Mam na imię Zofia, a właściwie Alicja, mam trochę namieszane. Mama chciała, żebym była Zosią, a tata – Alicją. Dziś dla koleżanek jestem Alą, dla urzędników – Zofią – zaczyna rozmowę z nami kolejna kandydatka. Zofia Kucharska urodziła się 67 lat temu w wielkopolskim Szadku. Do podstawówki w pobliskim Morawinie miała 3 kilometry i drogę tę pokonywała codziennie pieszo.
Harcerka w try miga
Nigdy nie lubiła pracy w gospodarstwie, dlatego zamiast do szkoły rolniczej trafiła do pedagogicznej. Zaraz po maturze kuratorium skierowało ją do szkoły podstawowej w Łęce Opatowskiej. Tam spędziła kolejne 31 lat. Nie tylko jako nauczycielka, ale przede wszystkim jako organizatorka szeroko pojętego życia kulturalnego gminy. W międzyczasie zdobyła wyższe wykształcenie pedagogiczne. W aktywności nie ustaje i dziś, będąc na nauczycielskiej emeryturze. Ale przyjrzyjmy się najpierw początkom jej społecznej działalności.
– W liceum pedagogicznym grałam na mandolinie, śpiewałam w chórze i należałam do harcerstwa. Ale byłam trochę nieśmiała, nie wierzyłam w siebie. Na głęboką wodę rzucono mnie w szkole w Łęce. Od razu przydzielono mi drużynę zuchową. Nie byłam przygotowana, więc ruszyłam do książek. A potem wysłano mnie na kurs drużynowych – wspomina dawne lata.
Sama uczyła się jak urządzić ognisko, biwak, obóz. Mało kto by się zorientował, że jest początkującą drużynową. Wkrótce została komendantem hufca w gminie, a z czasem doczekała się najwyższego stopnia w tej organizacji – została harcmistrzem Polski Ludowej. Z uczniami – wieczornice, z towarzyszeniem ich rodziców – spotkania w parku, na boisku. Ale prawdziwe oblicze społeczniczki ujawniła, jak wiele wielorako utalentowanych kobiet, kiedy życie zdjęło jej z barków regularne obowiązki – kiedy przeszła na emeryturę. Pierwsze lata bez narzuconego trybu zadaniowego były niełatwe. Tym trudniejsze, że owdowiała. Ale postanowiła nie rozpamiętywać w nieskończoność przeszłości, a natura nie znosi próżni. Przewodniczący rady gminy zaproponował któregoś dnia, by założyć w gminie koło emerytów i rencistów. O rozeznanie się w materii poprosił Zofię Kucharską.
– Miałam czuwać nad początkami, angażować ludzi. Ogłosiliśmy na kartkach rozwieszanych w sklepach i gablotach, że 29 maja 2009 roku w Domu Strażaka odbędzie się spotkanie inauguracyjne. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Tego pierwszego dnia zgłosiło się aż 60 osób i to ludzi wszelkich grup społecznych. Nauczyciele, sprzątaczki, kucharki, rolnicy, pracownicy fizyczni. Dla nas nie miało znaczenia, kto czym się zajmuje – opowiada Zofia Kucharska, która w oczywisty sposób została przewodniczącą.
Najpierw pojechali do Częstochowy – modlić się o wsparcie w działalności. A potem ruszyli z kopyta. W każdym miesiącu przynajmniej dwa wydarzenia. Kino, kawiarnia, a jeśli spacer, to edukacyjny.
Dzięki niej śpiewają
– Na jednym z zebrań puściłam kartki, na których było napisane: „chór”, „kółko plastyczne”, „kółko turystyczne”, „kółko kulinarne”. Wyznaczyłam dla każdego z kół moderatora – oczywiście z naszych szeregów. Korzystamy z własnych zasobów – opowiada Zofia Kucharska.
Trzy lata temu chór „Echo” wystąpił po raz pierwszy na grillowaniu w Siemianicach. Wokaliści spotykają się raz w tygodniu. Wyjeżdżają na zaproszenia z występami do sąsiednich gmin. W kole plastycznym emeryci ćwiczą decoupage, wyklejają, robią ikebany, sztrykują i szydełkują.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej napisał jakiś czas temu projekt dla osób 55 plus. Trzeba do niego ludzi? Zofia Kucharska wie, jak zrobić to w kilka minut. Wsiadła na rower, rozwiozła ankiety i niemal natychmiast zwerbowała do działań 30 osób ze swojego koła. Dzięki niej starsi mieszkańcy Łęki Opatowskiej odbyli wycieczki do Kalisza i Poznania, a w ich ramach zwiedzili miasto, zjedli obiad z deserem i obejrzeli sztuki teatralne. W Łęce mieli okazję spotkać się z aktorami i odbyć warsztaty teatralne. Ich zwieńczeniem miało być wystawienie sztuki. Łęccy emeryci i renciści zagrali spektakl autorstwa jednego ze swoich członków – „Ławkę” Kazimierza Piszczałki.
– Wyszło nam super. Po przedstawieniu wyszłam do ludzi, a jeden z widzów mówi do mnie: „Co pani łyka?”. „Ale o co chodzi?” – odpowiadam. „Kobieto, tyle tekstu opanować na pamięć?”. Mówię mu: „Niczego nie biorę, po prostu czytam książki, rozwiązuję krzyżówki i staram się myśleć logicznie” – wspomina ze śmiechem przewodnicząca koła.
Doceniona natychmiast
W 2011 roku dowiedzieli się o odwiedzinach komisji z urzędu marszałkowskiego. Zofia Kucharska zarządziła więc przyjęcie z pompą z udziałem wszystkich członków, żeby nikogo nie pominąć. Był domowy bigos, ciasto, swojskie masło i chleb, występ chóru i spektakl. Ludzie marszałka zajrzeli do sali i poszli dalej, sądząc, że to zupełnie inne spotkanie. Kilka miesięcy później przyszła informacja o nagrodzie w wysokości 20 tys. zł. Po raptem dwóch latach działalności koła! Wyróżnień doczekała się też sama jego przewodnicząca. W konkursie „Bo w kobietach jest moc” w tym roku otrzymała nagrodę za najlepiej zarządzaną organizację południowej Wielkopolski. Statuetkę w kształcie szklanego czółenka wręczyła jej minister Joanna Mucha podczas Babskiego Sejmiku w Siemianicach. Ma na swoim koncie Złotą Odznakę Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów.
Zofia Kucharska zainicjowała współpracę z młodzieżą z miejscowego gimnazjum. W święta, takie jak 11 listopada, urządzają z młodymi wieczornicę. Kooperują ze strażą, z kołem gospodyń, z wójtem. Od trzech lat pani Zofia organizuje w Łęce uroczyste śniadanie wielkanocne, na którym koło gości mieszkańców, przedstawicieli samorządu, lokalne organizacje. Ostatnio współzorganizowała kołu, w którym ma dziś już 170 członków, ośmiodniowy wyjazd do Karpacza za jedyne 650 zł. Ale jeżdżą nie tylko w góry. Emeryci byli też w Niechorzu, Sianożętach, Ustroniu Morskim. Nigdy nie mówi, że to ona, zawsze – że dzięki innym. Cały czas powtarza, że ma wspaniałych ludzi do współpracy. Że to, co udaje się osiągnąć, to także zasługa zarządu i członków koła. Jest kimś, kto inspiruje. Mówi, że nie wie, jak by dziś wyglądała, gdyby nie robiła czegoś dla ludzi.
– Byłabym chyba zgnuśniała. Lubię to, nie jest mi z tym ciężko. Chociaż czasem, bo tak w życiu bywa, przychodzi moment melancholii, apatii. Też takie mam, ale wtedy myślę sobie, że przecież mijają, jak wszystko. Lubię życie zwyczajne i poukładane, ale cieszy mnie też to, co spontaniczne – kończy.
Karolina Kasperek