Media właśnie obiegła wiadomość, że brytyjsko-szwedzki koncern farmaceutyczny AstraZeneca dostarczy Europie bez zysku 400 mln dawek szczepionki przeciw COVID-19 – chorobie wywoływanej przez nowego koronawirusa. Firma zapewnia, że dostawy mają być uruchomione już z końcem 2020 roku. Czy rzeczywiście prace nad szczepionką można tak skondensować, by cieszyć się nią już za kilka miesięcy? O to i kilka innych kwestii związanych z koronawirusem zapytaliśmy dr. hab. n. med. Tomasza Dzieciątkowskiego, mikrobiologa i wirusologa pracującego w Katedrze i Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Panie doktorze, mamy znów sporo potwierdzonych infekcji. Dziś 506 przypadków. To chyba znaczy, że ciągle jest się czego bać?
Panie doktorze, mamy znów sporo potwierdzonych infekcji. Dziś 506 przypadków. To chyba znaczy, że ciągle jest się czego bać?
– Nie należy się bać, ale bezwzględnie należy zachować zdrowy rozsądek. A wydaje mi się, że Polacy trochę go tracą. Ludzie przestali, niestety – chyba na skutek sprzecznych komunikatów – przestrzegać wszystkich zdroworozsądkowych zasad. Na pewno należy nadal często myć ręce, nosić maseczki w miejscach publicznych i stosować zasady dystansu społecznego.
Wielu jednak się nie boi i twierdzi, że nowy wirus to odmiana grypy. Mają rację?
Wielu jednak się nie boi i twierdzi, że nowy wirus to odmiana grypy. Mają rację?
– Nie, ten wirus jest inny. Koronawirusy mają z wirusem grypy tylko dwie wspólne cechy. Ich materiał genetyczny zapisany jest w RNA, czyli kwasie rybonukleinowym, a nie DNA. Do wirusów z RNA należą też wirusy odry, różyczki czy zapalenia wątroby typu C. Druga wspólna cecha to to, że wywołują zakażenia oddechowe. Koronawirusy są dużo większe od grypowych, a wirusy grypy mają z kolei dużo większe możliwości zmienności genetycznej. Choć oczywiście koronawirus też mutuje.
Ale atakuje wszystkich równo…
– Niekoniecznie. Żeby to zrozumieć, warto przypomnieć, jak zbudowany jest wirus i jak wnika do naszych komórek. Wrotami zakażenia są dla niego dolne drogi oddechowe. Koronawirusy przyczepiają się do komórek nabłonka w drogach oddechowych, a konkretnie do receptorów, czyli „furtek”, przez które do komórki przedostają się inne, potrzebne do normalnego funkcjonowania, substancje. Tak się składa, że koronawirus na swojej osłonce ma białkowe kolce. One, mówiąc kolokwialnie, niestety pasują do tych receptorów jak klucz do zamka. I pozwalają wirusowi wniknąć. Mężczyźni mają w komórkach nabłonka oddechowego wyraźnie więcej receptorów, dlatego obserwujemy u nich dłuższy i cięższy przebieg COVID-19. Dzieci natomiast mają tych receptorów dużo mniej, dlatego też infekcja często nie daje u nich objawów klinicznych. Istnieje też pewien odsetek ludzi naturalnie odpornych na wirusa. U nich albo wirus słabo wiąże się z receptorami, albo też sprawnie działają mechanizmy odpornościowe, które likwidują wirusa, zanim wniknie do komórek.
Nie mamy pojęcia, kto z nas ma taką odporność. Ludzkość czeka więc na szczepionkę. Mówi się, że ma być pod koniec roku. Czy to możliwe?
– Nie ma takiej szansy. Zanim jakakolwiek szczepionka znajdzie się na rynku, musi przejść trzy fazy badań klinicznych. Bez tego nikt, bez względu na skalę pandemii, nie dopuści takiego preparatu do obrotu. Najpierw szczepionka przechodzi badania przedkliniczne in vitro i na zwierzętach. Mają one wykazać, że nie jest toksyczna. Ten etap w obliczu pandemii może zostać skrócony.
Potem preparat przechodzi do pierwszej fazy badań klinicznych. Kilkudziesięciu zdrowym ochotnikom podaje się przez trzy miesiące różne dawki i sprawdza się, czy nie zachodzą reakcje niepożądane. Brytyjczycy są w pierwszej fazie badań i nikt na świecie jeszcze nie wszedł do drugiej.
To bardzo drogie badania, więc w tej fazie bierze udział nie więcej niż 80 osób. Druga faza trwa przynajmniej sześć miesięcy. Innej grupie kilkuset zdrowych ochotników podaje się dawkę, która była najlepiej tolerowana w poprzedniej fazie. I sprawdza się, w jakim stopniu i po jakim czasie pojawia się odpowiedź ze strony układu immunologicznego. W trzeciej fazie, która znów trwa co najmniej sześć miesięcy, kilkuset lub nawet kilku tysiącom ochotników znów podaje się sprawdzoną dawkę i sprawdza, jak wygląda odpowiedź immunologiczna w dużych populacjach i różnych grupach. Procedura zwykle trwa trzy lata.
To chyba oznacza, że koniec 2020 roku to mało prawdopodobna data?
– Biorąc pod uwagę, że prace nad częścią szczepionek trwają już od kilku miesięcy, przy bardzo sprzyjających okolicznościach możemy liczyć na połowę przyszłego roku. Wcześniej nie ma na to szans.
Ale szczepionek za to może być nawet kilka…
– Pracuje się nad ponad setką. Zarejestrowane są 162 badania kliniczne nad szczepionką przeciwko SARS-Cov-2. Cel jest jeden, ale każdy z zespołów idzie nieco inną drogą. Brytyjczycy chcą użyć zupełnie nowej metody, niestosowanej dotąd w komercyjnych szczepionkach u ludzi. Chodzi o to, by do organizmu wprowadzić tylko fragment materiału genetycznego koronawirusa – akurat ten, który decyduje o tym, że produkowane są wspomniane wcześniej kolce. Dlaczego? Bo nasz układ odpornościowy to właśnie na nie reaguje najsilniej i na nich niejako uczy się, jakie przeciwciała produkować. Ale jak to zrobić, żeby bezpiecznie wprowadzić ten fragment wirusa? Wykorzystuje się do tego inną grupę, tzw. adenowirusy, które należą do mało groźnych. Pozbawia się je części ich materiału genetycznego, a do środka wstawia wycinek materiału genetycznego koronawirusa.
Czyli to trochę tak, jakbyśmy chcieli w torebce przenieść inną niż oryginalna zawartość? I ta nowa zawartość sprawi, że adenowirus zachowa się trochę jak koronawirus, a właściwie to „założy jego płaszczyk”?
– Tak. Nowe geny w jego środku każą mu wyprodukować te kolce, ale w sposób zupełnie bezpieczny, bo przecież nie będzie tam żadnej innej informacji genetycznej. Tej, która wywołuje objawy chorobowe. A układ odpornościowy zareaguje na te kolce. Amerykanie testują inną, równie nowatorską, jeśli chodzi o komercyjne szczepionki, metodę. Do organizmu miałoby być wprowadzane tylko to wirusowe RNA, które zawiera informację o budowie kolców. Zespoły w Indiach chcą robić szczepionkę opartą na osłabionym wirusie, tak jak dzieje się to w szczepionkach przeciwko odrze, śwince czy różyczce. Inne zespoły pracują z wirusem inaktywowanym, czyli tzw. zabitym.
Czy można szacować skuteczność którejś z testowanych szczepionek?
– Absolutnie się tego nie podejmuję, to nie do oszacowania. Na tych 160 projektów jeśli cztery przejdą trzecią fazę badań klinicznych, to będzie ogromny sukces. Ale trudno przewidzieć, która z metod okaże się skuteczna.
Wygląda na to, że bać się trzeba nie szczepionki, ale tego, że może pojawić się późno?
– Mam jeszcze inną obawę. Najgorszą alternatywą jest to – i nie wykluczam tej możliwości – że szczepionki w ogóle nie będzie. Proszę zobaczyć, ile zespołów i od jak długiego czasu pracuje nad szczepionką przeciwko HIV czy wirusowemu zapaleniu wątroby. I tych szczepionek nie ma. Jeśli zostanie zatwierdzona ta przeciw koronawirusowi, możemy być pewni, że będzie bezpieczna.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała
Karolina Kasperek
Zdjęcie: archiwum
Rozmawiała
Karolina Kasperek
Zdjęcie: archiwum