Doświadczyła choroby, teraz ostrzega innych
O losach swojej rodziny mogłaby napisać książkę. Jej babcia, przedwojenna bizneswoman, prowadziła firmę, zaś dziadek zajmował się głównie wychowywaniem dzieci, co niemal sto lat temu było ewenementem. Kolejna silna kobieta – mama, przekazała jej mądrość życiową. O sobie mówi „artystyczna dusza”. Szyje, szydełkuje, ozdabia. Zamiłowanie do twórczości odziedziczył po niej starszy syn Mariusz – Anastazy z filmowej adaptacji „Akademii pana Kleksa”.
– Mam prawie siedemdziesiąt lat i wciąż ogromny apetyt na życie. Właśnie zawiązałam koło, które przyczyni się do edukacji kobiet w kwestii profilaktyki nowotworowej. Będę z koleżankami wspierać mieszkańców w chorobach, samotności, a także zachęcać do lokalnej aktywności. Bo, jak mówi porzekadło, w domu to ludzie umierają. A my chcemy do nich wychodzić!
Pomyłka za pomyłką
Urodzona na Mazurach, przez wiele lat mieszka w Warszawie, by wreszcie osiąść na upragnionej wsi. Przeprowadza się z „wielkiej płyty” na warszawskim Grochowie do Zawodnego – wsi w gminie Prażmów, oddalonej od miasta kilkadziesiąt kilometrów. Niestety, sielankę przerywa choroba.
W 2002 roku idzie na rutynową kontrolę piersi. Po wizycie odbiera wyniki, w których zlecone jest kolejne badanie – biopsja.
– To słowo nic mi nie mówiło, a ginekolog kompletnie zignorował zalecenie radiologa – rozkłada ręce Anna. – Na kolejne badanie piersi poszłam dopiero po kilku latach. Dziś wiem, że powinnam była domagać się wyjaśnienia, o wszystko pytać. Nie wolno ignorować własnego zdrowia.
Po kolejnej kontroli w 2007 roku ponownie zostaje skierowana na biopsję. I tym razem brakuje jej szczęścia do lekarzy – pomyłkowo otrzymuje wynik innej pacjentki, z rozpoznaniem: rak.
– Przeproszono mnie za pomyłkę, ale własnych wyników nie otrzymałam, bo… profesor nieprawidłowo pobrał wycinek! – wspomina roztrzęsiona. – Z perspektywy własnych doświadczeń radzę wybrać poleconą, sprawdzoną placówkę. I nie odpuszczać.
- Anna, Róża i Halina – babcia, wnuczka i synowa – wiedzą, jak ważna jest wielopokoleniowość. Wspierają się w trudnych chwilach, a także wzajemnie inspirują. Od niedawna wspólnie działają w KGW, które wymyśliły i zawiązały
W styczniu 2008 roku ponownie idzie na badanie. Rozpoznanie: rak. Jest zdruzgotana. Jak większość kobiet sądziła, że „to” jej nie dotyczy. Przyznaje, że sama nigdy się nie badała, bo nikt nie pokazał jej, jak to robić. W drodze do domu nie zastanawia się, dlaczego ona.
– Pytanie było dla mnie bezzasadne. Bo niby dlaczego choroba miałaby mnie nie dotknąć? – mówi. – Dziś przekonuję kobiety, że coroczna kontrola powinna być wpisana w nasz „kobiecy kodeks”. Pamiętajmy, że wcześnie wykryty rak jest w większości przypadków wyleczalny, a nowoczesne metody leczenia pozwalają „oszczędzić” piersi, a nawet węzły chłonne. Mammobus nie może stać pusty!
Ze względu na stopień zaawansowania choroby zostaje poddana mastektomii. Aby poszukać wsparcia wśród kobiet borykających się z traumą choroby, dołącza do piaseczyńskich „Amazonek”, gdzie wkrótce obejmuje funkcję przewodniczącej. W ciągu kilku lat aktywności w klubie organizuje regularne badania profilaktyczne, wyjazdy integracyjne, spotkania z psychologiem, onkologiem, a także z innymi amazonkami. Uświadamia kobiety, jak dbać o zdrowie.
– Wciąż mało wiemy na temat nowotworów – mówi.
Obudzić ze snu
Rodzina Lipińskich mieszka w wielopokoleniowym domu. Anna z mężem, syn z partnerką życiową Haliną oraz wnuczęta pożegnali niedawno najstarszą członkinię rodziny – 102-letnią seniorkę rodu.
– Pracuję z osobami starszymi i wiem, jak trudna jest dla nich samotność – mówi synowa Anny Halina.
– Chcę przekazać dzieciom, że ważna jest integracja międzypokoleniowa i wsparcie osób starszych. Jeśli my tego w nich nie zaszczepimy, to kto? – zastanawia się.
To właśnie Halina namawia Annę na zawiązanie koła gospodyń dla kobiet z Zawodnego oraz sąsiedniego Prażmowa. Przekonuje teściową, że z jej energią, umiejętnościami i doświadczeniem warto podjąć działanie.
W grudniu ubiegłego roku nowo powstała organizacja rusza z kopyta. Do grona członkiń dołącza Halina oraz jej córka, nastoletnia Róża.
– Postawiłam sobie za cel wybudzenie ze snu wsi, w której nie ma świetlicy ani ośrodka kultury. Aby kobiety pokazały, co potrafią, swoją wiedzą dzieliły się z kolejnymi pokoleniami – mówi Anna Lipińska. – Często zamknięte w domach, przy wnukach albo starszych, schorowanych osobach latami żyją w izolacji. Będziemy wspierać osoby samotne, starsze, a – nade wszystko – dotknięte traumą choroby.
Utworzenie komórki opiekuńczej dla rodzin osób ciężko chorujących jest priorytetem działalności KGW. We współpracy z honorową członkinią koła, dr Ewą Ostapowicz, gospodynie będą docierać do rodzin potrzebujących wsparcia. Czasem wystarczy zwykła rozmowa, innym razem – wspólny spacer. Ważne, żeby człowiek w najtrudniejszych momentach wiedział, że nie jest sam.
Kajet zamiast Internetu
Aktywne, kreatywne i praktyczne – takie hasło przyświeca kobietom ze stowarzyszenia.
Aktywne i kreatywne – w dowolnej dziedzinie, w której każda z członkiń czuje się najlepiej. Przewodnicząca koła namawia panie, aby ujawniły się ze swoimi pasjami. Na zachętę, na jednym z pierwszych spotkań prezentuje własne wyroby: tzw. kule przyjaźni, frywolitki, kolorowe chusty. Przekonuje kobiety, aby odważyły się robić to, co sprawia im radość. Praktyczne – aby swoją wiedzę i umiejętności przekazać młodszemu pokoleniu. Wspiera ją w tych działaniach również wiceprzewodnicząca, sąsiadka zza miedzy, Teresa Jankowska – emerytowana nauczycielka matematyki.
– Wiem, że wśród nas są doskonałe kucharki, potrafiące przyrządzić lokalne przysmaki, których na próżno szukać w Internecie. Z kolei inne kobiety są mistrzyniami rękodzieła – mówi przewodnicząca.
Zależy im, aby lokalne tradycje zostały przywrócone, a o wsi zrobiło się głośno. W planach mają już produkcję ekologicznych przetworów, które estetycznie udekorują własnoręcznie utkaną frywolitką.
– Stwórzmy przyjazną przestrzeń, która tętni życiem. Aby wieś umożliwiała szeroko pojęty rozwój – zarówno starszym, jak i młodszym mieszkańcom – mówi Anna Lipińska. – Jako lokalna, sztandarowa organizacja, nie zawiedziemy. W końcu obiecałyśmy to wójtowi.
Małgorzata Janus