Dom Zbyszka i Kasi Ścianów znany jest w okolicy nie tylko dlatego, że zamiast fachowców budują go wolontariusze obcokrajowcy. Zwraca również uwagę technologią, w której powstaje. Pan Zbyszek zdecydował się na tradycyjną gliniano-słomianą konstrukcję. Dlaczego? Widział takie domy we Francji i Danii. Uznał, że jeśli nauczy się budować domy zgodnie z tą technologią, będzie mógł organizować warsztaty i szkolenia dla innych. A ponieważ jest moda na ekobudownictwo, to podniesieniem swoich kwalifikacji może podreperować domowy budżet. Jak to się stało, że Amerykanie pomagają przy budowie domu dla rodziny Ścianów?
Z górnika gospodarz
Kasia i Zbyszek od piętnastu lat prowadzą ekologiczne gospodarstwo w Marszewie.
– Zmusiło nas do tego życie. Mamy dwóch synów. Są alergikami. Lekarze poradzili nam, byśmy kupowali żywność bez konserwantów. Mając ziemię, zabraliśmy się za uprawę warzyw, owoców, a z czasem i hodowlę kur i bydła. Mamy teraz niemal 15-hektarowe gospodarstwo ekologiczne – wyjaśnia pan Zbyszek, który przed laty był górnikiem w Wałbrzychu.
– Popadłem w alkoholizm. Straciłem pracę i stałem się bezdomny. Z czasem trafiłem do fundacji Barka prowadzonej przez państwa Sadowskich. To oni pomogli mi wyjść z bezdomności i zerwać z nałogiem. Od 20 lat nie piję. Staram się pomagać innym. Uczyć ich, jak wychodzić z bezdomności. W tym celu sam założyłem fundację. Zajmuję się sprowadzaniem z zagranicy tych, którym się nie udało i zamiast znaleźć pracę, znaleźli ulicę – opowiada pan Zbyszek, który ratuje ludzi przed bezdomnością we Francji, Niemczech i Holandii. To właśnie jeżdżąc po tych krajach, zainteresował się budową domów z gliny.
– Za granicą gliniane domy to nie jest technologia dla ubogich. Tam takie domy budują sobie bogaci ludzie, dlatego że tak chcą. Powstają piękne wielkie obiekty, kryte drewnianym gontem lub strzechą. Aż miło patrzeć. Pomyślałem sobie, że jeśli kiedyś będę miał własny dom, to ponieważ ekologia jest mi tak bliska, wybuduję sobie właśnie gliniany. Kwestia finansowa była dla mnie sprawą drugorzędną – przekonuje pan Zbyszek, który gdy tylko nauczył się obsługiwać komputer, przejrzał setki stron internetowych, by poznać tajniki tej tradycyjnej technologii.
Zbyszek bez ziemi
Przez lata marzenia o domu były tylko mrzonką. Nie miał ziemi, by wybudować na niej dom. I niespodziewanie na jednym z zebrań fundacji Barka zarząd nagrodził go ziemią właśnie po to, by mógł na niej postawić dom.
– Dostałem działkę o powierzchni 300 m2. Kolejne 400 m2 dokupiłem od fundacji za gotówkę. Działka leży kilkaset metrów od domu Barki, w którym od lat mieszkam z żoną i dwoma synami. Zajmujemy jeden pokój. Łazienkę i kuchnię mamy wspólną.
Dzięki budowie domu rodzina będzie miała do dyspozycji 90 m². Na parterze będzie kuchnia, pomieszczenie gospodarcze i pokój dzienny z kominkiem. Również glinianym. Na piętrze – trzy sypialnie i łazienka.
Gdy pan Zbyszek miał już plany w głowie, przyszedł czas na zmaganie się z formalnościami. Z powodu swojej bezdomności pan Zbyszek nie ma tzw. historii kredytowej. Jest więc dla banków niewiarygodny. Choć budowa ma sporo zalet, żaden nie chciał pożyczyć mu pieniędzy.
– To trwałe ekologiczne budownictwo. Koszt budowy jest czterokrotnie niższy niż koszt w technologii tradycyjnej. Cena wybudowania 1 m2 to około 1000 zł – opowiada pan Zbyszek.
Gdy zaczął tracić nadzieję, w Internecie znalazł informacje o fundacji Habitat for Humanity.
Pomagają budować
– Pomagamy ludziom i organizacjom budować domy na całym świecie. W tej chwili obok budowy pana Zbyszka wspieramy też remont ośrodka interwencji kryzysowej w Wyszkowie. Będą w nim mieszkać rodziny, głównie mamy z małymi dziećmi oraz usamodzielniający się byli pacjenci ośrodka MONAR. Nasza pomoc polega przede wszystkim na pożyczaniu pieniędzy bez oprocentowania i by obniżyć koszty budowy do większości prac szukamy wolontariuszy – opowiada Joanna, wolontariuszka z ramienia fundacji odpowiedzialna za amerykańskich budowniczych. Habitat for Humanity to fundacja, która pomaga stawiać domy w 100 krajach na świecie. W ramach wolontariatu współpracują z nią tysiące ludzi z różnych miejsc kuli ziemskiej. Do pomocy przy budowie domu w Marszewie w dniach od 18 do 22 sierpnia zgłosiło się 11 Amerykanów z różnych części Stanów Zjednoczonych. Większość z nich to emerytowani nauczyciele. Sami sobie opłacili pobyt i przelot. Mieszkają w pobliskim pałacu w Wąsowi. Na plac budowy przyjeżdżają o 7.00. Pracują do 16.00. W południe mają przerwę na lunch. By nakarmić wygłodniałych budowniczych, pani Kasia przygotowała schabowe z ziemniaczkami, sałatkę z własnych pomidorów malinowych i kiszonych ogórków oraz jajka sadzone, bo część wolontariuszy to wegetarianie. W sumie przy wspólnym stole wraz z mieszkańcami zasiadło do posiłku 30 osób.
Zagraniczni goście nie po raz pierwszy gościli w Marszewie. W ubiegłym roku ulepili ponad trzy tysiące bloczków słomiano-glinianych, z których powstał w tym roku dom. Pod koniec września do Marszewa przyjadą Kanadyjczycy. Będą tynkować.
Dorota Słomczyńska