I choć większość mutacji ma charakter nieszkodliwy, to niektóre zmiany genetyczne w wirusie mogą sprawiać, że łatwiej wnika on do ludzkich komórek albo też wymyka się przeciwciałom w naszych organizmach. Te bardziej przystosowane, czyli „sprawniejsze”, wirusy konkurują i wygrywają z innymi szczepami – tak działają prawa ewolucji. Stają się w ten sposób głównymi sprawcami zakażeń. W ostatnim roku pojawiła się seria nowych wariantów, a każdy z nich ma kilka charakterystycznych zmian genetycznych w stosunku do pierwotnego wariantu koronawirusa. W ostatnich tygodniach sen z powiek naukowcom i zwykłym ludziom spędza wariant delta, który od października 2020 roku, kiedy to rozpoznano go w Indiach, zdążył rozprzestrzenić się już w stu krajach, zwłaszcza w tych, w których w pełni zaszczepionych jest mniej niż połowa dorosłej populacji (takim krajem jest wciąż Polska – przyp. red.).
Czym jest wariant wirusa?
Przypomnijmy krótko, czym jest wariant wirusa. Wirus, kiedy się namnaża, czyli kiedy tworzy swoje kopie w naszych komórkach, „popełnia” błędy. To znaczy, że kopia nie zawsze jest taka jak oryginał. Ta nowa wersja nazywana jest wariantem. Niektóre błędy, czyli mutacje, osłabiają wirusa. Inne mu służą, na przykład usprawniając jego namnażanie. Jeśli wirus zyskuje wyraźnie inny kształt i właściwości, taki wariant nazywamy szczepem.
Jak klasyfikowane są mutacje koronawirusa?
Światowa Organizacja Zdrowia stosuje trzy kategorie opisujące skalę zagrożenia, jakie niesie ze sobą wirus. Pierwsza to tzw. wariant budzący obawy. Dotyczy mutacji, która znacząco zwiększa „przyczepność” wirusa do naszych komórek, czyli która w krótkim czasie może stać się problemem na poziomie globalnym. Druga z kategorii – wariant „do obserwacji” z powodu tego, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że stanie się niebezpieczny. Trzecia kategoria to warianty do monitorowania, ale na dziś nie zapowiadające zagrożenia. Ta klasyfikacja może się zmieniać wraz z przebiegiem pandemii. Na przykład trzy warianty „do obserwowania” – epsilon, zeta i theta – na początku lipca zostały zakwalifikowane już tylko jako „alerty”, czyli zostały uznane za mniej niebezpieczne, niż się wydawały wcześniej. Do identyfikacji wariantów budzących obawy i tych do obserwowania stosuje się litery alfabetu greckiego. 7 lipca WHO zakwalifikowała do każdej z tych kategorii cztery warianty. Nas interesuje ta o najwyższym stopniu zagrożenia. To w niej znajdują się warianty wirusa o nazwach: alfa, beta, gamma i delta.
Który wariant koronawirusa jest groźniejszy dla kobiet?
Alfa to wariant koronawirusa odkryty w Wielkiej Brytanii we wrześniu 2020 roku i to on wywołał falę pandemii na Wyspach zimą i poskutkował styczniowym lockdownem w tym kraju. Ta odmiana wirusa obecna jest w 173 krajach i stwarza, zdaniem naukowców, większe niebezpieczeństwo dla kobiet. Kobiety chorujące na COVID-19 za sprawą tego wirusa częściej wymagają intensywnej opieki medycznej i obarczone są nieco większym ryzykiem śmierci w stosunku do infekcji innymi wariantami wirusa. Takiej zależności nie odkryto u mężczyzn.
Wariant beta pojawił się w sierpniu 2020 roku w południowej Afryce i obecny jest w 122 krajach. Gamma przyczynił się do fali pandemicznej w Brazylii i obecny jest w 74 krajach. Jednak wariantem, który dziś zajmuje naukowców najbardziej, jest delta.
Jak bardzo zakaźny jest wariant delta w porównaniu do pozostałych?
Wariant delta rozprzestrzenia się dużo szybciej i jest odpowiedzialny za olbrzymią falę zachorowań w Indiach. Obecny jest w 104 krajach. Szacuje się, że jest o 55% (choć naukowcy mają różne zdania), a więc ponad połowę, bardziej zakaźny niż wariant alfa i niemal dwa razy tak zakaźny jak pierwotny wariant koronawirusa, który rozpoczął wędrówkę po świecie na początku 2020 roku, zamykając po kolei większość państw. Lekarze w Indiach wiążą deltę z większą liczbą objawów, w tym z uszkodzeniami słuchu, ciężkimi przypadłościami żołądkowymi i zakrzepicą, która może prowadzić do gangreny. Natomiast pierwsze dane ze Szkocji wskazują, że pacjenci z COVID wywołanym deltą wymagają hospitalizacji niemal dwa razy częściej niż ci z alfą. Istnieją też dane, które mówią, że delta umyka terapiom opartym na przeciwciałach i że istnieje ryzyko ponownych zakażeń tym wariantem u ludzi, którzy przeszli infekcję innymi szczepami.
Szczepionki wciąż są najlepszą tarczą. Są opracowane tak, by uczulać układ odpornościowy na białko kolca wirusa. Ale, niestety, to właśnie ono podlega najczęściej mutacji, czyli zmianom. Specjaliści twierdzą, że nowe warianty mogą nieco osłabiać skuteczność szczepionek, ale te szczepionki, choć słabiej chronią przed infekcją z objawami, wciąż są skuteczne w chronieniu nas przed ciężkim przebiegiem i zgonem. Takie stanowisko opublikowało ministerstwo zdrowia Wielkiej Brytanii.
Szczepionka przyjęta w dwóch dawkach chroni przed pełnoobjawowym przebiegiem COVID po zakażeniu deltą w 79%. Ale przy jednej dawce skuteczność spada do 35%. Bez szczepienia jesteśmy bezbronni przed objawami wywoływanymi przez deltę. A nikt z nas nie wie, jak zareaguje na ten wariant wirusa.
Karolina Kasperek
Zdjęcie: Pixabay