Lody jak u babuni, sery jak u dziadunia
Ledwo zdążyłam wysiąść z samochodu, a gospodyni folwarku w Kiełpinie zaprasza na trawę pod kasztanowcem, gdzie czeka już stolik z drugim śniadaniem.
– To jest jogurt owczy, to – kozi dojrzały, a tu owczy dojrzały wędzony – mówi Jadwiga Czerwczak, ustawiając na środku olbrzymią deskę z serami. Bardziej białymi, czyli świeżakami, oraz bardziej żółtymi, czyli dojrzewającymi.
Z drugiego końca Polski
Trudno oprzeć się smakowi, zwłaszcza owczego dojrzewającego i podwędzonego koziego. Sery, obok lodów, są wizytówką „Farmy na Górce”. Nie byłoby ich, gdyby Jadwiga nie postanowiła porzucić rodzinnych Bieszczad.
Urodziła się w podkarpackim Rymanowie, Marek w podkrakowskiej Skawinie. Poznali się na studiach – oboje skończyli leśnictwo. Ruszyli za pracą w Polskę i los rzucił ich w Lubuskie. Przez kilka lat pracowali w Lasach Państwowych i mieszkali w bloku.
– Dowiedzieliśmy się o popegeerowskich działkach, na których można wybudować dom. Mieliśmy już wtedy dwa konie, które trzymaliśmy w stajni na terenie pegeeru. Okazało się, że możemy wydzierżawić gospodarstwo.
Wydzier...