
Jakie były początki GAĆaneczek?
Ewa Jackiewicz, szefowa koła, pochodzi z Oławy, czyli miasta. Ale zawsze w duszy miała wieś.
– Pół dzieciństwa spędziłam na wsi u znajomych rodziców. Nigdy nie wyobrażałam sobie życia w mieście. Koleżanka sprzedawała działkę w Gaci i postanowiliśmy z mężem wybudować się na wsi. Przez pierwsze siedem lat nie integrowałam się. Przy okazji pierwszej komunii dzieci poznałam panią sołtys. Powiedziałam: „Może coś byśmy dla wioski zrobiły?”. We wsi działało koło, ale mało było je widać. Ówczesna przewodnicząca nawet zachęciła mnie do założenia nowego. „Zakładajcie, jakby co, pomożemy wam”. Założyłam razem z panią sołtys, która dziś jest też Gaćaneczką – wspomina Ewa.
Rozmowy gospodyń pod palmami
Nie zarejestrowały się w Agencji, bo Ewę, która prowadzi fundację, trochę odstrasza dotacja i jej rozliczanie.
– Wchodzę na grupy dla kół i widzę, że babki mają problemy, ale pewnie w końcu się zarejestrujemy – mówi przewodnicząca GAĆaneczek.
Działają bez dotacji, wyłącznie ze składek i tego, co zarobią na sprzedaży ciast, z których słyną. Kiedy gdzieś w okolicy szykuje się impreza, organizatorzy natychmiast pytają: „A kawiarenkę nam zorganizujecie?”. „Zorganizujemy”, odpowiadają.
Ewa wie, że jej koleżanki z koła tyle robią dla wioski, tak się udzielają w imprezach charytatywnych, że zasługują na odpoczynek. Dlatego jeżdżą na wycieczki. Były już w Mediolanie, tańczyły do upadłego pod wieżą Eiffla. Teraz padło hasło: „Egipt”.
– Pojechałyśmy, żeby leżeć, jeść, odpoczywać, chichrać się, gadać i nie mieć nic na głowie. Było wyjątkowo. Raz w roku jeździmy też do Zakopanego na rekolekcje wielkopostne. Dla refleksji, ale i odpoczynku, chodzimy po Zakopanem – mówi Ewa.
Dodaje, że na wycieczkach, także tych zagranicznych, paradują w strojach, które sobie zaprojektowały. To białe bluzki z falbanką i spódnice w kwiaty, ale mają też kilka innych wyjściowych wersji, na przykład błękitne T-shirty i małe czarne z kwiecistymi zakopiańskimi chustami.
Wygrywają i oddają
Odpoczywają, bo co chwilę ktoś je prosi o oprawę kulinarną wydarzenia. W czasie powodzi w gminie Oława mieli sztab kryzysowy. Wójt wiedział, że w mgnieniu oka zorganizują zakupy i ugotują żurek i bigos. Specjalizują się też w pierogach. Ich flagowymi są ruskie, ale robią też w setkach pierogi zielone i różowe, na słodko, ze szpinakiem. Kiedy mają przygotować na festiwal pierogowy 1500 sztuk, uciekają się do urządzeń mieszających ciasto.
– Mamy z tego radość. Kiedy się spotkamy na tym lepieniu, to nigdy nie siedzimy nabzdyczone. Rozmawiamy i pojawić się może dowolny temat. Kiedy ktoś przeżywa kryzys – pocieszamy, kiedy trzeba radzić – radzimy – zapewnia Ewa.
Mają w gminie udzielającego się charytatywnie przedsiębiorcę, który otworzył muzeum motoryzacji. Co roku organizuje Rajd Koguta, na który z całej Polski zjeżdżają samochody z PRL-u. W tym roku dziewczyny z Gaci chcą się zgłosić do rajdu i jechać do Piwnicznej-Zdroju.
– Wzięłyśmy już udział w konkursie, który organizowało muzeum. Trzeba było zrobić sobie zdjęcie pod jakimś ciekawym muralem. Zrobiłyśmy zdjęcie w Łodzi i dostałyśmy największą liczbę lajków pod nim. I wygrałyśmy rower. Przeznaczyłyśmy go na licytację na festynie charytatywnym. Roweru nie mamy, za to zebrałyśmy pieniądze dla chorego chłopaka z naszej wsi – cieszy się ze „straty” Ewa.
Niech wykorzystają komórki!
Dzieciom we wsi GAĆaneczki organizują liczne warsztaty rękodzielnicze. Teraz koło ma nowy pomysł.
– Sołtyska ma dużo starych zdjęć wsi. Chcemy, żeby dzieciaki wykorzystały smartfony, z którymi nie rozstają się, i robiły dziś nowe nowe zdjęcia obiektom ze starych fotografii. A jeżeli na zdjęciu byli ludzie, to, żeby w podobny sposób na zdjęciach pozowali współcześni – mówią.
Przygodę z fotografią przeżywają już od jakiegoś czasu. GAĆaneczki mają w Oławie koleżankę-fotografkę. Zrobiły u niej już kilka profesjonalnych zdjęć jako koło i właśnie postanowiły, że będą z nią robić raz w miesiącu krótkie sesje.
– Prawie w każdym miesięcu któraś z nas ma urodziny. Chciałabym, żeby każda miała pamiątkową fotografię. Ja na przykład marzę o zdjęciu na ciągniku albo kombajnie. Co roku robię dziewczynom kalendarze, personalizowane, czyli dla każdej kalendarz z jej podobiznami w środku, ale męczy mnie już wyszukiwanie zdjęć z dziewczynami z imprez. Teraz możemy mieć i ciekawe, i profesjonalne fotografie do tego kalendarza – mówi o nowym projekcie Ewa i dodaje, że będą drukować kalendarze i na prezenty, i do sprzedaży.
Karolina Kasperek