Na rozmowę w rodzinnych Płowkach umawiamy się z Lidką na popołudnie – do 14.00 pochłaniają ją obowiązki szkolne – Lidka chodzi do III klasy liceum ogólnokształcącego w Przemystce pod Radziejowem. O szkole i planach za chwilę. Najpierw o tym, jak to się stało, że Lidka znalazła się w kalendarzu.
Miała być inna sesja
– Latem zeszłego roku w moje ręce trafił „Tygodnik” – prenumerujemy go. Przeczytałam o konkursie, pośmiałam się nawet i zupełnie nie wzięłam tego poważnie. Były wakacje i chwilę później pojechałam na wakacje do kuzynki, która mieszka pod Inowrocławiem. Daria jest fotografką amatorką, planowałyśmy zrobić kilka zdjęć, taką minisesję, zupełnie bez związku z kalendarzem. Ubrała mnie w białą sukienkę, wręczyła kwiaty. Ale moją uwagę przykuł stary ursus wujka. Wymsknęło mi się coś o konkursie, a Daria natychmiast ruszyła do ciągnika. Zaaranżowała otoczenie, to było jedno z pierwszych ujęć. Spojrzała okiem znawcy i zawołała: „To wysyłamy” – opowiada Lidka.
Potem sprawy nabrały naturalnego biegu. Lidka czekała, aż zdjęcie pojawi się w gazecie, potem umieściła je na facebooku i zrobiła z kuzynką prawdziwą kampanię mającą na celu zbieranie lajków. Chciała nawet każdemu znajomemu dać kalendarz. I bez tego udało się. Kiedy przyszło jechać na sesję do Lublina, nie wyobrażała sobie, żeby nie było tam Darii, która pojechała jako osoba towarzysząca – Lidce i jej rodzicom, którzy od początku kibicowali temu pomysłowi.
Potem sprawy nabrały naturalnego biegu. Lidka czekała, aż zdjęcie pojawi się w gazecie, potem umieściła je na facebooku i zrobiła z kuzynką prawdziwą kampanię mającą na celu zbieranie lajków. Chciała nawet każdemu znajomemu dać kalendarz. I bez tego udało się. Kiedy przyszło jechać na sesję do Lublina, nie wyobrażała sobie, żeby nie było tam Darii, która pojechała jako osoba towarzysząca – Lidce i jej rodzicom, którzy od początku kibicowali temu pomysłowi.
– Przyjęłam to z radością, że to jakieś nowe doświadczenie. A tata, czyli mąż, wyjątkowo ją wspierał – wspomina mama Lidki.
Tata, który od lat jest czytelnikiem „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, potrzebował w fabryce Ursusa raptem minut, żeby zintegrować się z ekipą realizującą sesję. Był w siódmym niebie, zwiedzając fabrykę. Doczekał się nawet prywatnej sesji zdjęciowej na ciągniku. Zdjęcia robiła oczywiście kuzynka. A sama sesja? Lidka wspomina ją jako jedno z najciekawszych doświadczeń. Choć niekoniecznie łatwe.
Pierwsze koty za płoty
– Byłam zachwycona, nigdy nie miałam profesjonalnej sesji. Zabawne było to, że fotografowano mnie o 12... w nocy! Najpierw miałam być na 12 w południe. Byłam, ale zdjęcia się przeciągały i zaproszono mnie na 16.00, a potem – po 20.00. Dopiero wtedy wybieraliśmy strój. Było niełatwo, bo pierwsza stylizacja okazała się nietrafiona – wspomina Lidka.
Lidce zaproponowano skórzaną czerwoną kurtkę i czarną krótką spódniczkę. Do tego wysokie buty. Mama natychmiast oceniła stylizację jako zbyt wyzywającą, ale Lidka też nie czuła się w niej najlepiej. Od czego jednak są styliści? Bez problemu znaleziono alternatywę.
– Bardzo nie lubię krótkich spódnic. Zauważyli moją kwaśną minę i zaproponowali koszulę, dżinsy z dziurami i markowe, piękne sandały na obcasie. To był strzał w dziesiątkę, bo to właśnie jest mój styl, zwłaszcza z haftowaną koszulą. I uwielbiam obcasy! Chodzę w nich, dużo ich mam i z niemal każdych zakupów wracam z butami. Mama truchleje na tę ilość – żartuje Lidka.
Lidia Michalak lubi nienachalną sportową elegancję. Ale czasem pozwala sobie na żywe kolory
– Bardzo nie lubię krótkich spódnic. Zauważyli moją kwaśną minę i zaproponowali koszulę, dżinsy z dziurami i markowe, piękne sandały na obcasie. To był strzał w dziesiątkę, bo to właśnie jest mój styl, zwłaszcza z haftowaną koszulą. I uwielbiam obcasy! Chodzę w nich, dużo ich mam i z niemal każdych zakupów wracam z butami. Mama truchleje na tę ilość – żartuje Lidka.
Doradza innym
Ostateczne słowo należało do kuzynki, która przytakująco mrugnęła na drugą stylizację, ale i na makijaż. Lidka w tym względzie także bezgranicznie ufa Darii. Sama, na co dzień, usta zostawia raczej bledsze, za to podkreśla wyraźną kreską oczy. Maluje się w dziesięć minut. Kilka dodatkowych zajmuje prostowanie włosów. Zazdrości wtedy bratu.
– On idzie na 7.30 do pracy i wystarczy mu, że wstanie 10 minut wcześniej. Ja potrzebuję co najmniej dwa razy tyle czasu – śmieje się dziewczyna listopada i dodaje, że jeździ na zakupy z mamą i doradza jej – a to top w żywszych kolorach, a to trampki. A potem cieszy się, że rówieśnicy mają młodszych rodziców, ale to jej mama wygląda młodziej.
Zdjęcie do kalendarza wzbudziło zachwyt i mamy, i Darii, i znajomych. Wśród niektórych może i zazdrość, która potrafiła się ujawnić w postaci kąśliwych uwag. Jedynie tacie i dziadkowi trudniej było zrozumieć współczesne trendy.
Zdjęcie do kalendarza wzbudziło zachwyt i mamy, i Darii, i znajomych. Wśród niektórych może i zazdrość, która potrafiła się ujawnić w postaci kąśliwych uwag. Jedynie tacie i dziadkowi trudniej było zrozumieć współczesne trendy.
– Tylko te spodnie jakieś takie. Znajomi powiedzieli: „Taką ładną gospodarkę masz, nie stać cię, żeby dziewusze spodnie kupić?” Dziadek powiedział to samo – żartuje tata.
Ale Lidka w stylizacyjnych wyborach jest niezależna. Pamięta maksymę Coco Chanel, że moda przemija, a styl pozostaje. Dlatego nie jest niewolnicą modowych trendów. Nosi się zgodnie ze swoim wnętrzem. Nie lubi rzucać się w oczy, więc wybiera odcienie stonowane. Ale latem pozwala sobie na bardziej jaskrawą pomadkę.
Lidka jest w liceum ogólnokształcącym, ale już wie, że interesuje ją handel, zarządzanie, marketing – w każdym razie praca z ludźmi. Marzeniem jest praca w nieruchomościach. Nie podzieli więc raczej rolniczej pasji rodziców, a zwłaszcza taty. Obsiane zbożem 200 hektarów i 100 sztuk bydła opasowego nie robią na niej takiego wrażenia, jak praca w kontakcie z człowiekiem.
Karolina Kasperek