– Proszę, w 2014 roku dostaliśmy w Szreniawie pod Poznaniem pierwsze miejsce w kategorii „Wypiek bożonarodzeniowy”. Wie pani, dyrektor zawołał mnie i poprosił, żebyśmy już nie sprzedawali tyle tych naszych ciasteczek, bo za dużą konkurencję robimy – mówi Jan i pokazuje oprawiony dyplom.
A po chwili przynosi z kuchni reklamówkę, w której pobrzękuje metal. Zaglądam, a tam kilka-dziesiąt aluminiowych foremek w kształcie połówek orzecha włoskiego. To z nich wychodziły bezkonkurencyjne orzeszki. Połówki kruchych ciasteczek spajała pyszna orzechowa masa. Gospodarz zdradza, że te foremki dawno temu ściągał gdzieś z Ukrainy.
Aniołek z wachlarzem
Jan ma 80 lat. Mówi, że był i rolnikiem, i krawcem, i stolarzem, i rzeźbiarzem. A jego historia zaczyna się w małym Głęboczku pod Tarnopolem. To przedwojenne Kresy, a dziś – Ukraina.
Głęboczek był dużą wioską – 1060 numerów. Ukrainiec mieszkał obok Polaka, a czasem Polak dawał schronienie Żydowi. Rodzice Jana w czasie wojny w stodole przez pół roku ukrywali małżeństwo lekarzy ze Lwowa z dwunastoletnią córką. Nie znali nawet ich imion. Któregoś dnia rodzina powiedziała, że musi iść dalej. J...