o dekadę czytelnikom. Ale, choć dzieli nas pokolenie, spotkaliśmy się na jednej z krzyżówek muzycznego świata. Mówię, że w teledysku przypominają mi zespół, którego słuchałam w młodości. Te okulary, automatyczne ruchy.
– Aaaa, już wiem. Chodzi pani o trzech Żydów z Bronxu? O Beastie Boys? Rzeczywiście, sami stwierdziliśmy już po nakręceniu klipu, że wyglądamy trochę jak oni w utworze „Sabotage” albo „Intergalactic” – mówi X i dodaje, że nie przepadają za techno i disco polo, choć fascynuje ich, jako postać sceniczna, Zenek Martyniuk. Z Polaków dobrym wzorem jest dla nich raper O.S.T.R.
– Wydaje mi się, że disco polo jest na tyle prostym rodzajem muzyki, że może łączyć ludzi. Pełni trochę rolę muzyki ludowej, której zresztą uczyłem się w szkole w Krakowie. Ale nas disco polo nie inspiruje – mówi X.
Mają dystans do siebie i do życia na wsi.
– Nie chcemy wyśmiewać, ale trochę się z naszej rzeczywistości pośmiać. Chcemy trafić do tych, którzy odbiorą naszą twórczość dosłownie – bo też tak można. Ale i wszystkich, którzy dostrzegą, że patrzymy na wszystko czasem z przymrużeniem oka – zdradza Y.
Już zapowiadają, że z myślą o szerokim odbiorcy zrobią też kilka numerów w charakterze disco polo. Ale nie wiedzą, czy akurat na pierwszej płycie. Teraz pracują nad resztą materiału na nią. Mają już dziesięć numerów, wszystkie raczej hiphopowe.
– No, może jeden czy dwa są bardziej trapowe, czyli bardziej melodyjne i rytmiczne. Jeden z nich to „Rolnik szuka żony”. Klip kręcimy w Warszawie za kilka dni. Chcemy z dystansem podejść do problemu, z którym wieś boryka się od dłuższego czasu. Pełno starych kawalerów, nie mają z kim się żenić. Chcemy opowiedzieć o tym z zacięciem, z jajem – uchylają rąbka tajemnicy.
„...Rolnik szuka żony, szukam swoją panią. Zupę by ugotowała, gdzie ona je? Mam gospodarkie, a ona gdzie? Pojechał żem do miasta szukać cię (...) Moje życie jest jak bajka, a silosy pełne, krowy dają tłuste mleko, świnie mam najlepsze. Traktor z górnej półki i kombajny przenajlepsze. Jednak nie ma jej – dla mnie to niepojęte (...) Matka mnie gada: Gdzie je ta synowa co wypierze gacie no i poda browar? Forsy mi nie szkoda, rzepak zszedł za 1200 tona, gdzie, gdzie ona je??” – skandują do hiphopowego rytmu.
Kiedy słucham tekstu o bolesnym poszukiwaniu kobiety, ciśnie mi się na usta pytanie, z którym wszelkie boysbandy mają problem. Wiele takich grup, ot, choćby reprezentujących współczesny koreański pop, ma zapisane w kontrakcie, że nie ujawnia takich danych, a w miejscach publicznych nie może pokazywać się ze swoimi ewentualnymi drugimi połowami. To zabieg marketingowy. Ale pytam.
– No nie wiem, chłopaki, mamy, czy nie mamy? Ja wolę napisać, że mam. Dla świętego spokoju. Narzeczoną – mówi Y.
– Ja powiem szczerze. Ideą naszego zespołu jest, żeby ludzie nie wiedzieli o nas wszystkiego. Chcemy mieć element tajemnicy. Zmieniamy co chwilę ksywki – wymienia kilka enigmatycznie brzmiących X.
– Ja też mam coś takiego, że nie chciałbym wszystkiego sprzedawać – dodaje Y.
Następne utwory? Podejmą temat agrobiznesu, czy raczej rolnika-przedsiębiorcy.
– Że jedziemy sobie na targi, kupujemy maszyny, bo chcemy zmodernizować gospodarstwo. Też z zacięciem. Że rolnik jak złoty król sobie jedzie. Kiedy zarobi, czuje się jak Bóg. Ale czasem też zazdrości. O tym też chcemy śpiewać. Nagraliśmy też numer „Sąsiad’. I to nie jest o tym, do którego idzie się cukier pożyczać. Tylko o całkiem innym, mówiąc łagodnym językiem – zapowiadają.
Karolina Kasperek