Wrzuciłam w wyszukiwarkę, jak co jakiś czas, hasło „koło gospodyń wiejskich”. Żeby zobaczyć, co w trawie – dosłownie – piszczy. Sądziłam, że nic mnie w tej materii już nie zaskoczy. Tymczasem w jednym z pierwszych wyników dostrzegłam nie koło gospodyń wiejskich ani też koło gospodarzy wiejskich, ale koło gospodyń... męskich. Zadzwoniłam czym prędzej do Okunina i okazało się, że nic mi się nie przywidziało.
Wioski tematyczne
– Tak, założyliśmy Koło Gospodyń Męskich, bo ustawa z 2018 roku mówi, że koło gospodyń wiejskich może założyć dziesięć osób. Osób! Dlatego jako okunińscy mężczyźni założyliśmy koło. Ale kiedy przychodzi korespondencja z ministerstwa, w nagłówkach czytamy zawsze: „Miłe panie”, „Drogie panie”, „Gospodynie”. I to trochę dyskryminacja mężczyzn – opowiada, śmiejąc się, Jerzy Przybyłowski, przewodniczący koła w Okuninie.
Jak to się w ogóle stało, że koło gospodyń zainicjowali gospodarze?
Okunino to wieś na końcu świata. Skręcając z drogi powiatowej, trzeba przejechać jeszcze dobre dwa kilometry przez las. Warto, bo oczom nagle ukazuje się niezwykle malowniczy morenowy krajobraz. Zielone pagórki upstrzone dwuspadowymi dachami, a spomiędzy nich wyłania się nagle zaskakująco wysoko położona tafla jeziora. W wiosce mieszka około stu ludzi. Część trafiła tu po wojnie z innych rejonów Polski, część ze wschodnich rejonów Kaszub. Żyli w swoich małych gospodarstwach, aż któregoś dnia Jerzy Przybyłowski, lokalny pszczelarz, poznał Beatę Łozowską, która założyła w Mikorowie pod Lęborkiem wioskę ziół i kwiatów. To ona opowiedziała Jerzemu o Wacławie Idziaku, który w Polsce zainicjował zakładanie wiosek tematycznych.
– Spotkaliśmy się z nim, przedstawił nam ideę, opowiedział o istniejących już wsiach i też ich problemach. Ale przede wszystkim o nieśmiałości ludzi. O tym, że często mówią: „A gdzie my?! Nic nie mamy! Co my możemy?”. I wtedy zacząłem inaczej patrzeć na moich sąsiadów. Nagle dostrzegłem, że każdy robi coś ciekawego! – wspomina Jerzy i przedstawia po kolei uczestników spotkania zgromadzonych przy wielkim stole.
Okunino to wieś, gdzie każdy robi coś ciekawego
Alicja jest na emeryturze i nad samym jeziorem z synem i synową prowadzi małe gospodarstwo z kurkami. Ich sąsiad Andrzej hoduje bydło. Monika kupiła kilka lat temu ziemię w Okuninie i hodowała już daniele i owce. Teraz, z pomocą sąsiadów, przepędza przez wieś tysiące gęsi. Aldek założył jakiś czas temu plantację borówki. Tomek jest leśnikiem, a jego żona Ania – nauczycielką. Do niedawna sądziła, że jako matka pięciorga dzieci wie coś tylko o wychowaniu i mniej więcej tyle samo o religii, której uczy.
– Całe życie pracowałam przy domu, przy dzieciach. Przyszedł Jerzy i powiedział: „Przecież ty tyle potrafisz!”. Ja na to, że nie. I nagle okazało się, że potrafię szyć, tkać krajki do strojów, haftować, gotować, a nawet piec chleb! – mówi poważnie Ania.
Jak wiele kobiet, od lat dobrze coś robiła, ale nie miała poczucia, że to coś szczególnego. A skąd te krajki i ręcznie szyte stroje? Jerzy lata temu kupił dla swoich pszczół kawałek ziemi na wzniesieniu w pobliskim Miastku.
– Jest tam tak pięknie, że postanowiliśmy z synami zbudować tam atrakcję turystyczną. Kupiliśmy sto metrów modrzewia i zbudowaliśmy z bali gród z palisadą i bramą wjazdową. Nazwaliśmy to Grodem Rummela. Nazwa pochodzi z odkrytej niedawno legendy o zbóju Rummelu – opowiada Jerzy.
Zobaczył, że gród może pełnić funkcję i rozrywkową, i edukacyjną. Wpadli na pomysł, żeby sławić wczesne średniowiecze, którego śladów pełna jest okolica.
Zaczęło się od Grodu Rummela
Na potrzeby grodu Ania zaczęła ręcznie szyć oryginalne średniowieczne stroje. Od kilku lat jej dzieci, synowie Jerzego i ich przyjaciele uczestniczą w zjazdach miłośników tego kawałka historii. Tomek, mąż Ani, zbudował piec chlebowy, w którym wypiekany jest chleb na imprezy w grodzie.
– Kiedy zaczęły się w grodzie imprezy, tak zwane oblężenia grodu czy Rumeliada – impreza sportowa, potrzeba nam było pomocy ludzi – żeby był chleb, ciasto. I wtedy ujawnił się w mieszkańcach prawdziwy potencjał – mówi Jerzy.
Niedawno współorganizowali zawody łucznicze i gościli w Okuninie uczestników z całego Pomorza. Panie z koła karmiły łuczników krylkami, czyli ziemniakami w mundurkach, śledziami i swojskim chlebem ze smalcem. To była próba ich możliwości i okazało się, że świetnie radzą sobie z takimi wyzwaniami.
Założyli koło, żeby mieć formę instytucjonalną i by łatwiej było zakładać wioskę tematyczną, w której, jak planują, wycieczki szkolne będą chodzić od zagrody do zagrody.
– Na przystanku zatrzyma się autokar. Wysiądzie grupa, dostanie koszyki i zbierze zieleninę. Pójdzie do Moniki – tam jest koń, koza. Dzieci nakarmią zwierzęta i dostaną ziarno. Z ziarnem pójdą do Andrzeja na żarna, a w nagrodę Andrzej pokaże, jak się robi masło. Ze zmielonym ziarnem pójdą do Tomka i Ani, która pokaże, jak się wypieka chleb, a potem nim poczęstuje. Będzie jeszcze zbieranie ziół i rozpoznawanie ich, ale i karmienie kur i zbieranie jaj u Alicji. Na końcu przyjdzie czas na wizytę u pszczelarza, smakowanie miodu i zaglądanie do ula. Potem będzie można pójść na drugą stronę jeziora pod wiatę i tam zjeść ten chleb ze smalcem albo miodem. Myślę, że ruszymy na wiosnę – mówi pewnie o planach Jerzy.
Liczy, że dorośli wędrujący od gospodarstwa do gospodarstwa zechcą kupić ich chleb, masło, jaja czy miód.
Trzymamy kciuki za powodzenie i na pewno zajrzymy za jakiś czas do Okunina, by przejść się edukacyjną ścieżką i posmakować chleba ze smalcem.
Karolina Kasperek
Zdjęcie: Karolina Kasperek
Zdjęcie: Karolina Kasperek