W pawłowskiej świetlicy – leniwe popołudnie. Zasłużenie, bo chwilę temu grupa wróciła z kręgli w Chojnicach.
– Jesteśmy tu codziennie, od 11.00 do 15.00. Nie, z telefonami siedzimy tylko teraz, bo tak mamy co robić. Mamy zajęcia kulinarne, jutro na przykład będą „Meksykańsie kąski”. To chyba mięso mielone i tortilla. Przyniesiemy składniki – opowiadają Ksenia, Patryk, Szymon, Tymek i Janek.
Uczyć się w wakacje?
Wiedzą, że potrzebna będzie też kolendra i mielona papryka. Wiedzą, bo już 2 lata temu świetlica realizowała w wakacje projekt „Ale Meksyk!”. Uczyli się tańca, gotowania i historii tego kraju. Było sombrero i piniaty – kule ze słodkościami, które trzeba strącić.
W Pawłowie wakacje niewiele mają wspólnego z odpoczynkiem. Dzieciarnia ciągle jest w ruchu, który doczekał się nawet swojego harmonogramu. Początek tygodnia to sportowe poniedziałki – tenis, cymbergaj, piłkarzyki, trampolina. Wtorki upływają pod znakiem plastyki. W poprzednim tygodniu młodzież malowała palcami maczanymi w farbie. Z niezłym skutkiem. Powstały abstrakcje, a nawet wprawki do niezłych plakatów. Takich choćby, jak projekt Jasia z polską flagą z odciśniętym na bieli śladem dłoni.
W jedną z kulinarnych śród nauczyli się robić sałatkę z mniszka lekarskiego. W ostatnią trenowali umiejętność wyrobu ciasta drożdżowego. Dziesięciolatki wiedzą już, że najpierw drożdże trzeba rozetrzeć z cukrem „do formy ciekłej”. Wiedzą, że potrawy można przyprawiać liściem laurowym i zielem angielskim. Jak na 10-letnich kucharzy to całkiem zaawansowana wiedza. W zeszłym roku, w projekcie „Dotknąć, poczuć, posmakować – innowacyjne zajęcia z zakresu edukacji ekologicznej” robili sok z pokrzywy. W czwartki świetlica rozbrzmiewa dźwiękami.
– Proszę pani, tańczyłem w ostatni czwartek przez 40 minut bez przerwy. Do czego? Do wszystkiego – opowiadał Janek.
W piątek – gry i zabawy. Na przykład pysle, czyli plastikowe koraliki, które układa się na płytkach, a potem przyprasowuje. Tak powstają dowolne kolorowe płaskie kształty.
- W Lotyniu we wtorkowe popołudnie dzieciaki poznawały tajniki przygotowania popularnego glutka, czyli slime’a. Produkcja „galaretki” do zabawy wciągnęła też dorosłych
Nad wszystkim w pawłowskiej świetlicy czuwa Małgorzata Jasinska-Łobocka. Ściany pełne są dowodów na jej kreatywność. Korytarz zdobią efekty projektu sprzed kilku lat, kiedy młodzież przepytywała najstarszych mieszkańców Pawłowa i poszukiwała starych dokumentów i zdjęć.
– W zeszłym tygodniu mieliśmy spotkanie z naszą strażą pożarną, współpracujemy z nimi. Ale też z seniorami, z lokalnym stowarzyszeniem, klubem sportowym „Jantar” i szkołą, a świetlica jest czynna cały rok – mówi instruktorka placówki, która nigdy nie zasypia.
Lotyń w galaretce
– O, trafiła pani w dobrym momencie. Właśnie zaczęliśmy zajęcia pod tytułem „Produkcja slime’ów”. To taka galaretowata masa do zabawy – wyjaśniała Karolina Pozorska, instruktorka świetlicy w Lotyniu.
– Każdy bierze sobie łyżeczkę. Teraz proszę mieszać, a ja wam będę dolewać aktywator – ogłaszała Ola Karowska, animatorka.
Przed dzieciarnią miseczki. A w nich kolorowa maź, którą trzeba szybko wymieszać. Jeszcze kilka kropli zapachu. Jakiego slime’a chcesz mieć? Pachnącego truskawką czy bananem? Colą czy zielonym jabłkiem? A może arbuzem?
- Panie ze stowarzyszenia „Stokrotki” działającego w Lotyniu. Kiedy maluchy robiły kolorowe i pachnące „glutki”, one pilnie strugały w drewnie ptaszki
Jednym slime, zwany w Polsce glutkiem, klei się pod palcami, innym już pozwala się dowolnie formować. Sprawdzianem dla glutka jest poddanie go grawitacji. Trzeba unieść rękę na wysokość dwóch łokci i pozwolić mu spływać. Dobrze zrobiony powinien sięgnąć stołu.
Slime’y odpoczywają i nabierają sprężystości, a my wśród gwaru próbujemy dowiedzieć się, jak wygląda letnie życie świetlicy, w której gościnnie bawi grupa z Nowej Cerkwi.
– Też mamy, jak Pawłowo, kulinarne środy. Były gofry, sałatka owocowa. Jeździmy na basen, do kina, na piłkę plażową w Charzykowach. W sierpniu będzie gra żeglarska – opowiada Karolina Pozorska.
W świetlicy działają też dwa lokalne stowarzyszenia – „Stokrotki” i „Przystanek Lotyń”. Z „Przystankiem” dzieci robiły niedawno budki lęgowe.
Ptaki lgną do Stokrotek
Kiedy w jednej z sal glutki „ćwiczyły” rozciąganie, w drugiej grupa lotynianek chwytała za dłuta i kawałki drewna podczas warsztatów rzeźbiarskich z Zygmuntem Kędzierskim, artystą ludowym.
– Będą ptaszki. Musimy nadać im szlachetniejszy kształt, a potem będziemy malować je po kaszubsku. Ale to nie pierwsze nasze warsztaty. Było już plecionkarstwo, wikliniarstwo, malowanie na szkle. Spotykamy się przez cały rok – zdają relację panie ze stowarzyszenia kobiet „Stokrotki”.
Stowarzyszenie jest kobiece, bo „panowie jakoś się nie garną”. Nic to, one są dumne z tego, że od czasu, kiedy założyły stowarzyszenie, bardzo dużo się nauczyły.
– Okazało się, że każda coś potrafi. Ale i coś jeszcze – że te swoje pasje może realizować dopiero podczas spotkań. Bo w domu to wciąż brakuje na to czasu! – mówi Lidia Pozorska, prezeska stowarzyszenia. I dodaje, że podczas spotkań wyłoniła się kilkuosobowa grupa śpiewacza. Biorą na warsztat wszystko – pieśni patriotyczne, biesiadne, kościelne i kaszubskie.
Z tą kaszubszczyzną problem ma jednak Zygmunt Kędzierski.
– Wszystko, co panie robią, jest bardzo fajne. Ale martwi mnie, że za mało jest warsztatów ukierunkowanych na regionalizm. Mam wiele szacunku dla talentów i umiejętności, które pozyskałyście, ale za mało w tym tego, co kaszubskie. Choćby dożynki – kaszubskie wyglądały inaczej – żalił się artysta.
„Stokrotki” nie zgodziły się z tą opinią.
– Ale przecież co czwartek Gminny Ośrodek Kultury w Chojnicach organizuje w Swornychgaciach „Kaszubski czwartek”. I jeszcze wieczory kaszubskie – argumentowały „Stokrotki”.
- W pawłowskiej świetlicy każdy dzień wakacji przynosi nową wiedzę. Telefony i tablety przestają być potrzebne
Same są dumne z kwiatów robionych z rajstop czy bransoletek plecionych z koralików. Nie ma w nich nic kaszubskiego, ale uważają, że to też je rozwija.
– Ja wam coś powiem. My haftujemy po kaszubsku, ale to jest taka czasochłonna praca, a nikt tego nie chce kupić, nawet za grosze! Większość ludzi nie ma pojęcia, ile to jest naprawdę warte – szukały przyczyn zaniku ludowych zwyczajów panie i obarczały winą tanią chińską produkcję, którą wybiera wielu konsumentów. Ale przede wszystkim bolały nad tym, że ludowej sztuki nie uczą się młodzi.
– Tymi wzorami zajmują się już tylko kobiety na emeryturach! My kiedyś odejdziemy, a młodych się nie uczy – mówiła jedna ze Stokrotek.
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek