W zeszłym tygodniu napisaliśmy o Dorocie Macierzyńskiej, ale zdawkowo. Bo tematem artykułu było akurat jej największe dzieło – stowarzyszenie „Babska Rzeczpospolita” z Klwowa. Jest chyba największym z dowodów świadczących o jej niezwykłości. Tuż po zamknięciu materiału do naszej redakcji napisała Mirosława Samson – jedna z aktywistek powiatu przysuskiego. Uznała, że twórczyni „Babskiej” musi znaleźć się w naszym plebiscycie na „Gospodynię Roku”. W mailu napisała: „Jest wspaniałą organizatorką, super babką, pomaga innym, zawsze znajduje czas dla potrzebujących. Jest założycielką i prezesem stowarzyszenia „Babska Rzeczpospolita”. Zasługuje na ten tytuł”.
Dyscyplina z miłością
Dorota urodziła się w 1966 roku w Radomiu, ale jej dom rodzinny znajduje się w podradomskiej Jabłonnej. Tam spędziła dzieciństwo i wczesną młodość. Pod okiem kochających i zapobiegliwych rodziców wcześnie uczyła się umiejętności, które później przydały się w aktywności społecznej.
Tak mi zostało. Swoim córkom też mówiłam zawsze: „Pamiętajcie! To, co osiągnęłyśmy, to nie powód, żeby nam woda sodowa uderzyła do głowy, żeby czuć się kimś lepszym. To my się zawsze mamy kłaniać, my mamy zawsze prosić. Zawsze mieć uśmiech i dziękować" – wspomina Dorota.
Te zasady były dla niej nie tyle przymusem, co oczywistością. Podobnie zresztą wychowywała swoje trzy córki. A priorytetem było dla niej ich wykształcenie. Najstarsza skończyła biotechnologię i fizykę, druga – budowę dróg i mostów, trzecia – właśnie przygotowuje się do matury i też chce próbować sił w naukach ścisłych.
Na jej osobowość spory wpływ miał też ojciec. Umarł, kiedy miała dwanaście lat. Odczuła tę śmierć wyjątkwo dotkliwie.
– Tata był krawcem, pracował w domu. Był niezwykłym mężczyzną jak na tamte czasy. Zajmował się domem, gotował obiad. Kiedy z mamą wracałyśmy ze szkoły – mama uczyła w mojej szkole – czekał na nas z obiadem. Potem brakowało mi tego – opowiada.
Druga we wsi, pierwsza w gminie
Rodzice mieli samochód jako drudzy we wsi. Po śmierci taty syrenka zaległa na lata w garażu. Kiedy Dorota skończyła 16 lat, mama powiedziała: „Albo sprzedajemy, albo uczysz się jeździć”. Zrobiła prawo jazdy, była jedyną prowadzącą kobietą w gminie.
Po maturze poszła do pracy w banku, potem do drugiego. W drugiej pracy poznała męża. Zafascynował ją tym, że przepuszczał ją w drzwiach, kłaniał się, ustępował wszędzie miejsca. I do tego miał piękne dłonie – przypominały jej trochę tatę, który, jak mówi, miał dłonie pianisty.
– Czasem patrzył z obawą na to, co robię. Kiedy zaczęłam kupować peruki do występów „Babskiej”, pytał „po co to” albo „ale nie będziesz u nas występować?”. Ale kiedy lokalna społeczność nas zaakceptowała, a kobiety zaangażowały się w stowarzyszenie jak w niemal drugi etat, pogodził się, a teraz wspiera – cieszy się Dorota.
Kiedy już miała dzieci, zapisała się na studia. Skończyła Akademię Finansów w Łodzi ze specjalizacją rachunkowość.
Nie potrafi leżeć plackiem na plaży i się opalać. Już po kilku minutach wstaje i spaceruje. Uwielbia jeździć na rowerze. Z córką robią kilkunastokilometrowe przejażdżki po lesie. Praca w stowarzyszeniu nauczyła ją nowych umiejętności. Ale bywa też trudną odpowiedzialnością, bo teraz wszyscy chcą tak, jak „Babska” i bacznie się im przyglądają.
– Uśmiech i spokojnie, cierpliwie dążyć do celu. To pomaga mi pracować z ludźmi. Bo zarządzanie grupą to nie jest coś prostego. Ileś osób w różnym wieku, różne wykształcenia, zawody. Ludzie chcą różnych rzeczy, łatwo o kłótnie. Ale tak trzeba wszystko wytłumaczyć, żeby każdego przekonać i zdołać ludzi pociągnąć za sobą. To bardzo trudne – mówi o kompetencjach, których jej z pewnością nie brakuje.
Karolina Kasperek