W Sękowie pokonwersujesz też z końmi
Parkuję przy okrągłym klombie łączącym dwa budynki pod adresem Sękowo 11. Buchająca żółtym kwieciem forsycja nie pozostawia wątpliwości, że na dobre rozpoczął się sezon na wyjazdy, a raczej na przyjmowanie gości. Nowiccy – gospodarze agroturystyki „Pod Modrzewiami” – żyją ze swoimi gośćmi niemal drzwi w drzwi. Ale bywało i tak, że pod jednym dachem.
W domowej atmosferze
Siadamy przy stole z Anną i jej synem Kacprem, najmłodszym z trojga dzieci. Na stole powidła własnej roboty i trochę egzotyki, czyli chałwa. W gospodarstwie zasadą jest, że goście gotują sami – mają do dyspozycji niemałą kuchnię. Kiedy na początku działalności mieszkali jeszcze w dwóch pokojach w domu gospodarzy, siadali z nimi do wspólnego stołu.
– Ale i dziś, jeśli zamówią pobyt ze śniadaniami i obiadami, podaję to, co gotujemy dla siebie – opowiada Anna.
W budynku obok ich domu jest siedem miejsc noclegowych w trzech pokojach z łazienkami. Goście mają do dyspozycji też wspólną przestrzeń w postaci kuchnio-salonu. W jednej części można gotować, w drugiej – usiąść na wygodnej tapicerowanej sofie wśród międzywojennych mebli. Gospodarzom zależy, żeby było przytulnie, a goście czuli się trochę jak w domu.
Gospodarstwo proponuje jako jedną z atrakcji jazdę konną. Nowiccy mają jednego wałacha i dwie klacze. Żeby jednak konie mogły być atrakcją, brakuje jeszcze instruktora.
– Jeśli ktoś jeździ, to nie ma problemu. Dla osób niejeżdżących potrzebny jest instruktor. Chcielibyśmy z kimś nawiązać bardziej regularną współpracę, wtedy pewnie konie przyciągałyby więcej osób. Teraz jeździmy my i sporadycznie goście, którzy potrafią – opowiada Anna.
Z trasy – pod modrzewie
Konie mogłyby być wizytówką gospodarstwa także jako zwierzęta do towarzystwa. Kiedy podchodzę do jednej z klaczy, ta nawet nie wstaje z ziemi. To sygnał, że jest ufna. A jej matka na dźwięk imienia natychmiast odwraca głowę i biegnie z drugiego końca wybiegu. Podobnie zresztą reagują dwa labradory Nowickich i dwa koty, które nie odstępują nas na krok podczas spaceru po gospodarstwie. Nie ma się więc co dziwić, że gospodarstwo w Sękowie ma już stałych zaprzyjaźnionych gości.
– Mamy takich, którzy przyjeżdżają w wakacje od kilku lat i właściwie już wtedy rezerwują kolejny sierpień. Ten miesiąc mamy właściwie cały zajęty z roku na rok. Mamy tu wtedy mieszaną grupę polsko-belgijską. Przyjeżdżają odwiedzać rodzinę w Polsce – opowiada Anna Nowicka.
Takimi trudno dostępnymi terminami są też długie weekendy, w tym oczywiście majówka. Jeśli chciałoby się ją spędzić „Pod Modrzewiami”, trzeba dzwonić z przynajmniej dwumiesięcznym wyprzedzeniem.
- Kacper z Bacardi (Baki) i Anna z jej córką Bystrą. Klacze żywo reagują na imiona, także kiedy wołają je goście. Baki można dosiąść i wybrać się na przejażdżkę do pobliskiego lasu
Ale w ciągu całego roku do Sękowa zaglądają liczni goście. Bo cisza, bo spokój, bo grzyby, bo ryby tuż obok. Sporo jest też przygodnych gości.
– Na przykład są w trasie i nie chcą nocować przy ruchliwej autostradzie A2, którą mamy kilka kilometrów obok. Sprawdzają w Google noclegi i znajdują Sękowo. Jeden telefon i za pół godziny klient jest u nas. Za taki nocleg zapłaci 60–80 zł. Ale grupy i ci, którzy przyjeżdżają na dłużej, płacą 50–60 zł za dobę – opowiadają gospodarze i dodają, że dość łatwo ich znaleźć, bo swoją ofertę mają na platformie www.booking.com.
W Sękowie istny Meksyk
Niedawno mieli gości z Australii. Starszy pan przyjechał z córką i zięciem do miejsca, w którym mieszkali jego rodzice. Czasem obcokrajowcy objeżdżają Polskę, ale nie chcą mieszkać w hotelach. Wtedy wybór pada też na agroturystykę. Tak było niedawno z dużą rodziną z Meksyku. Nowiccy mieli również gości z Wielkiej Brytanii, Litwy, Rosji, Estonii, Holandii.
– Przyjechali też kiedyś Niemcy. Okazało się, że kręcą w Polsce film paradokumentalny. A ja interesowałem się filmem, chciałem nawet zdawać do szkoły aktorskiej. Fajnie się złożyło, pomagałem im w organizowaniu planu, nawet wymieniliśmy się samochodami – wspomina nietypowe odwiedziny Kacper.
- Klomb dzielący, a raczej łączący budynek dla gości (po prawej) z domem gospodarzy. W tle – czynny piec chlebowy i altana dla gości
Latem odwiedzi ich grupa półkolonijna z Opalenicy. Nie będą nocować. Spędzą dzień na jazdach na kucyku, karmieniu królików i kur czy pieczeniu kiełbasek na ognisku.
Na mecz proszę do nas
Skąd się wzięło gospodarstwo „Pod Modrzewiami’? Anna jest Kaszubką, mąż pochodzi z okolic Nowego Tomyśla, w którym po studiach i po ślubie zamieszkali. Po kilku latach postanowili znaleźć coś za miastem. Kupili kawałek ziemi w Sękowie i w 1999 roku ukończyli budowę domu, a przy nim – budynku gospodarczego. Annie sporo czasu pochłaniały obowiązki przy wychowywaniu dzieci. Nie pozwoliły na podjęcie pracy w mieście. Pojawił się więc pomysł, żeby może pracować w domu. Rozwiązaniem stała się agroturystyka. Najpierw przyjmowali gości w domu. Bywało, że odwiedzający w drodze między łazienką a pokojem zatrzymywali się w salonie na wspólnym z gospodarzami oglądaniu telewizji. To miało swój urok, ale jednocześnie ograniczało Nowickim prywatność.
– Teraz goście mieszkają w osobnym domu, ale wciąż zdarza się, że przychodzą na telewizję. Nie ma tam wszystkich kanałów. Jeśli jest jakiś ważny mecz, pytają i zawsze kończy się wspólnym oglądaniem – opowiada Anna.
- Pokój dzienny dla gości wypełnia ciepłe światło. To za sprawą dużej ilości drewna. Klimatu dodają też antyczne meble
Co by tu jeszcze...?
Już teraz „Pod Modrzewiami” odbywają się warsztaty kulinarne prowadzone przez miejscowe koło gospodyń, do którego należy Anna. W opisie ich agroturystyki jedną z atrakcji jest bowiem udział w życiu wsi. Myślą o założeniu kilku uli, ale muszą to jeszcze przemyśleć, bo konie nie przepadają za pszczołami, a pszczoły – za końmi.
– Miód raczej nie na sprzedaż, tylko jako atrakcja i do własnego użytku. Posadzi się kilka drzew owocowych, trochę facelii. Póki co, mamy swojskie powidła, twarogi, jajka i wędzonki. Może za jakiś czas będziemy robić sery podpuszczkowe. Robię wino z mirabelek, przymierzam się do piwa. To tradycja w okolicy, wokół Nowego Tomyśla uprawiano chmiel. Warto byłoby to wskrzesić – opowiada Kacper.
- W agroturystyce Nowickich goście mogą popływać w dużym letnim basenie pozwalającym na zrobienie dłuższego dystansu
Mieliby na czym oprzeć kulinarną atrakcyjność gospodarstwa, bo Nowy Tomyśl słynie w Polsce ze smażonego sera, który dziś jest już rejestrowanym produktem regionalnym.
– Myślimy o lokalnej żywności w menu, ale trzeba by mieć je w osobnej ofercie. Bo wielu turystów oczekuje jednak europejskiego śniadania – jajko, parówka. Może rozwiązaniem jest ściąganie produktów od okolicznych producentów – wędlin, serów czy przetworów – zastanawia się Anna.
Karolina Kasperek