
Co się wyprawia w KGW Widaczków?
„Normalnie nie wiemy, czy jeszcze mieszkamy na wsi, czy może w jakimś wielkim zakładzie cukierniczym – zapachy unoszą się tak, że podobno w sąsiednich wsiach już szukają źródła! Halo, Jawornik, Hadle, Hucisko, Manasterz, Zagórze – czuć nas czy mamy dorzucić więcej drożdży?!”.
Takimi wpisami wabi mieszkańców i sympatyków koło gospodyń w Widaczowie. Wpis dotyczy niedawnej akcji smażenia pączków i faworków. Równie dowcipny jest ten wcześniejszy: „Co tu się wyprawia w KGW Widaczów, to przechodzi ludzkie pojęcie! Kuchnia rozgrzana, noże śmigają, wałki latają, a zapachy takie, że nawet gołębie nad domem zawróciły, żeby sprawdzić, co tu tak pachnie!”.
W jeszcze innym, tym z walentynek, wykładają istotę miłości: „Bo co z tego, że ktoś ci mówi »kocham«, jeśli nie chce się podzielić ostatnim kawałkiem serniczka? Prawdziwe uczucie to takie, które przychodzi z pełnym talerzem i pytaniem: »Dolać ci jeszcze kompotu?«„.
Trudno nie zawiesić oka na tych literackich wabikach, więc i nie dziwi to, czym chwalą się w jednym z postów – 14,4 tys. wyświetleń zdjęcia „na ciasteczkach” i 12,6 tys. „na kapuśniaczkach”.
Święto Pieroga i Jemioły – nowa tradycja w Widaczowie
Mają 34 członków, w tym panów. Najmłodsi mają 18 lat, najstarsi – 70. Na spotkania przychodzą też dzieci. Ich koło w nowoczesnej wersji ma dokładnie rok. To dawne przestało działać lata temu. Zarejestrowali się w kwietniu zeszłego roku, a już w maju dostali wyróżnienie za danie i jego prezentację – pierogi z kaszą gryczaną i chłodnik. Potem zrobili ognisko integracyjne w okolicy świętego Jana i piknik rodzinny „Podaruj dzieciom uśmiech”.
– Tydzień po pikniku wzięliśmy udział w III Podkarpackim Festiwalu Kuchni Dworskiej. Zdobyliśmy II miejsce za dziczyznę duszoną z borowikami. To było wyjątkowe wyróżnienie, bo mieliśmy jako koło raptem dwa miesiące! Na co dzień robimy przetwory, którymi chwalimy się na Facebooku. Mamy w kole pszczelarza, więc mamy swój miód. Robimy też nalewki – opowiada Elżbieta Cynk-Bielec.
Latem odnawiali krzyże, których mają we wsi kilka. Potem był wrzesień i dożynki gminne, więc koło robiło wieniec. I sprzedawało oryginalne zielone bułeczki, które piecze się z drożdżowego ciasta ze szpinakiem, a potem porcję ciasta wiąże się sznurkiem tak, że wygląda jak mała ozdobna dynia albo kwiat.
We wrześniu 2024 roku koło obchodziło pierwszą edycję wymyślonego przez siebie Święta Pieroga i Jemioły.
– Lubimy lepić pierogi, z różnym farszem, są u nas w piątek w każdym domu. A jemioła? Bo jesteśmy otoczeni lasami, a tam jej pełno. A ona, oprócz tego, że jest pasożytem, to kojarzy się ze szczęściem, miłością, zbliża ludzi – mówi Elżbieta.
Z łopatnikiem po nagrodę – niezwykła historia tradycyjnej potrawy z Widaczowa
Koło w Widaczowie zajmuje się nie tylko strawą dla ciała, ale i dla duszy.
– Niedawno odnalazłyśmy zdjęcie z czasów, w których w kole działały nasze mamy i babcie. Są na nim dawne stroje ludowe, a my chcemy właśnie takie mieć. Na podstawie tego zdjęcia etnografka z muzeum w Przeworsku powiedziała, jak wyglądał ten strój, a zwłaszcza motyw na gorsetach. Bo okazuje się, że jest jeszcze inny niż strój przeworski. Na naszym na lewym ramieniu były wstążki. A na gorsecie haftowano chryzantemy albo astry. Teraz już się szyją cztery stroje. Są drogie, a chcemy, żeby było chociaż dla niosących wieniec – mówi dumna Elżbieta.
Brali udział w Podkarpackim Naturalnym Wypasie. Wzięli udział w warsztatach z kucharzem z Serbii i uczyli się serbskich potraw, słuchali wykładów z leśnikiem i robili naturalne mydła. A potem był konkurs „Z notatnika babci – podziel się tradycyjnym przepisem na potrawę”. Konkurs miał na celu integrowanie Polaków i Ukraińców. Jedna z członkiń widaczowskiego koła – Maria Kisiel – wygrała główną nagrodę.
– Nasz produkt z konkursu to łopatnik – zwykłe ciasto drożdżowe, w które zawijana jest kasza z ziemniakami. Był pieczony w żniwa, wykopki i na większe święta. Był pieczony jak chleb, na łopacie wkładano go do pieca. Jadło się go ze zsiadłym mlekiem. Nosiło się też w pole – wyjaśnia Elżbieta.
Mówi, że koło korzysta głównie z dotacji agencyjnej i od czasu do czasu sięga po małe dotacje. Większych się boi, bo nie ma jeszcze wprawy w pisaniu i rozliczaniu projektów, poza tym jako organizacja, która nie ma jeszcze dwóch lat, nie może startować po wiele grantów. Widaczowscy gospodynie i gospodarze zaznaczają, że nie radziliby sobie tak dobrze, gdyby nie Sabina Południak – radna Sejmiku Województwa Podkarpackiego.
– To prawdziwy anioł stróż naszego koła. Zawsze możemy liczyć na jej wsparcie, rady i zaangażowanie, jest obecna na każdym organizowanym przez nas wydarzeniu, wspiera nas na każdym kroku. Jej dobroć, serdeczność i oddanie społeczności zasługują na najwyższe uznanie – podsumowują.
Karolina Kasperek